09/12/2024
Wracamy :D
🐾 Dziś Międzynarodowy Dzień Medycyny Weterynaryjnej!🩺
Z tej okazji chcielibyśmy złożyć gorące podziękowania wszystkim Koleżankom i Kolegom z branży weterynaryjnej za zaangażowanie, cierpliwość, wytrwałość.
Weterynaria to nie tylko zawód, ale też pasja, która codziennie wystawia nas na próbę i kształtuje naszą drogę – pełną wyzwań, niepewności i nieustannego rozwoju.
Z okazji tego wyjątkowego dnia, zachęcamy do przeczytania naszego najnowszego artykułu od Nie zadzieraj z Weterynarzem.
Lek.wet. Łukasz Łebek opowiada o etapach, które każdy z nas przechodzi – od zagubienia, przez budowanie pewności siebie, aż po znalezienie swojego miejsca w zawodzie.
Jak poradzić sobie z niepewnością na początku kariery?
Kiedy poczujesz, że "umiesz w wetę"?
Jak uniknąć rutyny, by nie zatracić pasji do zawodu?
Chcesz poznać odpowiedzi? Przeczytaj artykuł i podziel się swoimi doświadczeniami w komentarzach!
-
WETERYNARIA TO DROGA
„Absolwent, opuszczając mury swej uczelni, jest gotowy do pracy i uzbrojony we wszystkie potrzebne mu do niej kompetencje”...
Bardzo chciałbym, aby to zdanie było prawdziwe, zwłaszcza w stosunku do bliskich naszym sercom, świeżo upieczonym lekarzom weterynarii. Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę, że rzeczywistość młodego lek-weta wygląda zgoła inaczej, a droga do stania się pewnym swoich sił praktykiem bywa dość wyboista.
Kiedy zastanawiam się nad tym, jaką drogę sam pokonałem lub gdy obserwuję działania moich młodszych kolegów, dochodzę do wniosku, nasza zawodowa ewolucja może zostać podzielona na kilka charakterystycznych etapów.
ETAP NIEPEWNOŚCI
Umęczony życiem absolwent Wydziału Medycyny Weterynaryjnej w końcu dostaje swój dyplom. Czekał na ten moment prawie sześć lat (jeśli miał szczęście). Dziekan ściska mu dłoń. „Sayonara, było fajnie, wyślij czasem kartkę”.
Teraz wystarczy tylko przebrnąć przez wszystkie formalności związane z uzyskaniem prawa do wykonywania zawodu i przełknąć gorzką pigułę, że prawdopodobnie przez jakiś czas zawód ten będzie wykonywał bardziej dla satysfakcji niż pieniędzy.
Kiedy już się z tym upora, absolwent zacznie robić to, do czego został stworzony – odda się walce o zdrowie zwierząt. Potrafi przecież rozrysować Cykl Krebsa, wie, że apoptozę aktywuje białko SMAC/diablo, oraz że do zaszczepienia owiec przeciwko ospie w Kazachstanie wystarczy połamana igła, kropla roztworu fizjologicznego i strup pobrany od chorego zwierzęcia. Teraz musi jedynie musi przekuć „wiem” w „potrafię zrobić”.
Mimo że czasem żartuję z tego, czego uczą nas na uczelniach – a właściwie z tego, co faktycznie zostaje w głowach studentów – młodzi ludzie związani z weterynarią zawsze budzą mój szacunek. Doskonale pamiętam, jak dużym wyzwaniem były dla mnie studia, a pierwsze miesiące pracy trwale zapisały się w mojej pamięci.
Byłem tam i wiem, co czują. Większość z nich dysponuje imponującym bagażem wiedzy, co jest ogromnym atutem. Niestety nie każdy bajt informacji zalegający w korze mózgowej, znajdzie zastosowanie w codziennej praktyce (jakakolwiek by ona była). Na początku może to wywoływać poczucie zagubienia. To trochę jak z zagraconym strychem – wiemy, że potrzebne rzeczy gdzieś tam są, pytanie tylko: gdzie? Jak szybko odszukać schemat postępowania w przypadku biegunek u psa, skoro w pamięci zalega jeszcze HACCP i problemy zakażeń circowirusami u trzody chlewnej?
To przeładowanie informacjami, w połączeniu z niedostatecznie wykształconą umiejętnością ich selekcji, sprawia, że pierwsze kroki w zawodzie często pełne są niepewności.
Niepewność potrafi być paraliżująca. Często, gdy ją odczuwamy, zaczynamy wątpić w swoje umiejętności. Nie pomagają też niektórzy opiekunowie zwierząt, którzy oczekują, że „weteryniarz” powinien być nobliwy, pewny siebie – i na pewno nie może być młody. Czasem nie powinien być też kobietą! Nigdy nie zapomnnę opowieści mojej koleżanki pracującej z bydłem, która docierając na miejsce wezwania, usłyszała: „Ja weterynarza wzywałem, a nie jakąś babę”!
Taka sytuacja potrafi wytrącić z równowagi. Wiele energii kosztuje nas nie tylko budowanie pewności siebie, ale także przekonywanie otoczenia, że jesteśmy kompetentni i wiemy, co robimy. To ciągłe udowadnianie – zarówno sobie, jak i innym – bywa wyczerpujące, lecz stanowi nieodłączną część naszych pierwszych kroków w tym trudnym zawodzie.
