28/06/2024
W 2018 roku sprowadzono do Polski alpaki z UK, które zarażone były gruźlicą. Nie wiele było wówczas informacji na temat tego jak gruźlica rozwija się u alpak i jak można zapobiegać jej rozprzestrzenianiu. Polska jest krajem wolnym od gruźlicy, co tym bardziej podtrzymywało atmosferę skandalu. To był czas, w którym narosło wiele mitów i niczym niepotwierdzone informacje stały się podstawą do obaw i zamknięcia rynku na alpaki z UK. W 2018 roku w UK również nie wiedziano za wiele o gruźlicy w kontekście alpak. Sytuacja jednak zmieniła się od tamtego czasu. W 2019 roku gruźlica pojawiła się w jednej z najlepszych brytyjskich hodowli. Wówczas już każdy hodowca wiedział, że jeśli nie przestrzega się zasad bioasekuracji, to zagrożenie istnieje dla każdego. Dzisiaj większość hodowli w UK bardzo rygorystycznie przestrzega zasad bioasekuracji i nie odnotowuje się przypadków zarażenia się gruźlicą na drodze alpaka-alpaka. Do zakażeń dochodzi w kontaktach z dzikimi zwierzętami, ale jeśli farma jest zabezpieczona prawidłowym ogrodzeniem, to ryzyko takiego kontaktu praktycznie nie istnieje. Można by tutaj przytoczyć dane instytucji rządowych na temat ilości wykonanych testów, ilości pozytywnych testów, ilości potwierdzonych przypadków zarażenia gruźlicą u alpak. Można też mówić o skuteczności testów i metodologi ich przeprowadzania. Jednakże fakty są takie, że w UK jest ponad 1600 zarejestrowanych hodowli alpak i bardzo duża ilość niezarejestrowanych. Jest tutaj ok. 60 000 alpak. Wiele hodowli osiągnęło poziom światowy, jeśli chodzi o jakość stada. Warto sobie zadać pytanie, czy Ci wszyscy ludzie są szaleńcami? Narażają się na stratę ogromnych pieniędzy i zdrowia przecież w UK, zgodnie z tym, co jest nam wciąż wlewane do głów szaleje gruźlica. Mało tego większość z nich naraża siebie i odwiedzających na zarażenie się gruźlicą, a rząd na to wszystko patrzy i pozwala. Współczuję osobom, które bezkrytycznie słuchają wywodów na temat tego na jak wielkie ryzyko narażamy siebie i innych sprowadzając najwyższej klasy alpaki z UK. Dzisiaj nie jest tak łatwo sprowadzić alpakę z UK jak było to 6 czy 8 lat temu, kiedy to polscy importerzy jeździli od hodowli do hodowli skupując najtańsze alpaki. Dzisiaj, aby hodowca z UK mógł wyeksportować alpakę musi mieć status eksportera, albo skorzystać z kwarantanny u eksportera. Kwarantanna taka jest możliwa tylko wówczas gdy eksporter wyrazi na to zgodę, inaczej mówiąc, gdy zna doskonale hodowlę i wie, ze przyjmując zwierzę na kwarantannę nie naraża swojej renomy. Eksporterów w UK jest zaledwie kilku. Muszą oni spełnić szereg warunków, by być eksporterami. Między innymi corocznie testować całe swoje stado, zarówno skin testem, jak i testem antygenowym. To jest ogromny koszt i narażenie na wystąpienie fałszywie pozytywnych wyników. Reasumując, nie ma możliwości importu z UK alpak niepewnego pochodzenia, o niskiej jakości. Nie opłaca się być , ma się słabe alpaki, nie opłaca się importować słabych alpak. Rząd UK zadecydował o ostrzejszych warunkach pozwalających na eksport niż Unia Europejska. Zgodnie z zasadami Unii wystarczy test skórny. Dlaczego w takiej sytuacji niektóre stowarzyszenia w EU decydują o tym, że ich członkowie mają obowiązek przestrzegać innych jeszcze bardziej zaostrzonych reguł? Czy znają oni jakąś tajemną wiedzę, o której nie wiedzą rządy UK i EU? Czy nie jest to ograniczenie praw członków? Można by powiedzieć, że stowarzyszenia to prywatne instytucje i mogą sobie robić co chcą, ale można też powiedzieć, używając modnego słowa, że jest to zwykła dyskryminacja. Czym ona może być uzasadniona, bo przecież nie obawą przed zarażeniem gruźlicą? Przy tak ostrym reżimie założonym dla eksporterów prawdopodobieństwo przewiezienia zarażonego zwierzęcia jest bliskie zera. Rozumiem, że import wysokiej klasy alpak z UK może być zagrożeniem dla biznesowych planów osób, które alpaki sprowadziły zza oceanów. Chwała im za to, że zdecydowali się na taki krok ponosząc ogromne koszty nie tylko w cenie alpaki, ale transporcie i kwarantannie. Dzięki ich wysiłkom sporo dobrej alpaczej krwi pojawiło się na polskim rynku. Czy to jednak usprawiedliwia blokowanie innym możliwości zakupu dobrej jakości alpak znacznie bliżej i w niższych kosztach? Czy to jest normalne, że hodowcy, którzy kupili świetne alpaki w UK ukrywają ten fakt? Czy nie można mieć innych poglądów i podejmować samemu decyzji bez ryzyka wykluczenia ze środowiska? Czy nie lepiej tworzyć wspierające się środowisko? Czy w końcu nie możemy podejmować własnych decyzji, tylko musimy patrzeć na to co powiedzą Niemcy czy Austriacy? Nasze decyzje powinny wspierać dobro przede wszystkim alpak. Najlepszym wsparciem jest podnoszenie ich jakości, bo to jedyna droga, która nie prowadzi ich do rzeźni. W UK jest jakość, są świetne linie hodowlane, nie tylko brytyjskie, ale i australijskie i amerykańskie. To wszystko jest w zasięgu naszych możliwości. Wybór drogi powinien należeć do każdego hodowcy, dlaczego jest z góry narzucany? Nie spodziewam się dyskusji, bo tych ostatnio nie ma, ale może warto przemyśleć ten temat?