28/09/2023
Ważne- jak zawsze to co napisze Ewa.
Przeczytajcie, a jak Wam będzie mało to sięgnijcie po książkę o ludziach i psach autorstwa Ewy Pikulskiej i Agnieszki Ornatowskiej „Przyjaźń na dwie ręce i cztery łapy”.
Miałam sobie wrzucić granat do „naszego ogródka” czyli osób związanych z nurtem relacyjnym ( to moja nazwa robocza dla teoretycznie ludzi z mojej bajki), no ale plany mi się pokrzyżowały, bo pojawiły się filmy z ośrodka, który „naprawia” popsute pieski, bo umie i wiadomo weszły emocje.
Widząc psa który umęczony wychodzi w milionie akcesoriów na sobie, z szczęką zaklinowaną w kagańcu, z budy zamykanej na lite drzwi, w której spędził 10 dni i słania się na nogach - pierwsza myśl jaka pojawiła mi się w głowie to obraz z filmu Django jak dr. Schultz i Django przyjeżdżają na Candyland’u i okazuje się, że Broomhilda siedzi w jamie i ją z tej jamy wyciągają, a zaraz potem zobaczyłam Ramsay’a Bolton’a i Theon’a Greyjoy’a.
Czemu zdecydowałam się na tak mocne porównanie ? Czemu tego nie przemilczę, że taka myśl pojawia mi się w głowie ? Bo widzę po komentarzach, w związku z tą historią, że ludzie kompletnie nie rozumieją tego w czym problem. NIe rozumieją w różny sposób w zależności od tego, gdzie upatrują problem i sposób jego rozwiązania - obarczają winą różne strony, ale nadal większość nie rozumie i nadal większość tkwi w swoich przekonaniach.
Nie rozumieją tego Ci bardzo pozytywni - bo przypisują pojawienie się i utrwalenie agresji u psa brutalnym metodom lub złemu traktowaniu psa przez opiekuna ( w sensie bił go, głodził itd) , a złe jawi i się w głowie wyłącznie jako przemoc typowo fizyczna. NIe dostrzegają, że przemocą psychiczną jest oczekiwanie od psa, żeby nie był psem, że przemocą psychiczną jest budowanie w psie uzależnień w związku z własnymi oczekiwaniami, że nadopiekuńczość bywa szalenie krzywdząca, bo jej celem nie jest opieka, a kontrola, nie chcą dostrzec, że obecnie pojawia się całe mnóstwo psów agresywnych w stosunku do swoich własnych opiekunów - po szkółkach pozytywnych, że tak zachowują się dziś ( mam wrażenie, ze znacznie częściej) psy, które nigdy w życiu nie zaznały przemocy fizycznej i wychowywane są zgodnie z najbardziej popularnymi trendami pozytywnymi. Natychmiast najsilniej reagują na hasło dławik, a nie na ciężkie, wielkie i nie wygodne szelki, nie na milion obroży, nie na trzy smycze - bo sami zalecają takie narzędzia i ich używają i nie rozumieją tego, że linka/smycz zaciskowa czasem jest najdelikatniejszym z narzędzi i jedynym możliwym do użycia przy pierwszym czy drugim kontakcie z psem agresywnym lub nawet tylko bojącym się, pozwalającym w przypadku psa agresywnego/bojącego się, najmniej go zestresować przy zakładaniu i że jednocześnie tylko takie narzędzie często początkowo, można łatwo zdjąć, żeby pies, który w danym momencie nie musi być na smyczy mógł poczuć się komfortowo także fizycznie i to też ma znaczenie. Ze można tego narzędzia używać w sposób bardzo delikatny jak się umie, że lina to lina, można na niej kogoś powiesić i nią udusić, a można z jej pomocą wyciągnąć kogoś z czeluści piekieł.