Oczywiście, z czasem pojawiająca się pewność siebie i zaufanie do własnych umiejętności zdecydowanie ułatwiają pracę. Nie powinniśmy jednak całkowicie obrażać się na tę naszą początkową niepewność. To właśnie ona często sprawia, że chętnie się uczymy. Może stać się motywatorem do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia, czy w danym przypadku nie można zrobić czegoś lepiej. Może skłonić Cię do wysłania pacjenta na dalszą konsultację albo zainspirować Twój zespół do wspólnej burzy mózgów.
Niepewność jest w porządku. Serio. Z czasem można ją nawet polubić. Mnie nauczyła otwarcie mówić „nie wiem”. To cenna umiejętność, zwłaszcza kiedy brzmi: „Nie wiem, ale się dowiem” albo „Nie wiem, ale pozukajmu kogoś, kto wie”. Taka postawa buduje zaufanie – zarówno w relacji z klientem, jak i w stosunku do samego siebie.
ETAP WIARY WE WŁASNE SIŁY
Pewnego dnia obudzisz się i pomyślisz: „Potrafię w wetę”.
Może to nastąpić już w pierwszym półroczu Twojej pracy – i to jest okej. Może zająć Ci to kilka lat. I to też jest w porządku.
Jedno jest jednak pewne – w przepisie na satysfakcjonujące życie zawodowe odrobina pewności siebie działa cuda. To trochę jak z solą: jeden woli więcej, inny mniej, ale nawet niewielka ilość potrafi znacząco poprawić smak. Tak samo z pewnością siebie – czasem wystarczy jej szczypta, by praca stała się przyjemniejsza i bardziej satysfakcjonująca.
Pewność siebie to ten element, który pozwala podejmować decyzje, nawet gdy pracujesz pod presją – a nie ma co ukrywać, presja to drugie imię weterynarii. Jeśli choć trochę wierzysz we własne możliwości, łatwiej Ci korzystać z posiadanej wiedzy. Wiesz, że ją masz, i wiesz, kiedy po nią sięgnąć.
Kiedy już przebrnąłeś przez etap niepewności, odnalezienie wiary w siebie bywa niezwykle ożywcze. Co więcej, potrafi dać solidnego kopa do działania. Uświadomienie sobie: „Wiem naprawdę sporo” to świetne uczucie, które budzi apetyt na więcej. I wbrew pozorom także potrafi dać kopa do działania. Wiesz, że dużo wiesz. To świetne uczucie i chcesz więcej.
Jednak pewność siebie jest wrażliwa na zranienia. W moim osobistym przypadku zawsze podupada po każdym szkoleniu. Uświadomienie sobie, że gdybym wcześniej posiadał określoną wiedzę, to może udałoby się uratować tego czy innego pacjenta, bywa trudne do przełknięcia. W takich chwilach na moment wracam do etapu niepewności. Na szczęście zwykle nie trwa to długo. Pewność siebie jest jak wgłębienie w starym materacu – w końcu i tak zdołasz sie w nim wygodnie ułożyć.
ETAP RUTYNY
Masz wrażenie, że wszędzie byłeś, wszystko leczyłeś i weterynaria to dla Ciebie dzieło skończone, bez miejsca na dopiski. Nie musisz się uczyć, bo po co? Cóż takiego się niby stało, że trzeba nagle zmieniać znane schematy? Przecież to te same choroby co trzydzieści lat temu!
Kiedyś właśnie tak postrzegałem rutynę. Jako ten moment w życiu zawodowym, kiedy nie będę widział sensu w rozwoju i poszukiwaniu wiedzy. Życzyłem sobie nigdy się tam nie znaleźć i dalej sobie tego życzę. Za takie rutyniarstwo dziękujemy.
Rutyna jednak to nie tylko stopniowa ewolucja w napuszonego aroganta czy „leśnego dziadka” leczącego wszystko tymi samymi preparatami. Im dłużej pracuję, tym bardziej ją sobie cenię. Nie jednak tą będącą trwaniem w zawieszeniu wynikającym z braku rozwoju.
Dla mnie rutyna w pracy to porządek, który daje poczucie stabilności. Rutyna związana z badaniem, to narzędzie, które pomaga mi postępować w sposób uporządkowany. Dzięki niej rzadziej zdarza mi się o czymś zapomnieć. Najprostszym jej przykładem jest wykonywanie badania USG zawsze według tej samej kolejności.
-
Kiedy pierwszy raz pomyślałem o tym, że weterynaria to droga, którą można podzielić na etapy, wyobrażałem sobie je jako punkty kontrolne, do których prędzej czy później każdy z nas dotrze. Na szczęście to tylko wyimaginowany koncept, nie rzeczywistość. Jeden nigdy nie porzuca poczucia niepewności, drugi jest rutyniarzem po pierwszym roku pracy. Inni się miotają. Moja droga przypomina huśtawkę. Bujam się od niepewności do entuzjastycznej wiary we własne możliwości, co daje mi napęd do tego, by nie wpaść w rutyniarstwo.
Kiedyś widziałem w niej obraz przypominający schemat przeobrażenia zupełnego stawonoga. Od studenckiego jaja, poprzez niepewną larwę z ostatniego roku, a potem twardą absolwencką poczwarkę, po dorosłego osobnika: lekarza weterynarii. Na szczęście życie nie lubi schematów i okazuje się, że każdy z nas idzie tą drogą we własnym rytmie i zawraca, kiedy tylko ma ochotę,
Lek. wet. Łukasz Łebek
Nie zadzieraj z Weterynarzem