18/08/2018
Fokstrot - trafił do mnie 31 lipca 2017 roku. Zupełnie przypadkiem, był to czas wielkiej interwencji więc postanowiłam dać dom tymczasowy, aby zwolnić chociaż jedno miejsce. Choć wyczułam tutaj mały podstępik bo kolor agouti był w tym czasie najbardziej przeze mnie pożądany, a moja Layla miała dostać męża...nie sądziłam, że tak to będzie wyglądało. Z początku całkiem nieźle, fajny samiec, do tego piękny. Trochę mendowaty z charakterku. Szydło z wora wychodziło w czasie... Fox nie potrafił nawiązać żadnej relacji z człowiekiem...poza tą, którą był atak...atak ze strachu, nawet podczas podawania mu jedzenia. :( Z czasem wychodziło jak bardzo bał się człowieka, jedyną interakcją z jego strony było skulenie się w biedną kulkę po czym zaatakowanie. Bez powodu, zupełnie... Uciekał w najbardziej odległe kąty, gdy zobaczył na horyzoncie człowieka to biegł dosłownie w miejscu... W momencie kiedy ktoś chciał go adoptować nie mogłam mu tego zrobić i narazić na kolejną przeprowadzkę... już raz został porzucony, już raz czuł się niepotrzebny, zbędny, niekochany. Tak z domu tymczasowego zostałam jego domem stałym, czego przez moment naprawdę szczerze żałowałam, ale o tym za chwilę. Foxtrot zaczął się do mnie przyzwyczajać (czytaj przestawał atakować z nienacka), za to miał ogromny problem z mężczyznami, stąd śmiem twierdzić, że w jego przeszłości odgrywali jakąś bardzo haniebną rolę... :( Nie umiem opisać strachu tego królika przed ludźmi, Foxio "płakał" nawet w momentach gdy musiałam go podnieść by dać leki, czy gdzieś przełożyć. Królik niesamowicie zlękniony, nie chcę wiedzieć, co przeżył w przeszłości, ale mam nadzieję, że tego człowieka spotka za to kara, bo bez przyczyny nie da się mieć tak słabej i popsutej psychiki, nie da się być tak skrzywdzonym bez powodu. Życie z nim dopiero zaczynało być ciężkie. Nadszedł czas łączenia z moją trójką królików. Przeciwwskazań brak. Do stada włączałam go dwa miesiące, stopniowo bo inaczej toczyła się walka na śmierć i życie, dosłownie. W końcu jako tako żyły w czwórkę. Efektem łączenia były dotkliwie pogryzione i podpuchnięte pyski, rany na ciele, krew...reemisja nowotworu jednego z moich królików i walka o jego życie, najcięższy czas dla Niej i dla mnie. Wtedy wiedziałam, że Fokstrot w moim stadzie to był błąd, nieporozumienie i fatum złych zdarzeń. Nie potrafiłam się z tym pogodzić tracąc mojego ukochanego królika. Nie mogłam sobie tego wybaczyć, że najprawdopodobniej stres i utrata pozycji w stadzie pociągnęła za sobą tak tragiczne skutki, ale... Kto by się spodziewał...? Nikt, ani ja, ani lekarze weterynarii. Fokstrot atakował moje króliki, nie mogłam na to wszystko patrzeć i przeklinałam dzień, w którym do mnie trafił. Bardzo chciałam go oddać, ale coś mi nie pozwalało, coś wewnątrz mnie było pewne, że muszę dać szansę temu królikowi, poszukać przyczyny jego zachowania i pracować z nim jak z małym dzieckiem... Moja intuicja nie zawiodła mnie. Później udało nam się ustabilizować stan mojej królicy, jakimś cudem... Bo jest silna, bo robiłam dla niej wszystko, bo nasza relacja nie jest zwykłą relacją czlowiek-zwierze - nie ważne. W moim domu pojawiła się parka królików, było 4+2. Jeden z królików w parze odszedł. Znów nadszedł bardzo ciężki okres. Nie wiedziałam, czy oddać królika bez pary czy znów podjąć ryzyko. Dałam im czas. W momencie kiedy byłam pewna, że moja królica da radę i nie ma przeciwwskazań podjęłam decyzję o włączeniu piątego królika do stada. Ale już nie samodzielnie, a z pomocą. Bo nie mogłabym znów patrzeć na to, co przeszłam jeśli moja ukochana królica by oberwała. Nie byłoby to zdrowym rozwiązaniem. I co? Dziesięć dni na emigracji i odebrałam moje króliki. Były walki i wyrywanie futra między nowym, a Foxem. Ale do zniesienia- w większości przypadków. Były też dni, kiedy nie mogłam na to patrzeć i miałam serdecznie dość, dość ich wszystkich. Łapała mnie totalna bezsilność bo nie mogłam patrzeć jak Fox bije resztę królików, jak reszta dostaje przez niego na głowę i dosłownie na cień reaguje popłochem. Ale nadal starałam się gdzieś w tym wszystkim zrozumieć Fokstrota, bacznie przyglądałam się relacjom w stadzie, potrafiłam czasem całe dnie siedzieć i rozstrzygać co siedzi w tych małych głowach... Przestałam już mieć wyrzuty, ten