WeteryNasze

WeteryNasze Weterynaria po godzinach - piszemy o naszych sprawach - prostych i trudnych.

Kochani! ❤️Cisza tu ostatnio, ale wiedzcie, że pamiętamy o Was.Jak napisane w załączonym poście,są w życiu rzeczy ważne ...
06/04/2024

Kochani! ❤️
Cisza tu ostatnio, ale wiedzcie, że pamiętamy o Was.
Jak napisane w załączonym poście,
są w życiu rzeczy ważne i.. ważne. 🧐😀🏀
Wkrótce wrócimy z nowościami i znów będziemy działać.
Miłego weekendu, do usłyszenia!

WeteryNasze (i czytelnicy) przepraszam za opóźnienie z korektą, ale prezesowa zarządziła rzucanie piłką 🤓📝🥎


„Weterynarz w dżungli” to nowy cykl artykułów od lek.wet. Karoliny Kepler o jej pracy i przygodach w Ameryce Południowej...
17/03/2024

„Weterynarz w dżungli” to nowy cykl artykułów od lek.wet. Karoliny Kepler o jej pracy i przygodach w Ameryce Południowej, a także zaproszenie do fascynującej podróży przez gęste mroczne zarośla Amazonii.

Jak przetrwać w lesie deszczowym, gdzie natura rządzi swoimi prawami? Czy jest możliwe uratowanie egzotycznych gatunków takich jak wełniaki brunatne, których przyszłość w obliczu wielu zagrożeń wydaje się coraz bardziej niepewna? I najważniejsze z pytań: jak nie paść ofiarą własnej maczety?

***
„Uratować świat choć trochę"

Kiedy wyobrażałam sobie las deszczowy Amazonii, myślałam o wilgotnej zieleni, rosie skraplającej się na krawędziach liści, promieniach słońca przebijających się przez baldachim roślinności. Ja, niczym weterynaryjna Lara Croft, z wdziękiem odnajduję swoją drogę przez gęstą dżunglę. Nade mną stada dzikich małp, gotowych na służbę nauce i cierpliwie czekających, aż odnotuję swoje obserwacje. Flora rozstępuje się przede mną, ptaszki śpiewają, motylki przysiadają na rondzie mojego podróżniczego kapelusza. Przecież jestem tu z misją ratowania zagrożonych wyginięciem wełniaków brunatnych. Co może pójść nie tak?
..
Strugi zimnego deszczu zalewają mi oczy, jakbym stała pod wodospadem. Las deszczowy – ale kto by się spodziewał takiej ulewy? Prawa noga tkwi po kolano w grząskim błocie, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Lewa oparta na jakimś kamieniu, ale stopa ślizga się w zalanym wodą kaloszu, więc ledwo trzymam równowagę.
Jedną ręką rozpaczliwe próbuję chwycić się jakiejś gałęzi. Drugą ściskam trzonek maczety i nagle rozumiem, czemu we wszystkich książkach przygodowych trzymali ją w zębach. Ubłocone ostrze i resztki wiedzy parazytologicznej powstrzymują mnie jednak przed tym desperackim ruchem, grożącym otwarciem w przewodzie pokarmowym prywatnej kolekcji ekwadorskich mikroorganizmów.

W przypływie zdrowego rozsądku odrzucam maczetę gdzieś w plątaninę liści. Mając obydwie ręce wolne, udaje mi się podciągnąć na mniej rozmiękłą część gruntu i odzyskać zarówno nogę, jak i kalosz – co uznaję za sukces dnia, bo żadnym innym nie mogę się pochwalić.

Czarnymi od błota rękami wyżymam wodę z tego, co kiedyś miało kształt kapelusza i wciskam z powrotem na głowę. Deszcz spływa mi plecach, gdy na kolanach zbieram bezcenne czerwone liście, które wpadły mi z rąk, gdy poślizgnęłam się i wylądowałam w bagnie. Dostarczenie ich do ośrodka jest już sprawą honoru. Maczeta oczywiście trafiła w jakieś kolczaste zarośla, ale udaje mi się ją wydobyć.

Przede mną jeszcze tylko jakiś kilometr drogi.

O ile pójdę w dobrym kierunku.

*

Kilka godzin wcześniej, w pierwszych promieniach wschodzącego słońca, pojawiłam się na odprawie w ośrodku ratowania dzikich zwierząt w jednym z parków narodowych w ekwadorskiej dżungli. Spytano mnie, czy w ramach poszerzania wiedzy o naturalnym habitacie tutejszych naczelnych, chciałabym spróbować zebrać roślinność stanowiącą podstawę ich diety. Oczywiście, byłam zachwycona pomysłem. Może etogram wełniaków uzupełnię o ich preferencje żywieniowe?

Grupa wełniaków brunatnych znajdujących się w ośrodku składała się z sześciu młodych małpek (trzech samic i trzech samców) odebranych z przemytu lub z rąk prywatnych. Niedługo miała nastąpić ich stopniowa reintrodukcja, więc konieczne były badania zmian w dynamice grupy oraz procesu przystosowania do życia w naturze. W tym regionie wciąż istnieje niewielka populacja dzikich wełniaków, więc ośrodek aktywnie walczy o jej zachowanie.

Po szybkim kursie z atlasem regionalnej roślinności, dostałam kalosze, maczetę i błogosławieństwo od opiekunki małp z informacją, że liczą się chęci – ona sama zbierze wystarczającą ilość, ja mam się uczyć. Ruszyłyśmy w głąb dżungli.

Drobna dziewczyna sprawnie karczowała sobie drogę przez gąszcz roślin. Ja próbując ze wszelkich sił za nią nadążyć, z wrodzoną gracją potykałam się o każdy konar. Fakt, że nie nadziałam się na własną maczetę, uznaję za cud. „Niebieski kwiat i kolce” powtarzałam w głowie z miną osła ze „Shreka”, buszując w dżunglowej zieleninie, próbując odróżnić liście jadalne od trujących. Moją wiedzę botaniczną można podsumować w książce „101 sposobów na zabicie paprotki”, więc czułam, że wyzwane może mnie jednak przerosnąć.

