23/11/2023
Ponieważ ktoś uznał za stosowne zasugerować na grupie wyżłów węgierskich jakobym miała plan niemal znęcać się nad Soplem poprzez trzymanie go 24 h/dobę w kagańcu (bez możliwości jedzenia i picia wody), chciałabym wyjaśnić o co tak naprawdę chodzi z tym kagańcem.
Każdy kto mnie choć trochę zna, wie jak dbam o psy i jak ważny jest dla mnie ich komfort. Po prostu nie mogę nie zareagować, gdy ktoś w ten sposób próbuje mnie... no po prostu oczerniać. 😕 Można się ze mną w wielu kwestiach nie zgadzać, można mnie nie lubić, ale akurat w kwestii dbania o psy, podejścia do nich, etyki szkolenia i odpowiedzialności za psy - nie mam sobie póki co absolutnie nic do zarzucenia. I jak ktoś, kto mnie nie zna i w sumie nic o mnie nie wie, insynuuje publicznie, że miałam zamiar źle traktować Sopla lub nieodpowiedzialnie zaoferowałam się mu pomóc nie mając do tego kompetencji czy warunków, to zwyczajnie muszę się do tego odnieść. Prosiłam o możliwość wypowiedzenia się na grupie, ale administracja grupy się nie zgodziła. Stąd post tutaj.
Niekrótki wstęp dla mniej zorientowanych:
Gdy tylko dowiedziałam się o tym w jakich warunkach przebywał Sopel oraz, że szuka awaryjnego domu NA JUŻ - zaproponowałam dom tymczasowy dla Sopla. Znałam jego historie, gdyż śledziłam jego losy i miałam już emocjonalny stosunek do tego psa. Poza tym jako hodowca liczę się z tym, że kiedyś może mi się przytrafić podobna historia u psa wyhodowanego przeze mnie i oczywistością jest, że taki pies zawsze będzie mógł się znaleźć pod moim dachem nawet z dnia na dzień. Sopel w tamtym momencie nie miał żadnych rozsądnych alternatyw. Nikt mnie nie lustrował pod kątem moich kompetencji, doświadczeń z psami agresywnymi czy warunków - raczej spotkałam się z akceptacją i zgodą, że to jest niezły pomysł, a pies miałby u mnie dobre warunki.
W oczekiwaniu na przyjęcie Sopla zdobywałam coraz więcej informacji na jego temat. I tu niestety nie było dobrych wiadomości. Nie będę się wdawać w szczegóły, ale powiem tylko, że tak szeroko krytykowana decyzja o uśpieniu Sopla 2 lata temu - nie była bezpodstawna. Opis aktualnego zachowania Sopla był bardzo niepokojący i wynikało z niego, że Sopel jest psem bardzo agresywnym i niestety nieprzewidywalnym. Do tej pory Sopel nie został przebadany neurologicznie, więc nie można wykluczyć absolutnie niczego.
W pierwszym odruchu - gdy dowiedziałam się jaki Sopel jest naprawdę, uczciwie powiedziałam, że przypadek tego psa mnie przerasta, a ja nie mam pomysłu jak z nim pracować, więc jest bez sensu, żeby do mnie trafił. Chyba, że totalnie nie ma co z nim zrobić, to mogę go jakoś "przechować", ale trzeba szukać dla niego realnej pomocy u kogoś, kto wie co robić. To chyba uczciwe postawienie sprawy?
I tu mała dygresja - osoby, które chciały mi tego psa dać, zajmują się Soplem od dawna, wiedziały o jego przeszłości. Wiedziały jak groźne były pogryzienia, które ma na koncie i mi o tym nie powiedziały (mimo, że wprost pytałam jak te ataki wyglądały). Mam uzasadnione podejrzenia, że nie byłam odosobnionym przypadkiem i więcej osób dostało tego psa lub go dostanie w przyszłości, nie wiedząc tak naprawdę z czym mają do czynienia i jak bardzo ten pies jest agresywny. Szczerze? To jest skrajnie nieodpowiedzialne, naraża bezpieczeństwo ludzi, a temu psu takie postępowanie wcale nie pomaga - wręcz przeciwnie.
Ponieważ tak jak inni zaangażowani szukałam aktywnie realnej pomocy szkoleniowej dla Sopla, skontaktowałam się ze szkoleniowcem, pod którego okiem 15 lat temu stawiałam swoje pierwsze kroki w pracy z psami. Wiedziałam, że ma ogromne doświadczenie z psami agresywnymi i to często bardzo niebezpiecznymi. Szczerze mówiąc chciałam ją prosić, żeby odpłatnie wzięła Sopla do siebie, spróbowała go ocenić i przepracować (jeśli to jest w ogóle możliwe). Niestety, ten szkoleniowiec nie pracuje w ten sposób z psami, tylko pracuje z psem i jego przewodnikiem (opiekunem). Jedyną opcją szkolenia u niej było więc, żeby ktoś Sopla wziął do siebie na dom tymczasowy i jeździł z nim na treningi pod jej okiem. Po rozmowie z trenerką na temat Sopla, zaczęłam wierzyć, że jeśli jest jeszcze szansa uratować Sopla przed eutanazją, to ten szkoleniowiec jest w stanie mu pomóc.
Widząc, że nie ma wcale lepszych alternatyw dla Sopla, zaproponowałam, że mogę wziąć Sopla do siebie i pracować z nim pod okiem tego szkoleniowca. Oczywiście - o ile szkoleniowiec uzna, że pies rokuje oraz, że ja daję radę jako przewodnik dla tego psa. Mam na tyle duże zaufanie do tej osoby, że wiem, że uczciwie postawiłaby sprawę. Zaproponowałam też - już prawnym właścicielom Sopla, że mogą przyjechać na pierwszą konsultacje, zobaczyć na własne oczy jak ta trenerka pracuje z psem oraz usłyszeć bezpośredni co myśli o Soplu.
