01/11/2024
Pozwoliłam sobie udostępnić pewne ważne słowa. Mam nadzieje że trafią do odpowiednich osób. Dzisiejszy dzień skłania do refleksji i przemyśleń. Wszystkim którzy stracili swoich ukochanych futrzastych (albo i nie) wysyłam gorące uściski.
"Pies jej zdechł, a ta mu pogrzeb odprawiła!"
Jakiś czas temu, stojąc w kolejce do kasy w markecie, stałem się przypadkowym świadkiem rozmowy. Właściwie to wzburzonej przemowy pewnej pani, która opowiadała drugiej kobiecie o jak się wydaje wspólnej znajomej.
„I ty wiesz co? Tej Beacie to już kompletnie odwaliło! Pies jej zdechł, a ta mu pogrzeb odprawiła! A teraz siedzi w domu i beczy, z nikim się nie chce spotykać. mówi! Głupia jakaś. Ja jej powiedziałam, że ma przestać się wygłupiać bo to tylko pies, a nie dziecko…”
Żałuję, że tekst nie jest w stanie oddać dźwięku. Głos kobiety był nasączony strasznym jadem i po raz kolejny uderzyło mnie, jak ludzie potrafią nienawistnie wypowiadać się o bliźnich. Dodatkowo o czymś tak intymnym i co nie powinno ich obchodzić. Ale do rzeczy.
W monologu jest kilka istotnych punktów, które trzeba wyprostować.
„Pies jej zdechł”. Zdychanie to paskudne słowo. Odarte z godności i współczucia. Sugerujące, że to odejście jest mniej ważne od ludzkiego umierania. Nienawidzę tego określenia, szczególnie kiedy kierowane jest do istoty, która dla kogoś jest ważna. Tak się niestety w naszym języku utarło - zwierzę zdycha, człowiek umiera. Nawet w mojej codziennej praktyce zdarzało się, że ludzie poprawiali mnie kiedy używałem słów takich jak “odszedł” czy “umarł” w kontekście ich zwierząt. Mam jednak szczerą nadzieję, że kropla drąży skałę i piętnując to słowo, podkreślając jego negatywne nacechowanie uda nam się wbić społeczeństwu do łba, że zwierzęta też mogą umierać, a zdechnąć to może ewentualnie wrzucony do kibla smartfon.
“A ta mu pogrzeb odprawiła!” Serio to takie dziwne, że chcemy pożegnać się z istotami, które są nam bliskie? Przypuszczam że kobieta preferuje opcję “zakop w lesie” albo “wyrzuć na śmietnik”. Tymczasem wiele osób potrzebuje do pogodzenia się ze stratą rytuału pogrzebu. Ostatecznego potwierdzenia, że ukochana osoba (ludzka, psia, kocia, gekonia, ) definitywnie odeszła. Co więcej mają do tego prawo i nikomu nic do tego.
“ mówi! Głupia jakaś”. Mam takie wrażenie, że obchodzenie żałoby po zwierzętach ma piętno dziwactwa. Moi klienci opowiadając o swojej żałobie często tłumaczą się, wstydzą wręcz tego, że noszą żałobę po swoim przyjacielu. Ale czego się tu wstydzić?! Tworzymy z osobami nieludzkimi silne więzi. Czasem silniejsze niż z własnymi krewnymi. Zwierzęta ogrzewają nasze ciała i serca, słuchają naszych żali i po prostu są. Cały czas. Nie tylko wtedy kiedy nam się powodzi. Naturalne więc, że w obliczu śmierci spotykamy się z olbrzymią stratą. Ta cenna więź zostaje przecięta i gdyby nie żałoba nie moglibyśmy sobie poradzić z życiem bez bliskiego nam stworzenia. Dlatego przeżywajcie swoje żałoby. W formie jaką sobie wybierzecie i tak długo jak potrzebujecie. A tym, którzy pukają się w czoło pokażcie środkowy palec i zasugerujcie aby łaskawie odeszli w podskokach - może być jednym słowem zaczynającym się na “wypier” a kończącym na “dalaj”.
“to tylko pies, a nie dziecko…” stanowi mój ulubiony kaleki argument. To kumpel “weź się ogarnij” skierowanego do człowieka w depresji. Nie ma znaczenia czy ktoś opłakuje dziecko, psa czy patyczaki. To jego ból, jego strata. Nikt nie ma prawa sugerować nam “ogarnięcia się”, kiedy żal rozrywa nasze serca. Mój ból, moja sprawa. Łapy precz.
Kochani, nigdy nie dajcie sobie wmówić, że Wasza żałoba jest śmieszna. Nikt nie może odbierać drugiej osobie prawa przeżywania straty. Forma i czas jest tylko naszym wyborem. A osobom udzielającym "cennych rad" najlepiej podziękować za znajomość. Czystość otoczenia dobrze robi samopoczuciu.