Nagle moją uwagę przyciągnęły miękkie czerwone listki wychylające się z zielonego poszycia. Rozpoznałam wełniankowy przysmak – „crème de la crème” ich diety. Ruszyłam z maczetą i szybko nazbierałam całe naręcze. Cóż to będzie za uczta! Dziś szef wełniakowej kuchni poleca: młode pędy w odcieniu rubinowego szkarłatu, z południowego zbocza dżungli, o nieprzeciętnym aromacie mokrego liścia, pełne niezastąpionych substancji odżywczych. Bon appétit!

W tym momencie pierwsza kropla deszczu wyrwała mnie ze zbierackiego ciągu. Nagle zorientowałam się, że nie wiem, gdzie jestem, a mojej towarzyszki nie ma w zasięgu wzroku.
– Barbara? – rzuciłam nieśmiało do ściany dżungli. Zauważyłam, że zrobiło się ciemniej – Barb?!... – zebrałam się na krzyk.

Cisza. Bez echa. A potem lunęło. I świat spłynął błotem.

*

W mikrokosmosie setek tysięcy organizmów wielopiętrowego lasu równikowego można poczuć się przytłoczonym. Ekwadorska dżungla amazońska jest domem dla ponad 800 gatunków ryb, 1600 gatunków ptaków, 350 gatunków gadów i 300 gatunków ssaków. Do tego kilkadziesiąt tysięcy roślin i drzew.

Z powodu zarówno legalnej jak i nielegalnej wycinki obszarów dżungli, polowań i odłowu dzikich zwierząt oraz zanieczyszczeń gleby i wód, z roku na rok Ekwador traci swoją bioróżnorodność. Wełniaki brunatne (Common Woolly Monkey, Lagothrix lagothricha), występując również na terenach Kolumbii, Brazylii i Peru. Według danych zebranych do 2020 roku IUCN nadał im status „narażone na wyginięcie”. Jak jest teraz? Nie wiadomo.

– Lokalna społeczność poluje na tutejsze małpy dla mięsa – dowiedziałam się od lekarki weterynarii pracującej w ośrodku od wielu lat. – Kiedyś było mniej ludzi, więc strzelali okazjonalnie, był jakiś balans. Teraz społeczność się rozrasta, a małp jest coraz mniej.

*

Nie wiem, jakim cudem dotarłam do żwirowej drogi prowadzącej do ośrodka. Przemoczona, podrapana, obita, z błędnym wzrokiem, ale wciąż dzierżąc w garści zabrudzone liście, stałam w strugach deszczu próbując wypatrzeć moją towarzyszkę.

– Ach, tu jesteś! – Barbara wychynęła z buszu. Trzymała na ramieniu zwój zebranych roślin, co najmniej dwukrotnie większy od niej. Spojrzała z rozbawieniem na mój nędzny bukiecik bardzo zmęczonych liści. – Lecimy do naszych wełniaków, bo mamy opóźnienie z tym śniadaniem! Potem obserwacja behawioralna, przerwa na lunch, potem znów do dżungli, żeby miały świeże liście na popołudnie, obserwacja, i do dżungli po kolację! Ale nie martw się, wieczorem dostają tylko pół porcji!

Uśmiechnęłam się słabo. Bo czego się nie robi dla ratowania świata?

Regularne nadgodziny, telefony w sprawie pacjentów po pracy, siedzenie z nosem w książkach w czasie wolnym - kto nie zna...
14/03/2024

Regularne nadgodziny, telefony w sprawie pacjentów po pracy, siedzenie z nosem w książkach w czasie wolnym - kto nie zna ciemnej strony naszego pięknego, acz wymagającego zawodu? 🧐

Wszystkich jego "mankamentów" nie wyeliminujemy, chociażby tak ważnego, systematycznego kształcenia. Warto jednak znać i wprowadzać w życie, jak najwięcej drobnych zmian, które ułatwią zachowanie życiowej równowagi.

Artykuł autorstwa lek. wet. Marty Mordzak.

***

Dużo ostatnio mówi się o ważnym temacie, jakim jest work-life balance. Dlatego rozpoczynamy serię, w której przybliżymy Wam tę ideę.

Work-life balance jest to koncepcja, która podkreśla znaczenie utrzymania harmonii między obowiązkami zawodowymi a czasem przeznaczonym na życie rodzinne, społeczne, pasje i rekreację. W celu osiągnięcia równowagi, dążymy w niej do odpowiedniego rozłożenia czasu i energii między pracą a innymi aspektami życia, aby uniknąć nadmiernej koncentracji na jednym obszarze, kosztem drugiego.

Takie działanie ma zapobiegać wypaleniu zawodowemu, poprawić ogólny dobrostan oraz ułatwić utrzymanie zdrowych relacji rodzinnych i społecznych. Osoby, które są w stanie skutecznie zarządzać czasem między pracą a życiem osobistym, często doświadczają wyższego poziomu satysfakcji z życia.

Warto podkreślić, że work-life balance jest indywidualnym wyborem, a to, co stanowi równowagę dla jednej osoby, może się różnić od potrzeb i priorytetów innej. Na każdym etapie naszego życia równowaga jest gdzie indziej. Jak zawsze, warto zatrzymać się i zastanowić – co w tym momencie jest dla nas ważne?

Jak dbać o równowagę w życiu zawodowym i rodzinnym?

Nie ukrywajmy. Nie tylko rodzina ma znaczenie. Praca również może nieść z sobą wiele satysfakcji. Jednak jej nadmiar może odbić się na naszym zdrowiu. Znalezienie złotego środka między czasem poświęcanym na rozwój zawodowy, a życie osobiste, wymaga świadomego podejścia i podejmowania konkretnych działań.

Jak stać się mistrzem równowagi? Poniżej damy Wam nieco wskazówek.

1. Zidentyfikuj swoje priorytety zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym. Skoncentruj się na najważniejszych celach i zadaniach, które mają rzeczywisty wpływ na Twoje życie.

2. Ustal granice czasowe. Określ konkretne godziny pracy i staraj się ich przestrzegać. Unikaj nadmiernego przedłużania czasu pracy, zwłaszcza poza standardowymi godzinami. Stosuj skuteczne metody planowania, takie jak tworzenie list zadań, kalendarzy czy harmonogramów.

