16/09/2024
Kotki nakolankowe 😉
Ona i On i jeszcze On,Ona i On czyli Marylin, Leonardo i Ramzes i najmłodsza Ursula (Uli), Onyx i
Be the first to know and let us send you an email when Marylin,Leonardo,Ramzes,Uli&Onyx Daymon PL posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.
Want your business to be the top-listed Pet Store/pet Service?
Dawno, dawno temu nie lubiłam zwierząt (tak, też się dziwie)... potem nadszedł taki czas, ze bardzo chciałam mieć psa, no ale sami przyznajcie kto z Was nie chciał?Psa dostałam na 18 urodziny, zakupiony na giełdzie w Gliwicach... to były czasy gdy psa można było kupić wszędzie, a moja wiedza na temat hodowli była ŻADNA... potem pojechałam na studia, pies został u rodziców, a mi tak po prostu brakowało zwierzaka. Pies nie wchodził w rachubę, bo 12 h poza domem i studenckie życie to nie życie dla psa, świnki, chomiki, króliki tez odpadały bo jestem na nie uczulona... wiec zostawał ten nieszczęsny kot, kotów nie lubiła i one mnie chyba tez nie bardzo, po wyjściu z kuwety wycierały sobie dupkę o moje jeansy, zazwyczaj je brudząc... no wiecie, nasze relacje dupy nie urywały... aż przyszło lato 2014 roku, sąsiedzi z naprzeciwka przywieźli ze wsi małą kotkę, miała wtedy jakieś 4-5 miesięcy i chwile później pojechali na wakacje, prosząc abym raz dziennie ogarniała jej kuwetę, dała jeść i chwilę się pobawiła. Mieszkaliśmy drzwi w drzwi, a ściany były jak z papieru... pierwszego dnia mała tak strasznie płakała siedząc na parapecie, że sprzątanie kuwety skończyło się tym ze kuweta, miski i zabawki wylądowały u Nas w mieszkaniu... nawet nie wiedziałam jak się nazywa ta kota, więc dostała na imię Shakira... był to diabeł wcielony za dnia i anioł w nocy, najpierw działała, później myślała... z lodówki wysokiej na 180 cm skakała na batmana, w locie mając minę pod tytułem "kurczeczek... chyba nie mam gdzie wylądować". I tak minęły dwa tygodnie... sąsiedzi wrócili, kotkę zabrali a nasze mieszkanie stało się tak puste ze ryczałam pół wieczoru... więc decyzja zapadła będzie kot. No więc jeśli ma być kot to zawsze podobały mi się w atlasach zwierząt koty niebieskie - wtedy jeszcze myślałam ze tylko rosyjskie są niebieskie, szybki przegląd u wujka google i okazało się ze są jeszcze niebieskie miśki, czyli koty brytyjskie... przepadłam... no wiec szukamy kota, wchodzę na allegro, olx itp wpisuje kot brytyjski i szukam kota brytyjskiego za max. 500 zł, no bo przecież nie dam więcej... ale te za 500 jakieś takie smutne, jakieś takie nie ładne w porównaniu z tymi droższymi, no więc szukam dalej, wysyłam maile do przypadkowo znalezionych hodowli blisko Krakowa...budżet podwyższam do 800 zł... nadal nic, albo nie maja albo się Nam nie podobają... budżet skacze do 1000 zł... już jest lepiej ale nadal słabo, aż w końcu dostaję odpowiedz z hodowli ze jest kocurek Homer, niebieski do odbioru w październiku, w załączniku zdjęcie... przepadłam, zakochałam się, cena powyżej budżetu ale to nie ważne, jest piękny, uśmiechnięty i uroczy... odpisuje na maila ze jestem zainteresowana, dnia następnego w drodze na wakacje dzwonię do hodowli, rozmawiamy i oto jest zarezerwowany Nasz pierwszy z Daymonciaków...niestety jako 10 miesięczny kociak 11 maja Homer umiera na FIP, serce pęka na milion kawałków, wracanie do domu to jakiś koszmar, pusto, w łazience kuweta, w kącie drapak... wtedy zapada decyzja ze w Naszym domu będzie zawsze więcej niż jeden kot, tak aby dom nigdy nie był pusty. 22 maja 2015 roku na świat przychodzi Leonardo, rudy kocurek, jedynak...staje się dla Nas całym światem. 6 tygodni później na świat przychodzi Marylin, choć pierwotnie w planie było, aby były dwa kocurki... Marylin kradnie Nam serce i tak oto w Naszym domu pojawiają się jesienią 2015 roku dwa koty Leonardo (da Vinci) i Marylin (Monroe). Sierpień 2016... Dorota, hodowca piszę do mnie wiadomość, że szuka domu dla Ramzesa, bo jest bity w hodowli przez starsze kotki i nie może u niej mieszkać. Szuka domu sprawdzonego, bo Ramzes pomimo młodego wieku wiele przeszedł ciężką i skomplikowaną operację, (miał przepuklinę przeponowo-otrzewniową). Z perspektywy czasu uważam, że zostałam wtedy zbajerowana, ale być może to tylko moje odczucie 📷;) Od słowa do słowa, od zdjęcia do zdjęcia zakochuję się w tym małym niebieskim bambolinku. Szybki telefon, konsultacja i oczywista decyzja, bierzemy małego do siebie. Po tygodniu Ramzes był już u Nas, dobrze ze Zooplus ma