Moja propozycja nie została przyjęta. Poinformowano mnie, że Sopel ma trafić do domu stałego. W mojej opinii była to błędna decyzja o czym mówiłam wprost. Wiedząc jednak, że nie mam wpływu na dalsze losy psa, zaproponowałam, że wezmę go chociaż na ten tydzień, żeby zabrać go do weterynarza oraz na chociaż jedną konsultację do szkoleniowca. Ta propozycja również nie została przyjęta. Oczywiście to prawo właścicieli, że dysponują psem wedle swojej woli i nigdy bym tego nie opisywała tutaj, gdyby nie fakt, że ktoś mnie próbuje oczerniać z tego powodu, że wolontariacko zaproponowałam pomóc agresywnego psu, który nie miał się gdzie podziać.
A teraz o kagańcu.
To, że psa agresywnego przekazuje się do nowego opiekuna w kagańcu to jest standard i w ogóle nie powinno się tego traktować w kategoriach braku odwagi, jak mi to stale niektórzy zarzucają. Przecież tu nie chodzi o to, żeby być odważnym (nieodpowiedzialnym?) i dać się pogryźć pierwszego dnia przez psa zestresowanego zmianą otoczenia. To właśnie w stresującej dla psa sytuacji, w nowym miejscu, z obcą osobą, pies ma największą szansę poczuć się zagrożonym i zaatakować.
Powodem, dla którego powiedziałam, że Sopel będzie u mnie początkowo w kagańcu cały czas, było to, że na tamten moment wszystko wskazywało na to, że pies:
1. Ma poważny problem z dotykiem w okolicach głowy, BYĆ MOŻE w związku ze stanem zapalnym uszu. Priorytetem było więc wyleczenie mu stanu zapalnego w uszach. Chyba nie muszę pisać, że przy zapaleniu uszu najprawdopodobniej pies odczuwa stale silny ból i może mieć to duży wpływ na jego zachowanie... Jakikolwiek zabieg zastosowania kropli do uszu dla psa również może być bardzo bolesny. Nie było innej możliwości niż podawanie kropli do uszu w założonym kagańcu... ALE...
2. Zgodnie z moją najlepszą wiedzą na tamten moment, Sopel wielokrotnie atakował człowieka przy zakładaniu/zdejmowaniu kagańca, a nawet podczas zakładania obroży/zapinania smyczy. Co gorsza, był przy tym zupełnie nieobliczalny - raz atakował, raz nie.
3. Pomysł z trzymaniem psa w kagańcu NA POCZĄTKU cały czas, nie był tak naprawdę mój, bo mnie by też było "szkoda biednego pieseczka". Zalecenie, by początkowo trzymać psa w kagańcu było zaleceniem szkoleniowca, z którym się skontaktowałam i konsultowałam przypadek Sopla.
Ten czas, kiedy Sopel byłby w kagańcu, zostałby wykorzystany po pierwsze na leczenie uszu, a po drugie na odczulanie go na ingerencje człowieka w okolicach głowy. Niewykluczone, że już po kilku dniach Sopel dawałby sobie bezpiecznie zakładać i zdejmować kaganiec i mógłby wtedy większość czasu spędzać komfortowo bez kagańca.
4. Pies w prawidłowo dopasowanym kagańcu może zarówno jeść jak i pić. Nie odpowiedziałam na to pytanie, bo każdy kto ma trochę pojęcia o psach, powinien to wiedzieć i szczerze mówiąc, pytanie wydało mi się niepoważne.
5. Kaganiec nie jest żadnym narzędziem tortur i jego używanie przy psie z historią pogryzień człowieka nie jest niczym dziwnym. Dziwne to jest lekceważenie problemu Sopla i wesołe branie go bez kagańca, przekazywanie różnym osobom i życzeniowe liczenie na to, że tym razem się uda i nikogo nie pogryzie.
Można było mieć inny pomysł na Sopla. Można było nie chcieć korzystać z usług ze szkoleniowca, z którym się skontaktowałam. Można było nie chcieć dać Sopla mnie, bo się mnie np nie lubi albo po prostu zwyczajnie mi nie ufa.
Wmawianie ludziom, że krytykują tylko Ci, którzy nic nie robią, nic nie ryzykują i nic nie wiedzą uważam za manipulację. Pomóc chciało wiele osób, proponowało wsparcie w różnym zakresie, w znalezieniu szkoleniowców, domów tymczasowych, załatwieniu dobrej karmy albo usług weterynaryjnych w korzystnej cenie. Po prostu nie było woli aby z tej pomocy skorzystać. 🙄 Jedyne z czego skorzystano to z pomocy w przeprowadzeniu zbiórki. Sama namawiałam ludzi do wzięcia udziału w tej zrzutce. Ręczyłam, że zebrane fundusze zostaną mądrze wykorzystane na pomoc weterynaryjną, szkoleniową i utrzymanie Sopla. Szczerze? Teraz żałuję, że namawiałam ludzi do wpłacania pieniędzy i sama czuję się... po prostu oszukana. :/
PS. Powodem dla którego musiałam to napisać tutaj jest niestety cenzura na grupie wyżłów węgierskich... Jeśli ktoś chce coś napisać, dodać, zapytać to tu może. Na grupie posty są niezatwierdzane albo blokowana jest możliwość komentowania.