3. Jeśli to możliwe, deleguj część obowiązków, aby zmniejszyć obciążenie pracą. Współpraca z zespołem i dzielenie się obowiązkami może zwiększyć efektywność i równowagę.

4. Przyjmuj regularne przerwy i urlopy, aby zregenerować umysł i ciało. Odpoczynek jest kluczowy dla utrzymania energii i motywacji.

5. Kiedy mam wolne, to mam wolne. Bądź asertywny. Warunkiem dobrego zbalansowania jest odseparowanie pracy od życia prywatnego, a tym samym stawianie granic. Staraj się nie odbierać maili i telefonów poza godzinami pracy. Aby to zrobić unikaj elektroniki w czasie wolnym.

6. Miej czas na realizację swojej pasji. Brzmi prosto, lecz nadal o tym zapominasz? Zaangażuj się w koła, kluby, zapisz na zajęcia lub kursy, czyli „spotkania” z osobami o podobnych zainteresowaniach. W ten sposób nie tylko rozwiniesz się w zakresie swojej pasji, ale również poznasz ludzi, którzy ją z tobą podzielają. Angażowanie się w tego typu aktywność sprawia, że zobowiązujemy się przed samym sobą, jak i innymi osobami do „wykonywania obowiązków związanych z naszym hobby”.

7. Regularna aktywność fizyczna, zdrowa dieta i wystarczająca ilość snu mają ogromny wpływ na ogólne samopoczucie i zdolność do radzenia sobie z wyzwaniami zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym.

Czym dla Ciebie jest równowaga w życiu? Jakie są Twoje metody zachowania balansu między pracą a życiem osobistym? Podziel się nimi w komentarzu!

08/03/2024

Pani weterynarz, weterynarka, a może Pani weterynarzowa? Ktore formy są poprawne?

Z okazji Dnia Kobiet porozmawiajmy o feminatywach w weterynarii!

***

Słowem wstępu:
Feminatywy to temat, który nie jest ani nowy, ani zero-jedynkowy.
Językoznawcy są zgodni: jeśli chodzi o rodzaj gramatyczny to zdecydowaną nadreprezentację w języku polskim ma rodzaj męski, a w liczbie mnogiej męskoosobowy.

Feminatywy to rzeczowniki osobowe, rodzaju żeńskiego, utworzone zazwyczaj od rzeczowników osobowych rodzaju męskiego, choć nie zawsze. Nie jest to jeden rzeczownik, tylko w rodzaju męskim, a inne słowo (rzeczowniki nie odmieniają się przez rodzaj, po prostu go mają!). Czyli lekarz i lekarka, technik i techniczka, to są dwa różne rzeczowniki.

Odrobina historii:
Wzrost liczby feminatywów zawdzięczamy Polkom i Polakom, którzy po stu dwudziestu latach niewoli, mogli po 1918 roku swobodnie wpływać na rozwój swojego języka.

Językoznawcy postulowali wtedy za większą symetrycznością w tym zakresie i zachęcali do tworzenia feminatywów wszędzie tam, gdzie kobiety podejmowały zawody, lub funkcje określane dotychczas jako męskie.

Rozpoczęty w dwudziestoleciu międzywojennym proces ukobiecania języka polskiego został niestety zahamowany, a nawet cofnięty po drugiej wojnie światowej, w okresie komunizmu. Uznano wówczas, że feminatywy, zwłaszcza w odniesieniu do nazw funkcji publicznych, są niezbyt nobilitujące i zaczęto kłaść nacisk na formy męskie poprzedzone, ewentualnie, słowem „pani”.

Tak działo się aż do początku XXI wieku. I tu historia zatacza koło. Po niemal stu latach w przestrzeni publicznej znów pojawił się postulat większej przestrzeni dla symetryczności języka!
Jak to wygląda w Waszych gabinetach? Jak przedstawiacie się opiekunom zwierząt? Czy klienci się zastanawiają jak do was, drogie panie, się zwrócić?

Pani weterynarz – jest poprawnie;

Pani weterynarzowa – jest żoną Pana weterynarza – analogicznie do Pani doktorowa;

Weterynarka – mogłoby się wydawać, że jest rzadko używane, bo kto słyszał, by opiekun zaanonsował się w gabinecie „ja do weterynarki Kowalskiej”. Ale w języku potocznym „weteterynarka / wetka dała Pimpusiowi zastrzyk” zdarza się już dość często!

LEKARKA WETERYNARII – to oczywiście nasz zwycięzca, forma poprawna językowo i zgodna z tytułem uzyskanym na uczelni.

Wszystko sprowadza się do nas samych, do tego jak chcemy być nazywani i jak komunikujemy to klientowi. Często nieświadomie – opiekunowie popełniają błędy przekręcając nazwiska, nazwy stanowisk czy przeprowadzanych badań. Nie ma co się na nich obrażać, wystarczy subtelnie w zdaniu przemycić poprawną wersję.

Językoznawcy mówią bardzo jasno: jest niesymetryczność; jest potrzeba, by to zmienić; istnieją inne zabiegi językowe wskazujące na płeć, niż tylko rodzaj i one też są w użyciu.

Czas pokaże co się przyjmie; zdecydują zaś o tym sami użytkownicy języka – czyli my!

Andżelika Gręda

***

Drogie Panie, jakiej formy używają Wasi klienci?
Opiekunwie, jak zwracacie się do damskiej części naszego środowiska?

Kobiety weterynarii
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy Weterynarii

Przekazujemy dalej w świat, tragiczną historię naszego kolegi po fachu. Nawet udostępnienie dalej to forma pomocy, więc ...
04/03/2024

Przekazujemy dalej w świat, tragiczną historię naszego kolegi po fachu. Nawet udostępnienie dalej to forma pomocy, więc prosimy - pomóżcie jakikolwiek, jeśli możecie.

Chcielibyśmy życzyć Wam wszystkim spokoju i poczucia bezpieczeństwa, których tu nagle zabrakło. Oby udało się odbudować, choćby namiastkę poprzedniego szczęścia.

A Wy czworonożni przyjaciele hasajcie wesoło za tęczowym. [*]

Link do zbiórki w komentarzu.

Rodzi Ci się dziecko, a jednocześnie tracisz dom i czworonożnych członków rodziny. Nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji, brzmi jak fabuła dramatu. A to jednak rzeczywistość.