szybką realizację zamówień... druga kuweta, trzeci kontenerek i jesteśmy gotowe na przyjęcie nowego członka rodziny. Oczywiście stres związany z dokoceniem duży...Znowu zapada decyzja nie izolujemy... Ramzes przyjeżdża do Nas jako bardzo wystraszony kociak, widać, że starsze kotki w hodowli dały mu w kość. Jak zostaje przyjęty przez Leo i Marylin?Leo staje na wysokości zadania, od pierwszych chwil zaczyna opiekować się Ramzesem, chroni go przed Marylin (w 5 minut ustawił ją do pionu, gdy ta zaczęła syczeć na Ramzia). Ramzes pierwsze 48 h spędza schowany za kanapą, nie je, nie pije... po prostu czeka aż ktoś zrobi mu krzywdę. Ukojenie przynosi mu łagodny głos i wyciągnięta do niego ludzka ręka, wtedy się odpręża, włącza traktorek. Spędzam leżąc na podłodze przy kanapie z wyciągniętą ręką długie godziny, aż nadchodzi ta chwila... Ramzes się przełamał i wyszedł do pozostałej dwójki. Z Leonem tworzy zgrany duet, traktuje Leona jak swojego przewodnika, naśladuje jego zachowania, jak się boi to szuka w nim oparcia. Magiczna bariera trzech kotów w domu została złamana. Nagle okazało się, że im więcej tym więcej miłości, tym więcej śmiesznych zdarzeń. W lipcu 2016 roku urodziła się Uli, urzekła mnie od pierwszych chwil... gdzieś tam w głowie pojawiła się myśl, że może jeszcze jeden. Ale jak powiedzieć o tym szalonym pomyśle drugiej połowie?Już trzeci kot był lekko mówiąc nadprogramowy, ledwo co się zadomowił, a ja już mówię o kolejnym...
Powiem szczerze, że łatwo poszło... i tak, we wrześniu podjęta została decyzja, że Uli będzie Nasza.
Ta czwórka miała mieć długie i szczęśliwe kocie życie... jednak nadszedł grudzień i cały świat się zawalił....
Grudzień 2016, pod jednym dachem mieszka Leo, Marylin, Ramzes i Uli, sielanka, wszystko jest idealnie, aż pewnego dnia Leo zaczyna wymiotować, ot tak.. najpierw jest to niestrawiona karma, potem już sama piana. Jedziemy do weta, robimy badania, jak przychodzą wyniki okazuje się ze wszystko jest ok, sugestia lekarza, może karma nieświeża, może coś mu siadło na żołądku... mamy czekać, więc czekamy... następny dzień jest tylko gorzej kot próbuje wymiotować praktycznie co chwilę, chowa się po katach... jedziemy do innego weta, a tam lekarka go dotyka i widzę na jej twarzy przerażenie... kot nie może złapać oddechu... dostaje jakieś leki aby się uspokoił i z samego rana jesteśmy umówieni za zabieg... jestem skołowana, lekarka nie chce mi powiedzieć jaka diagnoza, mówi ze musi skonsultować, ale ze z samego rana jeszcze przed 8 mamy być w gabinecie... 7:15 Leo umiera na Naszych rękach, udusił się... okazało się, że miał przepuklinę i żołądek zajął miejsce płuc... serce znowu rozpada się na milion kawałków, mówię wtedy, że już nigdy nie wezmę kolejnego kota... ze nie ma szans... wytrzymuję tydzień, okazuje się, że trzy koty to nie to samo co cztery, ze w domu czuć pustkę... w wyniku wielu zdarzeń decydujemy się na adopcję Onyxa, który choć urodzony w tej samej hodowli co reszta jest reproduktorem w jednej z podkrakowskich hodowli. Onyx pojawia się u Nas 2 lutego 2017 roku. Miał wtedy 1,5 roku. Był olbrzymi, na co dzień nie mieszkał w dużym stadzie, mieszkał w towarzystwie innego kocura, jego opiekunka nie miała za wiele czasu, aby poświęcać mu wystarczająco dużo uwagi, był więc bardzo spragniony zabawy i mizianek. Już przy pierwszym spotkaniu dał się zabrać na ręce i siedział na kolanach jakby wiedział, że już za chwilę jego życie wywróci się do góry nogami i już nic nigdy nie będzie takie samo. Po jakieś 1,5 h drogi, całą drogę grzecznie siedział w transporterze dotarliśmy do domu. Nie przeprowadzałyśmy żadnej izolacji, znamy Nasze koty i wiemy czego się spodziewać, znałyśmy też charakter Onyxa - ma bardzo zrównoważony charakter, taka trochę ciepła kluska, bardzo mądry, przyjaźnie nastawiony do świata. Gdy otworzyłam transporter nastąpiła lekka konsternacja, zarówno Marylin jak i Ramzes się go po prostu bali... owszem przywiozłyśmy do domu 6 kg dorodnego kocura, dumnego ojca trójki dzieci, który stracił jajka 7 dni wcześniej więc pachniał jeszcze kocurem (w kuwecie zapach jego męskości było czuć ponad 2 tygodnie). Tylko Uli jako półroczny bączek o wadze 1/3 Onyxa postanowiła stawić mu czoło i chodziła cały dzień za nim warcząc i gadając na przemian. Onyx zdawał się w ogóle jej nie zauważać, jak gdyby nigdy nic zaczął bawić się z Nami piórkami, a pierwszą noc spędził oczywiście w łóżku rozwalony jak król....