10/10/2024
Czas najwyższy napisać Wam co się stało z Yukim.
Znacie już początek, ale dla przypomnienia: kilka tygodni temu znaleźliśmy go w rogu pokoju. Nie mógł się ruszyć, a prawa łapka była sparaliżowana. Przez kilka pierwszych godzin nie mieliśmy pojęcia co mogło się wydarzyć - tak, Yuki był przewlekle chory (nerki), ale jego stan był przecież stabilny, a badania kontrolne krwi wskazywały nawet na poprawę!
Po tych kilku godzinach od przyjęcia go do szpitaliku udało mi się doprosić o pokazanie RTG. Po przekazaniu zdjęć RTG naszemu weterynarzowi prowadzącemu (Kacper jesteś niezastąpiony!) zaczęło się klarować mało oczywiste, kompletnie nie do przewidzenia, ale jednocześnie tłumaczące absolutnie wszystko wyjaśnienie sytuacji.
Pozycja Yukiego w chwili znalezienia była daleka od fizjologicznej, a w samochodzie zauważyłam również zaschniętą krew. Pierwsza myśl chyba absolutnie każdego: kolizja. Ale Yuki? Papuga będąca świetnym lotnikiem miałaby uderzyć w ŚCIANĘ w znanym otoczeniu i to jeszcze nad klatką, gdzie ma trochę żerdzi, pozawieszanych kilka zabawek? Szczerze to chociaż tłumaczyło to w najprostszy sposób, to ciężko było mi w to uwierzyć. Dałam się przekonać dopiero, kiedy nasz lek. wet. prowadzący stado zaczął drążyć, że mogło coś się wydarzyć w trakcie lotu. Połączył to z kolejnym znanym nam objawem, czyli osłabieniem prawej strony ciała wraz z paraliżem łapy po tej samej stronie. Typowy obraz kliniczny ucisku na nerw kulszowy, który mogła spowodować… oczywiście, że nerka.
Teoria: Yukiego w trakcie lotu złapał ostry ból połączony z paraliżem łapy, co stało się przyczyną kolizji ze ścianą.
Zdjęcie RTG rozwiało wątpliwości. Płuca zalane płynem, najprawdopodobniej krwią, a nerki wyraźnie mocniej cieniowały, co świadczyło o ostrym stanie zapalnym. Mało realny scenariusz coraz bardziej się potwierdzał i chociaż byliśmy prawie pewni, co się wydarzyło, to chcieliśmy potwierdzić to w sekcji.
I potwierdziliśmy. Bezpośrednią przyczyną śmierci naszego chłopaka była kolizja (wśród obrażeń była pęknięta wątroba), a pośrednią choroba nerek, która musiała odezwać się w trakcie lotu. Dowiedzieliśmy się też, że problem z nerkami był o wiele bardziej poważny niż mogliśmy się spodziewać - Yuki miał dnę moczanową, dosyć rozwiniętą, ale nie na tyle, aby dało się ją wykryć za życia. Kryształy kwasu moczowego zostały znalezione m.in. w worku osierdziowym co mogło negatywnie wpływać na prace serca i jego skurcze już od pewnego czasu. Jak długiego? Nie wiemy. Yuki nie pokazywał żadnych objawów.
Na koniec wracam do przychodni (promującej się jako przyjmującą egzotyki), w której Yuki otrzymał pierwszą pomoc. Jak wiecie staram się doceniać pracę weterynarzy i w miarę swoich możliwości ich wspierać chociaż dobrym słowem. Tym razem celowo nie piszę, o którą przychodnie chodzi i który lekarz weterynarii nas przyjął. Oprócz pierwszej pomocy nie ma czego chwalić. Poza błędną diagnozą spotkaliśmy się jeszcze z przerostem ego lekarki weterynarii (inaczej nie da się tego nazwać), które okazało się ważniejsze od samego pacjenta. Nie jest to jednak historia na ten moment, ani na ten post.