Jeśli ktoś chciałby dorzucić grosik aby pomóc naszemu koledze po fachu z rodziną wrócić na spokojne tory, to link do zrzutki w komentarzu

Z okazji Dnia Gramatyki chcielibyśmy przedstawić Wam nieodłączną część zespołu WeteryNasze – naszą korektorkę! Andżelika...
04/03/2024

Z okazji Dnia Gramatyki chcielibyśmy przedstawić Wam nieodłączną część zespołu WeteryNasze – naszą korektorkę!

Andżelika jest łowcą zagubionych liter, pogromcą dywizów i odczarowuje interpunkcję – za co jesteśmy bardzo wdzięczni, bo bywa, że jako weterynarze lepiej znamy zasady kaskady lekowej niż zasady językowe :D

Andżelika zawsze lubiła czytać (horror, fantastyka i bizarro to jest to!) i to popchnęło ją w kierunku korekty i redakcji tekstów. Od niedawna posiada stronę na FB „Korekta w okularach” gdzie pokazuje zaplecze swojej pracy z tekstem.

Jest częstym bywalcem na konwentach takich jak Pyrkon czy Poznańskie Dni Fantastyki. Wydaje tam na książki i gadżety połowę swojej wypłaty. W wolnym czasie lubi zakręcić się na rurce. Andżelika postanowiła nie ulegać stereotypom i zaadoptowała Lunę - „psiego mordercę z dwiema tonami uścisku w paszczy”- widoczną na poniższym zdjęciu 😊

Dziś Światowy Dzień Walki z Depresją - chorobą, która dotyka tak wielu z nas. Otrzymujemy od Was wiele wiadomości o prob...
23/02/2024

Dziś Światowy Dzień Walki z Depresją - chorobą, która dotyka tak wielu z nas. Otrzymujemy od Was wiele wiadomości o problemach zdrowia psychicznego w naszej branży. Dziś chcielibyśmy podzielić się listem otrzymanym od lek.wet. Beaty Wioletty Iwan: o codziennej walce, by wyjrzeć poza ciemną zasłonę - także w przestrzeni pracy zawodowej.

-

"Nie wiem, nie pamiętam lub nie chcę pamiętać, kiedy to wszystko się zaczęło i nie chcę wiedzieć, jak się skończy. Pierwszy raz o zaburzeniach depresyjnych usłyszałam 12 lat temu od lekarza internisty, z którym spotkałam się w związku z nagłą śmiercią mamy. Z perspektywy czasu myślę, że wszystko zaczęło się wcześniej, a to co wydarzyło się w grudniu 2012 było po prostu przejawem przeżywanej żałoby.

Z depresją walczę od ponad dziesięciu lat. Zwykłam dodawać, że z przerwami. Jakby cokolwiek to zmieniało. To całe moje dorosłe życie. Całe studia. Pierwsze lata kariery. Te lata, które zwykle ludzie poświęcają na rozwój zawodowy. Te lata, gdy mózg wszystko chłonie jak gąbka, gdy jest się młodym, któremu się chce, który wierzy, że może wszystko. Nie wiem czy mogłabym być lepszym lekarzem, gdybym nie chorowała. Być może. A być może było by zupełnie odwrotnie. Wiem, że marzyłam o wielkich rzeczach. Prawo młodości, prawda? Marzenia. Uleciały ze mnie dokładnie tak jak powietrze z dmuchanego materaca, gdy wyciąga się z niego zatyczkę.

Nie lubię mówić, że cierpię na depresję, choć może „w rzutach” tak to właśnie wygląda. Depresja należy do tych chorób, które są niewidzialne dla otoczenia, a kiedy zaczynają być dostrzegane, bardzo często jest za późno na jakikolwiek ratunek.

Wielokrotnie spotykałam się z reakcją środowiska: „Ale jak to? Ty? W ogóle po Tobie nie widać”. Nie widać. Żyję z depresją jako osoba wysokofunkcjonująca. Wstaję rano. Chodzę do pracy. Wykonuje swoje obowiązki. Wracam z pracy. Kładę się spać. W pętli. Pomiędzy pracą a spaniem nie ma nic. Życie na autopilocie.

Kiedy jest dobrze, to jest dobrze: wtedy funkcjonuję prawidłowo. Powrót do zdrowia nazwałam kiedyś opadnięciem czarnej zasłony, która oddzielała mnie od świata zewnętrznego. Wydaje mi się, że to dobre porównanie. Nie uważam jednak, że depresja mnie definiuje. Mnie jako osobę i jako lekarza zwierząt. Może jest trudniej, ale kto nie ma w życiu trudno?

Mogłabym długo pisać o tym, jak wyglądał, czy może raczej wygląda, mój proces zdrowienia. Nie ma to jednak sensu. Każda droga jest inna. Najważniejsze to wyruszyć w tę wyboistą podróż. Mnie przyniosła ona powrót do dawno porzuconych aktywności. Do marzenia. Wiecie, jakie to przyjemne mieć marzenia? Niesłychane. Powrót do tworzenia – pisania, rysowania. Dzięki temu powstają dzienniki, kolorowanki i wszystko inne, co pozwala mi poczuć przyjemność, radość.

Nie pamiętam dlaczego postanowiłam, że nie będę tego ukrywać przed pracodawcą. Uznałam chyba, po raz kolejny w życiu, że przede wszystkim należy być uczciwym i szczerym. Pracujemy w końcu z lekami anestezjologicznymi. Wypadałoby, żeby szef wiedział o tym, że może niekoniecznie dobrym pomysłem jest zrzucanie wszystkich eutanazji na jednego pracownika – swoją drogą to nigdy nie jest dobry pomysł. Na szczęście nigdy tego nie żałowałam. Mogłabym wiele powiedzieć o poprzednich miejscach pracy, ale nie mogę powiedzieć, żeby ktokolwiek dyskryminował mnie z powodu choroby. Od kilku lat pracuję w tym samym gabinecie. Mam wspierającego szefa, któremu zdarzało się wyrzucać mnie z pracy do domu, gdy widział, że nie jestem w najlepszej kondycji. Mam warunki do rozwoju. W swoim tempie. Na swoich zasadach. Trochę chyba mam jak pączek w maśle, za co dziękuję całemu zespołowi.

