24/02/2019
Szerman i spółka
Wiecie, co lata temu przyciągnęło mnie do Fundacji AST?
"Złote Bulle" - program dedykowany zwierzętom starszym, chorym, zbędnym. Program ważny i potrzebny, program, w który wolontariusze i sympatycy ASTów wkładali mnóstwo energii.
Dzięki niemu szanse dostawały te psiaki, którym w życiu najbardziej pod górę - bo nogi już nie niosą tak, jak za młodych lat, a zmysłom coraz trudniej odnajdywać właściwą ścieżkę. Psiaki, obok których odwiedzający schroniska przechodzą szybszym krokiem, unikając błagalnego spojrzenia zza krat. Za stare, za brzydkie, zbyt schorowane.
Musicie wiedzieć, że za każdym razem, kiedy zgłaszał się do nas DT dla zwierzaka z programu czułam dumę i radość - bo znów wydarzał się mały cud, bo kolejna psia dusza kołysząca się nad przepaścią zapomnienia nagle stawała w świetle reflektorów, a potem dostawała szansę i maszerowała ze swoim opiekunem do domu.
Z tym większym smutkiem obserwuję, że ten trend się odwraca - mam wrażenie, że domów otwierających swoje drzwi dla czworonogich staruszków pojawia się coraz mniej.
Tymczasem o ile skala bezdomności TTB w Polsce jest wielka to skala bezdomności starych TTB - po prostu porażająca. Nie ma dnia, w którym nie dowiadywalibyśmy się o kolejnym złotym bullu czekającym gdzieś na ratunek, na pomoc.
Podczas gdy w przypadku młodych, adopcyjnych psów sensownym jest tymczasowe umieszczanie ich w hotelach to w przypadku dziadeczków zupełnie mija się to z celem. Nawet najlepszy, najtroskliwszy, najbardziej sprawdzony hotel nie jest bowiem w stanie zapewnić warunków, jakie są niezbędne dla prawidłowej diagnostyki, leczenia i utrzymania seniora.
Dlatego apelujemy o pomoc - jeśli nie czynną (bo rozumiemy, że nie każdy może przyjąć pod swój dach seniora) to choćby w udostępnieniach apeli, zbiórek, poszukiwaniu DT.
Czy bycie opiekunem Złotego Bulla jest łatwe?
Nie. Podobnie jak nie jest łatwe branie odpowiedzialności za los każdego innego stworzenia, z którym przyjdzie nam dzielić życie.
Na pewno wymaga cierpliwości, na pewno zrozumienia dla dolegliwości typowych dla wieku. Trzeba być ciut bardziej uważnym i wyczulonym na niepokojące objawy zdrowotne, czasem pomóc psiakowi wstać, czasem go podnieść, przenieść czy przypomnieć mu, którędy wychodzi się z klatki schodowej. Zdarza się zakwitnąć na trawniku na pięć minut, bo umysł seniora właśnie zawiesił się w kontemplacji wyjątkowo atrakcyjnego patyka. Zdarza się odmówić wyjścia ze znajomymi, bo podopieczny "jakoś tak dziwnie wygląda".
Co otrzymuje się w zamian? Ogrom satysfakcji ze skokowej poprawy czyjegoś losu. Piękno zaskoczenia w chwili, kiedy dotychczas zobojętniały na świat staruszek okazuje się być wielkim fanem piłki. Wzruszenie na widok szerokiego uśmiechu na posiwiałej psiej twarzy. Radość z obserwacji, jak zwierzak odzyskuje wiarę w odmianę losu i zaczyna zachłannie, garściami czerpać z życia, nadganiając zmarnowany za kratami czas.
To jest taka wartość, którą trudno przyrównać do czegokolwiek innego.
Wiem, czego na pewno obawia się wielu z Was.
Pożegnań.
Nie znam recepty na to, by przeżywać je łatwiej, bardziej naturalnie akceptować jako nieodłączną część losu. Nawet w przypadku bardzo starych, chorych psiaków nie da się na nie dobrze przygotować.
Myślę jednocześnie, że tym, co pomaga przezwyciężać żal i rozdzierające poczucie straty jest świadomość tego, że śmierć jest po prostu nieunikniona, a dzięki nam nabiera godności i nie jest samotna. W schronisku psy odchodzą... mimochodem. Jednego dnia na boksie staruszka wisi kartka z jego imieniem, a następnego - po prostu już jej nie ma, a miejsce zajmuje kolejny czterołapek. Życie toczy się dalej.
Nikt nie powinien odchodzić w taki sposób. I to my jesteśmy tymi osobami, które mają moc to zmienić.
Naprawdę warto.