rozdział zamknęłam i przyznam szczerze, że bez tego kroku nie mogłabym iść dalej. Zmieniłam siebie dla niego. W międzyczasie Fox przeszedł poważny zabieg gastrotomii, który zbiegł się z tym samym zabiegiem u dwóch pozostałych królików ze stada. Przemyśleń z tego okresu nie chcę udostępniać bo sama nie do końca potrafię się do nich odnieść. Fokstrot wrócił do domu po tygodniu w szpitalu, razem z innym moim królikiem, który był tam trzy tygodnie i walczył o życie. Ta przerwa i te przeżycia były nam potrzebne. W tym czasie zdążyłam zrzucić z siebie wszystkie żale i złe emocje. Po roku pracy z Foxem zagraliśmy w tabula rasa. Nigdy nie uważałam, że w życiu tych małych gnojków czasem musi stać się coś dużego, żeby zrozumiały, że jest ktoś, komu na nich zależy, ale może faktycznie tak jest? Po powrocie karcer, sprawiedliwy brak serca z mojej strony przez dwa tygodnie i... w końcu opłaciła się praca z królikiem, który nie potrafił funkcjonować ani z człowiekiem, ani z królikami. Fokstrot nie boi się (obcy ludzie są wiadomo wyjątkiem), Fokstrot przychodzi do mnie ciesząc się, przybiega z całą resztą stada ścigając się, nie ma już takich fanaberii jak dawniej, odnajduje się w swojej rodzinie. Fokstrot jakby zrozumiał, że jesteśmy z nim i dla niego. Lubi czasem poodwalać i trochę pogonić, ale ktoś stado rozruszać musi. :) Fokstrot tuli się do królików, spędza czas z nimi, a nie sam. Fokstrot przychodzi do mnie po uwagę, głaski i buzi. Fokstrot pozostanie już mendą (nie ukrywam ciężkiego charakteru) i Lujem na zawsze, ale ta przemiana, która dokonała się w ciągu roku jest dla mnie czymś niezwykłym, dowodem na to, że nie pomyliłam się, a mój wewnętrzny głos dobrze mi podpowiadał. To znak, że warto było czekać, wiele poświęcić, wrzucić stado na psychotropy bo po tym roku Fokstrot wie, że jest królikiem. Odnalazł siebie i spokój. Bo na pierwszy rzut oka widać, że nie jest już tą zlęknioną kulką z wielkimi oczkami, tylko wie kim jest, wie, że żyje i jest szczęśliwy. A o to ostatnie walczyłam najbardziej. Wierzę, że nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko ma swój sens, każda tęcza, motyl i kamień mają swoje znaczenie. :) mogłabym jeszcze bardzo długo rozpisywać się jaki Fox był, a jaki jest teraz. Wielu z was może pomyśleć "czy warto było narażać króliki i stresować je prawie rok?" i wiem, że większość z was nie widząc Fokstrota rok temu i teraz podaliby złą odpowiedź, która brzmi "nie warto". Fox jest zdecydowanie jednym z dwóch największych moich króliczych sukcesów i po tym roku mogę powiedzieć zupełnie świadomie, że niczego nie żałuję, a z Foxa jestem dumna tak samo mocno jak z mojej królicy numero uno. Wytrwaliśmy, daliśmy radę, pokazaliśmy, że da się, że można sprawić by zarówno zmienił się świat dla królika, jak i królik dla świata. Kocham cię Foxtrocie, diable wcielony i czpiocie huncwocie. Nadal jesteś mendą. Odnajduj się dalej wśród nas jak najlepiej, bądź szczęśliwym króliczkiem.
Po co ta wypowiedź? Po to, aby pokazać, że się da. Że ciężka praca się opłaca i idzie zbudować zdrowe relacje. Absolutnie nie była to droga po trupach do celu, choć może tak wyglądać. Widziałam postępy w Foxie w ciągu tego roku codziennie, których nie widział nikt inny. Niestety najbardziej smutne w tej historii jest to, że wszyscy, którzy widzieli jego zachowanie mówili "d***l", "oddaj go", więc w całej tej chorej sytuacji nie miałam żadnego wsparcia. Wszyscy widzieli d***la, a ja skrzywdzone zwierzę.
Nawet stado, które Foxtrot przyprawił o szycie skóry odzyskało równowagę i teraz wszyscy razem (raz lepiej, raz gorzej) tworzymy zgrany, szczęśliwy i przede wszystkim szanujący się team (najciężej było zacząć szanować Foxa w taki sposób jak resztę królików i to przyznaje bez bicia). Na zakończenie chce napisać jeszcze jedno, strasznie ważne. Szanujcie swoje zwierzęta bo tylko i wyłącznie na tej podstawie jesteście w stanie je zrozumieć i zbudować zdrowe relacje. Druga sprawa to kierowanie się własnym zdaniem i intuicją, bo zobaczcie sami: nie ukrywam, że dzięki tej sytuacji moje króliki przeszły wiele złego i wiele stresu, ale zobaczcie co dzięki temu zyskał tak skrzywdzony zwierzak jak Fox, zdobył równowagę i w końcu uczy się jak funkcjonować z innymi, wie, że można i odkrywa swoją króliczą naturę.