Z jakiegoś powodu postanowiłam również dzielić się swoją historią ze środowiskiem. Nie pamiętam, co mną kierowało. Być może pojawiające się co jakiś czas informacje o samobójstwie kolejnego lekarza weterynarii? Bardzo wielu z nas choruje. Bardzo wielu przegrywa walkę z chorobą. Bardzo wielu w odpowiedzi na swoje wyzwanie spotyka się z delikatnie mówiąc nieprzychylnymi reakcjami - „płatki śniegu”, „nie nadajesz się do tego”, „wymyśliłeś sobie problemy”, „ludzie NAPRAWDĘ chorują, a Tobie się po prostu nie chce”. To chyba najdelikatniejsze sformułowania jakie widziałam na naszym branżowym forum. (Autorzy tych słów powinni się gruntownie nad sobą zastanowić. Polecam znaleźć chwilę w ciągu dnia na autorefleksję. Nieleczona depresja jest chorobą śmiertelną.)

Nie zachęcam więc do tego, żeby dzielić się tą informacją z całym światem. Trzeba mieć na to przestrzeń, chęć, odwagę. Chciałabym tylko, żebyście wszyscy pamiętali, że nie jesteście sami, że po drugiej stronie zasłoniętego czarną zasłoną okna jest kolorowy świat, pełen zapachów, dźwięków i dobra. Są tam ludzie, którym zależy. Są ludzie gotowi pomóc odzyskać równowagę.

Warto spróbować zerwać tę zasłonę. Nie jest to łatwe. Nie jest to przyjemne. Jest to męczące. Często wymaga nadludzkiego wysiłku. Ale warto. Naprawdę warto o siebie zawalczyć."

Lek. wet. Beata Wioletta Iwan

-

Pytanie do Was: dzielicie się swoją walką o zdrowie psychiczne ze współpracownikami? Doświadczyliście dyskryminacji z powodu depresji lub innych chorób? Jeśli potrzebujecie wsparcia - dajcie znać, również w wiadomości prywatnej.

Depresja ma wiele twarzy. Może widzisz ją w lustrze, może jest to twarz koleżanki z recepcji, pielęgniarza, lekarki, która przejmuje po Tobie zmianę.
Bądźmy dla siebie dobrzy.
Bądżmy dla siebie wsparciem.

Trzymajcie się.

A może z okazji dnia kota umówić go na badania profilaktyczne? Przypominamy, że badanie krwi i pomiar ciśnienia warto wy...
19/02/2024

A może z okazji dnia kota umówić go na badania profilaktyczne?

Przypominamy, że badanie krwi i pomiar ciśnienia warto wykonywać przynajmniej raz do roku.

Aby regularnie dbać o profilaktykę twojego kota, pomogą Ci pakiety PetHelp -> https://www.pethelp.pl/

Dziś porozmawiamy z Arturem Kurowskim, przedstawicielem firmy PetHelp. Jeśli macie jakieś pytania do Artura piszcie w komentarzach lub zwróćcie się bezpośrednio do niego [email protected]

Czym różni się PetHelp od ubezpieczenia zwierzęcia?

Po pierwsze stawiamy na profilaktykę. W ramach pakietów opiekunowie zwierząt mają dostęp do szczepień, badań profilaktycznych takich jak badania kału, badania krwi (również panele rozszerzone jak np. geriatryczne, tarczycowe). Dzięki regularnym wizytom profilaktycznym wykrywamy choroby w dużo wcześniejszych stadiach. Ubezpieczenie dba o zwierzę, dopiero gdy zachoruje na tyle poważnie, że trafi do gabinetu często w trybie emergency. Jednak to też jest ważne, dlatego w ramach rozszerzenia pakietów profilaktycznych firma oferuje również ubezpieczenia.

Jakie korzyści dla właścicieli zwierząt niesie za sobą opieka w petHelp?

Tak. Okazuje się, że właściciele posiadający pakiet nawet 3 x częściej pojawiają się u lekarzy weterynarii. Dzięki akcjom „przeglądowym”, które organizujemy, wykryliśmy wiele chorób przewlekłych. Dzięki temu właściciele dużo wcześniej mogli rozpocząć leczenie swoich zwierząt. Poza tym posiadamy „profil zwierzaka”, który przypomina klientom o konieczności wizyty, szczepienia lub wykonania konkretnych badań.

Jakie korzyści ma lekarz weterynarii podejmujący współprace z Wami?

Po pierwsze zyskuje nowych pacjentów, którzy pojawiają się u Was w ramach pakietów i ubezpieczenia PetHelp. Są to świadomi klienci, którzy nie dyskutują o cenach, ponieważ wasze usługi mają w pakiecie za który płacą co miesiąc. Po drugie klienci tacy chodzą do lekarza weterynarii 3 x częściej niż opiekunowie nie posiadający pakietu. Warte uwagi jest też to, że placówka zyskuje bezpłatną wizytówkę na stronie, którą co miesiąc przegląda kilkadziesiąt tysięcy osób. Możliwe jest również przeprowadzanie inicjatyw edukacyjnych lub akcji świętujących różne okazje we współpracy z Pethelp. Za ich promocję odpowiadać będzie nasza firma. Wy tylko wykonujecie usługę w ramach wydarzenia. Wisienką na torcie, czyli dodatkowym benefitem dla Was, jest dostęp do platformy zniżkowej, gdzie znajdują się rabaty na niemal wszystko, co potrzebne jest w placówkach weterynaryjnych.

Jakie są zasady współpracy placówek weterynaryjnych z PetHelp.
Przychodnia może zgłosić się do Was i co dalej?

Każdy jest szefem u siebie. My to rozumiemy i wspieramy. Dostosowujemy się do lekarzy, a nie oni do nas. Nie narzucamy cen usług ani standardów. Szanujemy warsztat lekarza. Zależy nam na elastycznej współpracy na partnerskich zasadach. Umowę zawieramy na czas nieokreślony z możliwością wypowiedzenia w każdym momencie, bez żadnych kar, nakazów czy zakazów. Obsługa klienta to tylko kilka kliknięć w Klinice XP lub naszym prostym systemie (do wyboru). Minimalizujemy kwestie administracyjne, wszystko odbywa się automatycznie bez konieczności wypełniania faktur lub innych dokumentów.

