05/06/2024
Czy ona nie jest perfekcyjna?
Questa u nas ma swój drugi dom. Dopiero pojechała do domu, a tu znowu za 2 dni wraca😅 Zazdrośnica ale wyważona. Rozkosznie ciałkiem odpycha ode mnie inne psy. Jest w tym tyle klasy, że pozwalam czasem jej być swoim obiektem atencji😂
Było trochę zabawnie, popularnie i tak cukierkowo-facebookowo. To teraz trochę poważniej.
Wiem, zaniedbałam bardzo tę stronę. Jak informowałam ostatni rok był rokiem który przynosił zmiany, początek 2024 największe i w ich konsekwencji bardzo ograniczyłam ilość psiaków na pokładzie. Nie będę ukrywać - po stracie swojego czworonoga straciłam serce do psów, opieki a co za tym idzie swojej pracy. Spacery które były moją radością i frajdą - nie mniejszą niż dla psiaków, które budziły zawsze moje wewnętrzne dziecko przestały sprawiać mi przyjemność. A kiedyś nawet w najgorszych chwilach mojego życia zawsze dawały ukojenie. Po stracie psa wręcz stały się obowiązkiem, trudnym do spełnienia. Wymagającym ogromu silnej woli.
Tym razem choroba zabrała mi nawet to, co zawsze pozwalało mi podnieść troszkę wskaźnik chęci życia. Jaka choroba? Współczesna. Bezlitosna i skryta. Depresja. Od kilku lat trzymała mnie w sidłach ale jakoś sobie z nią radziłam. Potrafiłam mimo braku sił wstać z łóżka i na widok psów merdających ogonkami wykonać ten najtrudniejszy krok - wyjść z domu. Kiedy to zrobiłam, to jakbym wkraczała w inny świat. Jakbym zapomniała o ciemności która stoi za mną. Ale i na to przyszedł koniec.
Poprzednie lata dostawałam po dupie od losu raz za razem. Mimo tego zawsze się podnosiłam. Serce kamieniało, żeby przetrwać ale śmierć Rejki, odejście Hectora obaliła wszystkie podpory które trzymały moją psychikę w ryzach. Nie piszę tego, żeby się żalić. Daleko mi od tego. Ale chyba nadszedł czas oczyszczenia. Zrzucenia tego z siebie, przyznania się do słabości, żeby móc iść dalej.
Ograniczyłam opiekę nad psiakami, bo straciłam serce. Straciłam pewność siebie i odwagę, która jest niezbędna w tej pracy. Moim życiem zawładnął lęk, pustka.. Nie chciałam jednak rezygnować całkiem z opieki, bo bałam się, że do tego już nie wrócę. Nie chciałam stracić naszo-Waszych psiaków, bo wielu z nich pokochaliśmy bardzo i nie wyobrażałam sobie ich już nigdy nie zobaczyć. Dlatego zamknęłam się tylko na nowych i okazyjnych podopiecznych. Wygodnie mi było zamknąć się w skorupce pewnej jak moje znajome pieski, niż otwierać na nowości, na wyzwania którym nie byłam w stanie podołać.
W naszym dużym parku nie byłam ponad pół roku. Idąc tam bez R&H czułabym się jak zdrajca.
Powiedzieć, że się wypialiłam to za mało. Ja po prostu zgasłam.
Ale los rzucił mi koło ratunkowe. Hodowla MaineCoon - moje marzenie - którą z różnym efektem rozwijałam ostatnie 3 lata nareszcie zaczęła dawać więcej radości niż zmartwień. Opieka nad kociakami stała się moją odskocznią, zapomnieniem, przerwą..
Minęło pół roku, kociaki rozjechały się do nowych domków. Przyszedł na świat kolejny miot ale poczułam, że jednak brakuje mi psów. Brakuje mi pracy w takiej skali jaką miałam kiedyś. Brakuje mi tego zamieszania kiedy przychodzi któryś członek rodziny do domu, brakuje mi tego pochrapywania po długim spacerze, brakuje mi nawet sprzeczek i konieczności interwencji. Poczucia kontroli nad stadem, domem i .. własną głową.
Może przeszłam już okres żałoby? Może lato przyniosło mi więcej chęci do życia i wiary w siebie?
Nie wiem ale cieszy mnie to i napawa optymizmem.
Jednocześnie przepraszam wszystkich tych którzy już u nas zostawiali psiaki, a ja im w ostatnim czasie odmówiłam opieki. Nie mogłam inaczej.
Wracając do „żywych” nie mogę nie narzucić sobie więcej obowiązków i pracy, dlatego otwieram na nowo w pełni swój kalendarz i zapraszam na spacery zapoznawcze, przypominające i czysto towarzyskie.
Na początek otwieram na rezerwację lipiec, sierpień i wrzesień.
Pozdrawiam
Magda.
Ps proszę nie pytać na priv o moje psy. Rozgrzebywanie tej rany nie wychodzi mi na dobre.