05/03/2024
Trzymaj się Ewa
W związku z publikacjami medialnymi o zatrzymaniu wczoraj dyrektorki ZOO Poznań Pani Ewy Zgrabczyńskiej, przekazujemy informację i stanowisko Ewy Zgrabczyńskiej, która nie może zrobić tego osobiście, ponieważ w dniu wczorajszym odebrano jej telefon i uniemożliwiono tym samym kontakt tak prywatny, jak i z mediami, w tym społecznościowymi.
Ewa prosi o jedno, nie dawajcie wiary w to co się obecnie dzieje w związku z Jej osobą.
"Dziś o 14 przyjechała pod mój dom, który zaczynałam sprzątać po kilku dniach grypy, nieumundurowana policja. W kilka aut.
Nie pozwolili mi zamknąć szczeniaków w domu, zabrać leków, skorzystać z telefonu. Zakuli w kajdanki. Rozpoczęła się długa droga. Nie pozwolono mi wykonać żadnego telefonu. Odebrano mi mój. Gdy poprosiłam o możliwość skorzystania z mego prawa, policjant ze swego telefonu poinformował już w Poznaniu mego pełnomocnika, że za godzinę będę w prokuraturze. Nie pozwolono mi zadzwonić do syna, który mógłby zamknąć psy. Był w szkole. Staliśmy przed budynkiem policji w Poznaniu kilkadziesiąt minut. Prawie zemdlałam z bólu, bo ręce skute z tyłu kajdankami bardzo ucierpiały i przestało działać krążenie. Kiedy wreszcie zdjęto mi je i założono z przodu, policjant stwierdził, gdy pokazałam stłuczone i sine ręce, że urazy są widoczne powyżej nadgarstka, co tylko dobrze świadczy o policji, bo nie zaciskali niżej.
Potem bez słowa wyjaśnienia wieźli mnie do prokuratury. W połowie drogi ktoś zadzwonił i policjant rzucając kurwami stwierdził, że muszą cofnąć się do komendy. Był korek. Podjechaliśmy z powrotem. W tym czasie mnóstwo ludzi kończyło pracę. Wszyscy widzieli mnie i mój stres, i kajdanki.
Policjanci zaglądali przez szyby. Przerzucali się żarcikami. Kazali mi wysiąść i zaprowadzili do pokoju, w którym policjantka zrobiła mi wymaz DNA z wnętrza policzków, wokół warg i dziąseł. Taka procedura dla podejrzanego. Miałam podpisać protokoły, ale nie miałam okularów, nie mogłam przecież zabrać niczego. Potem dali szklankę wody i znowu zaprowadzili do auta, z kolejnym policjantem, który zmienił panią. Zawieźli do prokuratury. Tam był już mój pełnomocnik. Pani prokurator kazała mnie rozkuć. Czytała zarzuty, których absurd mnie powalił. Nie skorzystałam z możliwości złożenia wyjaśnień później, od razu je złożyłam. Odpowiadałam na wiele pytań. Świat, który jest mi obcy, nie jest mój. Zrobiono to po to, żeby mnie zawiesić.
Przy sprawach zwierząt, wielokrotnie stawiano mi zarzuty: ale prokurator dzwonił, zapraszał do wyjaśnień. Bez zatrzymania nie byłoby podstaw do zawieszenia, musiano by czekać do prawomocnego wyroku w sądzie, który mógłby nie być na rękę moim wrogom. Kilka osób, które otrzymały wyjątkową pomoc ode mnie, w sprawach zawodowych i prywatnych, zagięło parol. Bo na świat wyszły specjalne przywileje, imprezy alkoholowo- towarzyskie pod moją nieobecność w zoo, robienie rzeczy, które mi usiłuje się zarzucać. Myślę, że rodzice niektórych z tych osób przewracają się w grobie. Nie wierzę, nawet patrząc na historię Tomka Komendy, że tak można zrobić, tak się zachować.
Mam czyste sumienie. Nigdy nie zhańbiłam się nieuczciwością, kłamstwem, podłością. Nigdy, ani człowiekowi, ani zwierzęciu, nie odmówiłam pomocy. W jakimś stopniu jestem ofiarą własnej ufności w dobro, braku zgody na kompromis, przyzwolenia na grzechy godzące w Osoby Zwierzęce.
W kilka miesięcy przygotowano zniszczenie dorobku mojego życia, pomocy zwierzętom, zniszczono azyl, moją pracę, źródło utrzymania zwierząt i mojego syna.
Pierwszy raz w życiu to nie ja udzielę pomocy, to nie o pomoc dla zwierząt poproszę, tylko muszę poprosić o pomoc w ocaleniu mojego bytu, mojego zdrowia. I najważniejsze: życia i zdrowia, podstaw egzystencji, moich zwierząt. O nie bardzo się boję. Syn jest świetnym facetem. Mocnym. Bez moich złudzeń na temat dobra w ludziach, bo zbyt często był świadkiem tego, jak mnie kopano i krzywdzono. Ale da radę. Zwierzaki mają tylko mnie. Mój stan posiadania, mimo tych sugerowanych kradzieży maści oraz pieniędzy czy wojaży autem służbowym, nie zmienił się. Mam zwierzęta. I obowiązek wobec nich. Mam przyjaciół. I wielką moc: umiejętność wybaczenia. Nie czuję nienawiści do istot, które żywią się podłością. Bo szczezną w piekle: wyrzutów sumienia, klęsk życiowych, karmy, lęków. Nie mam się czego wstydzić. Nie obawiam się konfrontacji.
Można zniszczyć człowieka, dorobek, misję, życie zwierząt, uniemożliwić niesienie im pomocy. Ale nie można miodożerowi odebrać wolności, pragnień, wiary w dobro i życiowego optymizmu.
Miałam na rękach kajdanki, jak życzył sobie pewien człowiek, który ma na sumieniu przemoc, narkotyki i który zostanie z własnymi lękami. Skrzywdziliście panie i panowie moje dzieci. Oby los nie skrzywdził was, waszych rodzin. Życzę wam dużo satysfakcji, z setkami zwierząt, które teraz czekają na pomoc na Ukrainie, z setkami zwierząt których nie uratuję, z pełnymi fermami futrzarskimi.
Do mnie przyjdzie szop Jasiu z szopinką Małgosią, zniszczone i obite kajdankami ręce wyliże Ptysiu, a koty wyrównają mi pracę serca. Dla nich nie poddam się.
Mogę stracić wszystko, ale pozostanę wierna zwierzakom, przekonaniom, zwykłej ludzkiej przyzwoitości".