Aby dołączyć do projektu PetHelp wypełnij formularz rejestracyjny dostępny na stronie pethelp.pl/dla-lekarzy/
Dołączając do projektu nic nie tracisz, a możesz tylko zyskać.

Dobry wieczór Czytelnicy! 🥰Nadszedł walentynkowy wieczór, a wraz z nim ogłoszenie wyników konkursu „ Weterynaryjny roman...
14/02/2024

Dobry wieczór Czytelnicy! 🥰

Nadszedł walentynkowy wieczór, a wraz z nim ogłoszenie wyników konkursu „ Weterynaryjny romans”!

Wybór był trudny, a historie piękne i bardzo dziękujemy za Wasze zaangażowanie. ❤

Zwyciężczynią została… tech. wet. Aleksandra Jeżewska ze swoim wierszem „Weterynaryjny romans”. 😍

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Przyprowadziła raz pani psa..
Prosi o pomoc: „pies coś zjadł”.
Brzuszek boli, wymiot leci..
Na USG cień jakiejś rzeczy.
Clevor wlatuje do oka i akcji,
Cyk, pyk i czekamy na moc atrakcji…
Po kilku minutach pies „bul, bul” pompuje,
Pani krzyczy, piszczy- on wymiotuje.
Naszym oczom ukazały się czerwone rajtki…
Pani wkurzona „to przecież nie moje majtki”.
Pies przed życiową pomyłką panią uratował!
Niewierność chłopaka po prostu zwymiotował.
Nikt nie pokocha cię tak jak własny pies,
To on bohaterem tego romansu jest!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Nagrodą jest książka „Lupus Magnus. Wataha tom I”, lek. wet. Magdy Krupy-Szlamy z autografem autorki! Gratulujemy Pani Aleksandro i prosimy o dane do wysyłki w wiadomości prywatnej.

Recenzja tego wciągającego romansu fantasy, pojawi się w lutym na stronie, a tych już zainteresowanych pozycją, odsyłamy na stronę pisarki(link w komentarzu).

„W 2028 roku do Białowieskiego Parku Narodowego zaczęły masowo przybywać wilki. O wiele większe i potężniejsze niż rodzime osobniki. Bogaty inwestor Karol Wataha postanawia założyć Ośrodek Pomocy Wilkom, aby chronić te niezwykłe zwierzęta. W tym samym czasie ambitna pani weterynarz Łucja Rubik dowiaduje się o zdradzie swojego narzeczonego. Targana złością i żalem postanawia przyjąć propozycję pracy, którą niedawno otrzymała od Watahy. Jak potoczą się jej losy, kiedy wyjedzie na drugi koniec Polski, by rozpocząć nowy etap w pracy? Czy to wywróci jej życie do góry nogami?”

Powyższy opis pochodzi od wydawcy.

Życzymy wszystkim wspaniałych Walentynek. Oby miłosne uniesienia sprzyjały Wam nie tylko dziś, ale każdego dnia! ❤ Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!

Kochani! ❤Minęła 20:00, a w związku z tym czas umieszczania komentarzy pod postem konkursowym. Zwycięzcę ogłosimy jutro ...
13/02/2024

Kochani! ❤

Minęła 20:00, a w związku z tym czas umieszczania komentarzy pod postem konkursowym. Zwycięzcę ogłosimy jutro wieczorem, a żeby umilić Wam czas oczekiwania, zapraszamy na kolejne walentynkowe opowiadanie. 🥰

Pamiętacie zmęczonego życiem lek. weta Marka z Carp Diem? Czy skorzystał ze świątecznej porady od gadającego karpia Wąsatka i zmienił swoje życie? Zainteresowanych zapraszamy do lektury! 😀

Autorka lek. wet. Marta Mikszuta.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Marek cicho zamknął za sobą drzwi do gabinetu psychoterapeuty. Uśmiechnął się do siebie pod nosem i ruszył sprężystym krokiem do wyjścia. Terapia trwała już prawie dwa miesiące. Czy gadający karp był wytworem jego wyobraźni czy też nie – bardzo pomógł. Ba! Wręcz uratował Markowi życie. W tamtym czasie miewał już naprawdę czarne myśli. Dlatego nie zmarnował darmowej porady i tuż po świętach umówił się na pierwszą wizytę do specjalisty. Spotkania odbywały się dwa razy w tygodniu, a wpływ każdej kolejnej sesji na jego samopoczucie był zdumiewający. Miał przed sobą jeszcze daleką drogę, ale kroczek po kroczku poprawiał jakość swojego życia.

Nowy rok zaczął od zatrudnienia drugiego lekarza. Niepokój związany z nieobecnością w przychodni był początkowo nie do wytrzymania.

Czy da sobie beze mnie radę?

Ta myśl go paraliżowała. Przez pierwszy miesiąc na czas dyżuru młodego, eksmitował się z domu. Biblioteka, kawiarnia, siłownia, nawet grota solna – wszystko było lepsze, niż pobyt w mieszkaniu nad pracą i wewnętrzny przymus, by biec, gdy tylko ktoś zajechał pod budynek.

I co? Dał radę. Cały czas sobie radzi. Szok, prawda?

Wyszedł na zewnątrz, zaciągając się świeżym powietrzem i ciesząc popołudniowym słońcem. Dziś był jeden z tych pierwszych, zagubionych w lutym ciepłych dni. Cieszył go jak za czasów dzieciństwa. Wyciągając kluczyki z kieszeni, ruszył w stronę samochodu. Najnowszy model Passata z leasingu zalśnił srebrną karoserią. Ach, te małe przyjemności po radykalnej podwyżce cen usług.

Ruszył, popijając kawę kupioną wcześniej w osiedlowej Żabce. Była gorzka jak jego życie uczuciowe. Ten fragment egzystencji miał być następnym na celowniku postanowienia poprawy. W zeszłym miesiącu był nawet na kilku randkach. Niestety, chyba było jeszcze zbyt wcześnie. Pracoholizm bił z każdego jego gestu. Ciągłe spięcie, zerkanie na telefon, sprawdzanie głośności dzwonka, skrzynki odbiorczej, bo co by było gdyby potrzebowali pomocy. Kobiety dość szybko wykręcały się z rozmowy, a on znów zostawał sam.

