13/01/2025
Warto wiedzieć i warto uświadamiać innych.
https://www.facebook.com/share/p/15b57ewRny/
JESZCZE RAZ O "UTRZYMANIU WÓD"
Kilka tygodni temu w naszej okolicy "utrzymano" rowy. Wykopano z nich ogromne hałdy mułu, piasku, roślinności, pogłębiono, poszerzono. I nagle w rowach przybyło wody, wygolone z szuwarów i zarośli kanały wypełniły się po brzegi. Zastanawiałam się, skąd ta woda, skoro w grudniu prawie nie padało? Mój nastoletni syn lubi się włóczyć, zakłada kalosze, kurtkę, kapelusz i wędruje po okolicznych bagnach, polach, zaroślach i lasach, zna je już o wiele lepiej ode mnie, jest też dobrym obserwatorem. I to on znalazł wyjaśnienie wodnej zagadki.
- Woda wzięła się z bagna - powiedział. - Całą jesień przez trzcinowisko nie dało się przejść. A jakiś tydzień po przekopaniu tych rowów woda zeszła i teraz spokojnie chodzę tam sobie w kaloszach. Patrzyłem już na mapę...
W tym roku na nasz region spadło całkiem sporo wody - około 600 mm, co jest niezłym wynikiem jak na Lubuskie. Większość tej wody spadła jednak w postaci kilku deszczów nawalnych, niżów genueńskich, które szybko napełniały deszczomierz, a potem szybko parowały i spływały, znikając z krajobrazu, po czym znów robiło się sucho. Krajobraz w naszej okolicy to w dużej części pola uprawne poprzecinane rowami, choć jeszcze kilkadziesiąt lat temu były to oczywiście łąki i pastwiska. Jest raczej płasko, różnice wysokości są bardzo niewielkie, woda w rowach płynie bardzo powoli. Wśród pól utrzymały się jeszcze resztki mokradeł, które kiedyś zajmowały tu ogromne przestrzenie. Z trzcinowisk wiosną grają żaby, odzywa się bekas kszyk i żurawie. Są to w większości grunty państwowe. I to właśnie tam zgromadziła się duża część tych letnich opadów, chociaż w lasach sosnowych i na polach nie został już po nich żaden ślad. Bagno mogłoby trzymać wodę do wiosny i uwalniać ją stopniowo, nawadniając pola uprawne. Ale już nie będzie trzymać i nawadniać, bo przez durne "prace utrzymaniowe" obniżające rzędną dna rowów nawet o kilkadziesiąt cm cała ta woda właśnie spływa i marnuje się. Na wiosnę znów będzie susza - zarówno na polach, jak i na bagnie.
Nie ma większej głupoty, niż upieranie się w dzisiejszych czasach przy praktykach "utrzymaniowych" z ubiegłego stulecia. Jednocześnie trudno wyobrazić sobie większy beton niż ten, który siedzi w głowach zarządców naszych wód - Wód Polskich oraz spółek wodnych, bo to główni sprawcy tych działań. Sprzyja im niespójne, a często szkodliwe prawo, sprzyja przekonanie rolników, że trzeba to robić i tak jest lepiej (choć coraz więcej spotykam rolników, którzy już widzą szkodliwość tego działania, ale wciąż ich za mało). Tak naprawdę nie wiadomo, z której strony to ugryźć... Bo tu nie chodzi o żabki, ptaszki i kwiatki, chodzi o wodę dla ludzi, dla rolnictwa, dla uprawy żywności, dla bezpieczeństwa. Jak z tym dotrzeć do tych, którzy wydają decyzje?
W ciągu ostatnich 200 lat osuszyliśmy w Polsce ponad 80% mokradeł. To, co zostało, to zupełne resztki, szczególnie tu na Ziemi Lubuskiej nie ma już prawie nic, co mogłoby zatrzymywać wodę. Każde trzcinowisko, każdy zarośnięty kanał, śródpolne bagienko, podmokły "nieużytek" jest na wagę złota. W interesie państwa, ale też w interesie każdego obywatela jest ochrona takich miejsc, tymczasem często za państwowe pieniądze przeprowadza się ich regularną dewastację.
Od 7 do 31 stycznia trwają konsultacje społeczne tzw. Planów Utrzymania Wód prowadzone przez Wody Polskie. Warto zainteresować się, jakie plany ma ta instytucja wobec cieku, który jest nam bliski. Instrukcje dotyczące tych konsultacji można znaleźć m.in. na stronie Wolne Rzeki. Spojrzałam na mapę mojej okolicy. "Kanał Bojadelski" to zarośnięty od kilkudziesięciu lat rów, który przez większość roku nie istnieje, prowadzi przez lasy, bagna, trzcinowiska i szuwary. Naprawdę strach pomyśleć, co stanie się z wodą w naszej i tak bardzo suchej okolicy, kiedy jakiś geniusz postanowi "poprawić efektywność funkcjonowania urządzeń wodnych"...
Niedawno jeszcze ochrona mokradeł sprowadzała się do ochrony - np. rezerwatowej - cennych przyrodniczo, rzadkich torfowisk. Dziś wiemy, że każdy zarośnięty rów - no, może prawie każdy - jest mokradłem, które trzeba chronić. Każde prace "utrzymaniowe" powinny być starannie zaplanowane i muszą uwzględniać również stworzenie urządzeń pozwalających na zatrzymywanie wody, a nie tylko jej spuszczanie. Rowy, które są zarośnięte od kilkudziesięciu lat, należy bezwzględnie zostawić w spokoju. Konieczne jest też tworzenie stref buforowych wzdłuż rowów, uniemożliwienie orania pól do samej wody. Jest tu ogromna robota do wykonania i chociaż przyrodnicy edukują i walczą o takie zapisy od lat, wciąż brakuje rąk do pracy, poparcia wśród "zwykłych ludzi", a szczególnie wśród rolników.
Wydaje się, że tylko radykalne zmiany w prawie mogą tu coś zmienić. Ciekawe, czy znajdzie się ktoś odważny, żeby je wdrożyć.