Nie rozumieją tego Ci, którzy widząc, że w innymi miejscu ten sam pies już na drugi dzień nikogo nie pożera, idzie na luźnej lince, więc w ich głowie pojawia się przekonanie, że ten pies nie jest agresywny ( w tym sensie, że jest obecnie milutki, a kłamstwem jest to, że pies gryzł i zachowywał się agresywnie ), bo to np. golden. A to znaczy, że nie rozumieją, że każdy z nas ( i każdy pies) może zachować się agresywnie, a jeśli jego życie jest kijowe prawdopodobieństwo, że zachowa się agresywnie rośnie, a nie maleje. Te osoby nie widzą tego, że ten pies nadal jest w stanie emocjonalnym nie najlepszym, a jego zaufanie było niszczone stopniowo i przez długi czas, a to, że nie atakuje, nie wynika z tego jak dobrze się czuje, ale na tym, że osoba która go na tej lince ma - zwyczajnie wie co robi, a śmiem twierdzić, że zdecydowana większość fachowców, którzy teraz będą budować własną markę na tym przypadku, sprowokowała by tego psa do ataku i pogorszyła jego kruchy na razie stan emocjonalny np. usiłując go zawlec od razu na badania weterynaryjne, lub uznałaby, że w takim stanie nie można z nim pracować i najlepiej najpierw go naćpać lekami. Czemu chcą go od razu wlec na badania - bo model nauczania zakłada, że jak zachowanie psa zmienia się nagle, to mogą za tym stać przyczyny zdrowotne, a nie chcą dostrzec zwłaszcza wtedy,kiedy zachowania problemowe pojawiają się u psów prowadzonych zgodnie z np. ich pozytywnym podejściem, że to nie nagle zmiany, ale konsekwencja ich metod i że doszło do ugryzienia, bo dziwne by było, gdyby nie doszło, że pies nie ugryzł ileś razy w czasie , gdy tworzyli w psie uzależnienia - każdy ma jakaś swoją wytrzymałość i każdy pies wytrzyma dłużej lub krócej. Że armie psów kontrolujących zasoby to psy wychowywane często jak najbardziej pozytywnie, a różnica polega tylko na tym, że niektóre z kontrolerów zaprezentują zachowania „agresywna-lękowe” do obcych, niektóre będą przejawiać lęk separacyjny, a niektóre sterroryzują własną rodzinę, ale przyczyny tego leżą w sposobie wychowania psa. Że w końcu, żeby pies robił postępy, żeby zaufał, nie można tego zaufania niszczyć, a zabranie na szczegółowe badania psa, który w takim sensie początkowo nie jest obsługiwalny, z pewnością nie pomoże mu szybciej obsługiwalnym się stać, a wręcz odwrotnie i jeśli coś nie jest niezbędne na początkowym etapie to zwyczajnie może poczekać, a osoba, która ma znacznie większe doświadczenie od nich z pewnością widzi problemy z poruszaniem się psa, ale wie też, że pies który siedział przywiązany w domu, potem w budo skrzyni, chodził w tym milionie szelek, a przede wszystkim, żył najpewniej w permanentnym stresie od wielu miesięcy może mieć napięcia w ciele, które zwyczajnie zejdą z niego jak mu się dalej nie będzie fundowało takich „atrakcji”.
Nie rozumie tego osoba, która w ten sposób „robi psy” i temu psu, poprzednim i niestety wiem, że kolejnym zrobi to samo. I wiem, że takich osób jest dużo. Wiem, że ta buda, nie powstała na potrzeby tego psa, a budo skrzynia jest najpewniej wykorzystywanym w tym miejscu narzedziem i że niejeden pies zaliczy taką odnowę i zaliczył w takiej budoskrzyni. Ja akurat uważam, obserwując ten „rynek” od wielu lat, że to są osoby, które doszły do wniosku i wiedzą, że w wielu przypadkach zachowania agresywne pojawiają się po szkółkach pozytywnych ( same często się z nich wywodzą i same sobie takie problemy wygenerowały niejednokrotnie w przeszłości) i „naprawiły” ten problem używając przemocy. I nie widzą tego, że to, że naprawiły nie znaczy, że nie wywołały tych problemów i że nadal nie wywołują, a nauczyły się jedynie „pacyfikować” psy. I nie widzą tego, że źródłem tych problemów jest przedmiotowe traktowanie psa i używanie go dla zaspokojenia własnych potrzeb i że odpowiedzią szkoły pozytywnej na obsesyjną kontrolę jaką sama zaszczepia w opiekunach są środki psychotropowe, a odpowiedzią „zrównoważonych” jest przemoc. Ale to, że muszą stosować jedni przemoc inni psychotropy jak dropsy wynika de facto z tego samego źródła. Z nastawienia na zaspokajanie potrzeb ludzi w stosunku do ich psów.
Osoby gloryfikujące Nepopo stawiają na skuteczność ( pies nie ma prawa zachować się źle, bez względu na wszystko) i nie widzą w sobie Pana Candie. Widzą w sobie fachowców, który wiedzą jak uczynić niewolnika posłusznym i nie buntującym się. I tych posłusznych i nie buntujących się niewolników pewnie w jakiś tam sposób nawet lubią, a na pewno lubią swoje samopoczucie, że takimi je potrafią uczynić. I nie - nie jest to często osoby po kursie weekendowym. To często osoby o dość długiej i dość różnorodnej drodze edukacji i z doświadczeniem. Często zresztą wcześniej związane ze szkołą pozytywną.