A nie chciał być dłużej sam. I powoli dochodził do momentu, w którym ta potrzeba przeważała nad ciągłym poczuciem powinności.

Z jazdy na autopilocie i miłosnych dywagacji wyrwała go scena z samochodu z przodu. Jakaś czarna kula wystrzeliła z tylnego siedzenia wprost na głowę kierowcy!

Pisk opon, tępy odgłos zgniatanego metalu. Następnie paraliżująca cisza.

Włączył światła awaryjne i wysiadł. Zaciskając i rozluźniając pięści, ruszył ocenić szkody. Jego serce pękło na widok minimalnie wgniecionej maski nowiusieńkiego samochodu. Bezwiednie wstrzymał oddech, aż poczuł, że robi mu się słabo. Wtedy zmusił się do powolnego oddechu.

Kierowca starej białej Corsy wciąż nie opuszczał auta. Marek ruszył sztywnym krokiem na konfrontację. Dlaczego typ nie raczył do tej pory dupy ru…

Zamarł gdy zdał sobie sprawę co widzi za szybą pojazdu. Zamiast głowy wroga dostrzegł – kocie cielsko? Futro zasłaniało twarz kobiety. Tak sądził, oceniając po niczego sobie biuście. Rozpaczliwie próbowała zerwać z siebie zwierza, a ten zahaczony łapami o tył jej głowy za nic nie chciał puścić!

Marek gwałtownie otworzył drzwi. Smolista plama sierści spojrzała na niego monstrualnymi źrenicami i zasyczała. Mężczyzna niewiele myśląc, złapał futrzaka jedną ręką za kark, a drugą za łapy.

– Co ty wyprawiasz sierściuchu?!

– Niech pan uważa!! To morder…

Piękna kobieta zamarła w pół słowa. Pełne piersi opięte czarnym sweterkiem z dekoltem serek unosiły się w rytm urywanych oddechów. Marek obserwował ją z fascynacją, podniósł nawet wzrok na twarz! Kruczoczarne włosy, jeszcze przed chwilą zlewające się z ciałem kota i zaróżowione ze stresu policzki, podkreślały jej porcelanową skórę. Karminowe usta rozchyliły się w wyrazie niemego szoku. Niesamowite lodowato-błękitne oczy wpatrywały się w niego jak w zjawisko.

– On mruczy...

Marek spojrzał w dół. Pochłonięty pożeraniem dziewczyny wzrokiem, nawet nie zauważył jak zwierzak umościł się w jego ramionach. Młody czarny kocurek, na oko czteromiesięczny leżał tam, jak gdyby nigdy nic mrucząc i ocierając się o jego kurtkę. Mężczyzna w końcu ocknął się i przypomniał sobie co zaszło. Znowu był wściekły.

– Gdzie transporter, szelki, cokolwiek?!

Kobieta poderwała się w popłochu i wychyliła w stronę tylnego siedzenia. Krągłe pośladki opięte błękitnymi dżinsami, wypięły się zachęcająco w jego stronę. Wspomnienie wypadku na krótką chwilę odpłynęło, kiedy myśli mężczyzny zajęły obrazy innych zderzeń. Kobieta odwróciła się ponownie z materiałowym transporterem. W środku był zmasakrowany, szwy z przodu ledwo się trzymały. Ten widok przywrócił mężczyznę do rzeczywistości. Nie dziwne, że kot z niego zwiał!

– Jak może Pani przewozić zwierzę w tak nieodpowiedzialny sposób?! – wycedził przez zaciśnięte zęby – Gdybyśmy nie jechali teraz drogą osiedlową z ograniczeniem trzydziestu kilometrów na godzinę, ta sytuacja mogłaby się skończyć znacznie gorzej!

Następnie, może trochę zbyt gwałtownie, zabrał torbę z jej ręki i ostrożnie wpakował tam wciąż mruczącego kota. Pochylił się przez siedzenie kierowcy i postawił go na siedzeniu pasażera. Zdawało mu się, że kobieta wstrzymała oddech. On z kolei nabrał głęboko powietrza. Śnieżka, jak zaczął nazywać ją w swojej głowie, pachniała bardzo apetycznie. Zdawało mu się, że wanilią?

– Jak Pan śmie insynuować moje zaniedbanie?! – Nagła przemiana w Królową Śniegu, nieco go zaskoczyła. – Kupuję temu zasrańcowi nowy transporter przed każdą wizytą u weterynarza. Każdy jest rozpieprzony nim dojedziemy na miejsce. Drugi miesiąc z kotem i dwa transportery do śmietnika, ten będzie trzeci. Ten kot to dzikus, którego niejeden człowiek dawno wywaliłby z domu!

Zawodowa ciekawość kusiła Marka, by zapytać, gdzie chodzą do weta. W końcu byli niedaleko jego rewiru. Miał jednak ważniejsze rzeczy na głowie. Czas naglił, trzeba było załatwić formalności związane z ubezpieczeniem, a za godzinę zaczynał dyżur.

– U mnie na rękach na dzikusa nie wyglądał… Trzeba było kupić kenel do bagażnika. – rzucił oschle i kontynuował – I skonsultować się z behawiorystą… Istnieją też leki uspokajające na czas podróży… Zresztą, nieważne. Chce Pani wzywać policję, czy załatwimy to między sobą? Skoro próbowała go Pani zabezpieczyć, chociaż nieudolnie, to jestem za odpuszczeniem angażowania służb. Zwierzę, to tylko zwierzę. Nic Pani nie jest?

Kobieta zacisnęła wargi i nic nie odpowiedziała. Dotknęła tyłu głowy, a brak śladów krwi na palcach przyniósł jej wyraźną ulgę. Wyszła z auta i zrezygnowana obejrzała na szczęście powierzchowne uszkodzenia. Szybko wymienili się danymi związanymi z ubezpieczeniem.

Mężczyzna pierwszy odjechał z miejsca zdarzenia. Musiał się śpieszyć, dyżur zaczynał już za trzydzieści minut. W drodze nie mógł przestać myśleć o jej tyłku.