Nie rozumieją tego Ci co są pod wrażeniem, że pies się tak szybko zmienił i nawet kiełkuje w nich ziarno zrozumienia dla niektórych elementów z tego co głosi Sylwia, ale narazie znaleźli jakieś 3 puzzle z układanki na 1500, a pozostałe to nawet pod stołem nie leżą, ale są przekonani, że te inne elementy są nie potrzebne. To oni piszą - wystarczyło dobrze traktować pieska i Ci sami ludzie będą zażarcie bronili prawa do zamknięcia 80 kilogramowego kaukaza w kawalerce na 6 piętrze w centrum miasta, bo wystarczy kochać pieska. Otóż właśnie często nie wystarczy. Osoba, która „uratowała” tego psa, kiedy był szczeniakiem też tak uważała jak sądzę. Ten pies nie wytrzymał. Czy innym, które wytrzymują, sama miłość i dobre chęci wystarczają i już jest fajnie ? Nie - różnica często polega tylko na tym, że jedne to wytrzymują, a inne nie. A chodzi o to, żeby nie musiały wytrzymywać, a przynajmniej, żeby jak najmniej musiały wytrzymywać - przynajmniej tym, z którymi w psim świecie ja się przyjaźnie. Chodzi o to, żeby zrezygnować z „ Ja chcę, na rzecz ja mogę” . Mam 6 dzieci i mało czasu i dzieci chcą szczeniaka, ale szczeniak to kolejne dziecko, dla którego żeby wyrósł na fajnego, muszę mieć czas, cierpliwość i empatię, a nie wymagania i oczekiwania jedynie - to pomimo, że chcę mogę zadać sobie pytanie czy mogę i uczciwie sobie odpowiedzieć. Czy moje chcę jest dobre dla tej innej istoty i czy w związku z tym mogę. Jeśli mieszkam w centrum miasta na 3 piętrze bez windy to czy mogę wziąć psa, który jeśli zachoruje lub się zestarzeje, nie będę w stanie znieść go na spacer kilka razy dziennie ? Bo może wtedy lepiej, żebym zamiast - chce mieć psa o wadze 60 kilo, adoptowała psa o wadze 10 kilo w średnim wieku, bo mu przynajmniej życie być może uratuje i jeśli wyciągnę go z boksu 2x2 w schronisku to obiektywnie może być mu u mnie lepiej, jeśli jeszcze wykaże się zrozumieniem dla niego. O to w tym wszystkim chodzi tak naprawdę.
Bo jeśli tego nie zrozumiemy pozostanie nam jedynie przemoc lub psychotropy, a będziemy je musieli zastosować wtedy kiedy nasze CHCĘ zwyciężać będzie nad naszym MOGĘ.
( dla tych co nie znają kontekstu - skrót - Kobieta uratowała szczeniaka w typie goldena, pies zaczął wykazywać zachowania kontrolujące, przeszedł przez ileś ( nie wiem ile) trenerów i treningów - było coraz gorzej. Kobieta nie miała dalej możliwości zająć się psem - warunki lokalowe i rodzinne, szukała kogoś kto go naprawi i znajdzie mu dom. Przekazał psa do ośrodka, który na 10 dni umieścił psa w zamykanej drewnianymi drzwiami budzie, a wyprowadzał psa dwa razy dziennie z niej. Pies dodatkowo zaklinował sobie po 8 dniach szczękę w kagańcu. Ośrodek stwierdził, że nic się z tym psem nie da zrobić, bo jego agresja eskalowała ( to dość przerażające, że w tych warunkach ktokolwiek spodziewa się czegokolwiek innego poza eskalacją) i kazała zabrać psa. Psa przyjęła Fundacja Duch Leona, która publikuje filmy z tego jak pies się obecnie czyli już na drugi dzień od chwili kiedy do niej trafił zachowuje.)
Dla Tych, którzy chcą spróbować zrezygnować z „JA CHCE” i zrozumieć psy. Zachęcam do udziału w seminariach Sylwii ( Fundacja Duch Leona) i warsztatach.
PS. Przepraszam z powodu matołstwa technologicznego i problemów z zasiegiem post pojawił się dwa razy i wszystko się dwa razy. Jedno usunełam, przepraszam osoby których komentarz też przez to pewnie zniknie. Dodaję informacje o seminariach Sylwii w komentarzach.