***

W robocie Janek zdał mu relację z dzisiejszych wizyt i wyszedł z pracy. Markowi nauczonemu własnym doświadczeniem, bardzo zależało, by chłopak nie robił nadgodzin bez sensu. A jeśli nadgodziny robił, to szef za nie płacił, bądź oddawał wolne, tak jak przykazał Kodeks Pracy.

Przebrał się w granatowy strój chirurgiczny i ruszył do gabinetu. Dzisiejsze wtorkowe popołudnie zapewne będzie leniwe, jak to często w ten dzień bywa. Z kubkiem kawy w dłoniach przeglądał wizyty, jednak jego myśli wciąż wracały do wypadku. Szkoda, że nie poznał się z tą dziewczyną w innych okolicznościach. Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał go z zamyślenia. To pewnie spóźniona na szczepienie kota właścicielka, o której mówił młody. Patrzył właśnie w terminarz i zastanawiał się, skąd zna to nazwisko. Wtedy klient zapukał do drzwi gabinetu.

– Zapraszam!

– Dzień dobry doktorze, przepraszam za…

Znajomy głos urwał nagle. Marek popatrzył zszokowany w stronę drzwi, w których właśnie zastygła równie zszokowana Śnieżka. Jego serce zabiło mocniej. Dobiegające z transportera dzikie syki urwały się gwałtownie, zastąpione przez przeciągłe miauczenie.

– Tak mi się zdawało, że gdzieś już widziałem te dane… Proszę wejść Pani Saro, ja nie gryzę. Raczej...

To ostatnie słowo wymknęło mu się z ust niepostrzeżenie. Naprawdę, jak zwierzę… Dziewczyna zamrugała nerwowo, a jej policzki ponownie zaszły rumieńcem. W końcu ruszyła powoli w stronę krzesła przy biurku lekarza. W tym momencie Marek niczego bardziej nie pragnął, niż rozluźnienia napiętej do granic atmosfery.

– Stało się, co się stało, nie było tematu. Wyklepiemy to w mig. – Mrugnął do niej porozumiewawczo, a kącik jej cudnych ust uniósł się w lekkim uśmiechu. – Spokojnie, niech się Pani spróbuje rozluźnić.

– Będzie ciężko, ale dziękuję, spróbuję. – Popatrzyła zrezygnowana na transporter. – Nie spodziewałam się tu Pana zupełnie, ale ta konfrontacja jest najmniejszym moim problemem. Potrzebuję tego wariata dziś zaszczepić.

– A to on zawsze taki nerwus? – Marek otworzył kartę pacjenta i zaczął notować. – Jak do Pani trafił?

– Fundacja Dzikusek. Znaleźli go na śmietniku. Nikt nie chciał takiego nieułożonego. A on w domu zaczyna być coraz łatwiejszy. Już prawie nie gryzie mnie po kostkach!
Po czym bez namysłu podciągnęła nogawkę dżinsów, by zaprezentować poranione nogi. Bardzo zgrabne nogi… Marek podniósł szybko wzrok na jej twarz, musiał się bardziej pilnować. Z przyjemnością dostrzegł, że jej spojrzenie ociepliło się, a głos wyraźnie zmiękł. Dobrze było słuchać takiego zaangażowania ze strony właściciela. Ona sama zdawała się być miła i z olejem w głowie… Intrygujące.

– Nie przedłużajmy więc, by go bardziej nie stresować. – Podniósł się z krzesła. – Czas na badanie!

I nim Sara zdążyła zareagować, złapał transporter, postawił na stole i bez pardonu odsunął zamek.

Kot wystrzelił jak z procy! ...prosto w jego ramiona. Mruczał i ocierał się, wyginając jak kotka w rui. Zszokowany mężczyzna dla pewności zajrzał pod ogon, ale płeć się zgadzała. Kobieta ostrożnie podeszła do stołu.

– Nie wierzę własnym oczom…

Marek się zaśmiał.

– Polecam się na konsultacje behawioralne!

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i pogłaskała zwierzaka po grzbiecie. Ich dłonie zetknęły się przypadkiem. Obojgiem wstrząsnął dreszcz. Szybko się wycofali, ale kontynuowali przyjemną rozmowę o wszystkim i o niczym. Lekarz dawno nie był jednocześnie tak podekscytowany i rozluźniony podczas wizyty. Kot z zachwytem poddał się badaniu, ukrytym pod płaszczykiem pieszczot. Dziesięć minut później, już zaszczepiony pakował się niechętnie do transportera. Sara popatrzyła na Marka rozbawionym spojrzeniem.

– Prawdziwy koci magik z doktora. Chętnie skorzystałabym z tych konsultacji behawioralnych. – Puściła do niego oczko. – Mój numer telefonu już Pan ma.

– Mów mi Marek, proszę. – Odpowiedział uśmiechem na uśmiech i wyciągnął rękę w powitalnym geście. – Może jutro? Kończę pracę o piętnastej.

– Sara. – Uścisnęła jego dłoń, a on trzymał ją zapewne nieco dłużej niż powinien. Kontynuowali tę grę przez chwilę, patrząc sobie w oczy. – Z przyjemnością, ja również kończę o tej porze. Proponuję wstępny plan resocjalizacji tego dziada omówić przy kawie. Nieopodal parku jest bardzo klimatyczny lokal. Mają też przepyszne waniliowe ślimaczki. Wiesz, takie drożdżowe bułeczki, za które dałabym się pokroić! To właśnie przez nie mam taki tyłek...

– Chwała więc ślimaczkom! – Nim pomyślał, znów palnął głupotę. Sara zaśmiała się szczerze i był to naprawdę piękny śmiech. Chwilę później uregulowała rachunek i wyszła z przychodni. Zabrał się do pracy z głową wypełnioną wspomnieniami miłej wizyty i uroczych zmarszczek w kącikach jej oczu, gdy się śmiała. Na taką środę, jak jutro, czekał od dawna i odliczał do rozpoczęcia tej nowej przygody. Gdziekolwiek ich ona zaprowadzi.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Adres

KEN 83
Warsaw
02-777

Telefon

+48607790495

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy WeteryNasze umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do WeteryNasze:

Widea

Udostępnij

Kategoria