Tekst opublikowany na KOToteka
Zwykle udostępniamy tutaj pastelowe zdjęcia, na których zdrowe (a przynajmniej leczone), zaopiekowane koty o lśniących futerkach dumnie pozują naszym wolo-fotografom. Takie zdjęcia lubimy najbardziej. Wiemy, że z jednej strony to trochę – jakkolwiek nieładnie to zabrzmi – ‘marketing’, bo dobrej jakości, wyraźne zdjęcia z pięknie przedstawionymi zwierzakami mocniej skupiają na sobie uwagę, a jeśli już uda nam się przykuć Waszą uwagę, to może... może udostępnicie nasz post adopcyjny albo zostawicie nam reakcję lub miły komentarz? Z drugiej strony etap sesji fotograficznej to taka wisienka na torcie. Koty które do nas trafiają nierzadko przechodzą drogi długie, kręte i wyboiste, piękna sesja oznacza, że już nadchodzi czas poszukiwań upragnionego domku. Dla nas te zdjęcia to również piękne pamiątki po kotach, do których nierzadko mocno się przywiązujemy, a rozsądek podpowiada, że jednak nie możemy zaadoptować ich wszystkich 😉
Dziś jednak pokazujemy coś trochę innego… Trochę innego od naszego standardowego kontentu, bo na pewno nie innego od schroniskowej codzienności. Dziś przedstawiamy Wam Bruna, ok. 9-letniego kawalera, który przekroczył drzwi kociarni 5 stycznia.
Obraz wielu kotów w momencie przyjęcia do schroniska jest skrajnie różny od tego, co widzicie na zdjęciach z sesji. W kociarni często pojawiają się zwierzęta wychudzone, z przerzedzoną, matową sierścią, zaropiałymi oczami, widocznymi ranami. Lejąca się z pyszczka ślina, oskórowany ogon, niemyte od tygodni futerko (zdarza się, iż bardzo chore koty przestają się myć) to obrazy, które szybko przestają dziwić wolontariuszy. Do schroniska trafiają również potrzebujące pomocy koty uznawane za wolno żyjące. Koty urodzone przez bezdomne, czasem zdziczałe matki, które całe dotychczasowe życie spędziły na zewnątrz. Koty dla których bliskość człowieka nierzadko wiąże
Często dostaję pytania jak Marques i Rastinka znoszą obecność Pcheły.
A więc Marques najczęściej jego obecność znosi tak:
Chociaż nie zawsze na niego kicha 😉
Nie powiem, zapasy również często się zdarzają, tylko Pchelce ciężko pokonać tę kulę futra, ciężko w ogóle dogryźć się do skóry 🤭
P.S. Pewnie nie uwierzycie widząc tę różnicę gabarytów, ale mały waży 5 kg 🙈
Muszę przyznać, że z Marvelem czuję się tak, jakbym zaczęła studiować behawiorystykę na nowo, tylko tym razem na poziomie zaawansowanym. To fascynująca, niesamowicie rozwijająca przygoda. Marques i Rastinka przyjechali do mnie, gdy mieli skończone odpowiednio 6 i 7 miesięcy. Oczywiście, pojawiały się większe i mniejsze trudności, w szczególności u Rastinki, a z niektórymi z nich zmagamy się do tej pory. Jednak Marvel jest kotem, który bardzo wcześnie stracił kontakt z matką i rodzeństwem, o ile takie w ogóle miał, co z pewnością wpłynęło na niedogodności jakie nam obecnie towarzyszą. Z związku z tym, że Marvel przeprowadza mnie przez niełatwy kurs życia z kociakiem, może stworzę kilka postów, w których opiszę te bardziej i te mniej radosne chwile z nim, ponieważ dzieje się ciągle bardzo dużo. W tym tygodniu na przykład Marvel zaczął się bać. Do tej pory był najodważniejszym z odważnych i żadna sytuacja nie powodowała u niego strachu - pomimo tego, że ciągle choruje, w gabinecie weterynaryjnym wybiega zaciekawiony z transportera, w nowych sytuacjach świetnie się odnajduje, odkurzacz nie robi na nim większego wrażenia, w zasadzie to nic nie robi, a właściwie nie robiło. A w tym tygodniu zaczął się bać nagłych, głośnych dzięków i kiedy podczas wchodzenia dzisiaj do domu z zakupami spadły mi klucze, uciekł gdzie pieprz rośnie. Oczywiście od razu się odwrócił i przybiegł z powrotem, żeby wziąć go na rączki i odpowiednio mu wynagrodzić tę rozłąkę, ale sama reakcja była dla mnie szokiem, bo jeszcze przed chwilą zachowywałby się jakby się nic nie stało. Zdarzyło się dzisiaj również coś mniej przyjemnego. Niestety przez większość dnia nie było mnie w domu, młody był znudzony i sfrustrowany brakiem odpowiedniej ilości uwagi ode mnie i w momencie, gdy bardzo chciał się bawić a ja znowu zajęłam się czymś innym... Skoczył mi na twarz. Choć brzmi przerażają
Odrobina słodyczy na dziś 💞
Spójrzcie jaki jestem już duży 🥰
Ciocia dzisiaj musiała wrócić z pracy wcześniej, bo mnie obudziła! Och, co to była za niespodzianka! ❤️ Cieszyłem się bardzo i głooośno mruczałem, a ciocia mnie nosiła na rękach i przytulała i ja byłem w siódmym niebie 🥰 A jak za szybko mnie odłożyła na podłogę, to jej się wdrapywałem po łydkach w kierunku rączek, bo ja jeszcze nie skończyłem naszego rendez-vous! Później zjadłem duuużo karmy (bo żeby być dużym to trzeba dużo jeść!) I byłem gotowy żeby szaleć za wędką, a później za myszką, a jeszcze później za sprężynką! I na zapasy z tą czarną potworą. I żeby pociągnąć tego kremowego grubasa za ogon! I później to już nikt nie chciał się ze mną bawić 😟 Ale spokojnie, poradziłem sobie, badałem anatomię twarzy cioci, raz ugryzłem ją w nos, raz w policzek, trzy razy w szyję, kilka razy z zaskoczenia na nią skoczyłem, ciocia mówi że będziemy nad tym pracować, bo grzeczne kotki tak podobno nie robią 😏 Później ciocia powiedziała że musimy nadrobić konsultacje, więc jej usiadłem na ramieniu (bo jeszcze mi się trochę dupka mieści) i robiliśmy... Przez dobre dwie minuty! A później przez godzinę skakałem na ekran i ciocia powiedziała, że tak się pracować nie da 😠 No to jej dałem spokój i poszedłem zjeść kwiatki z wazonu.
A teraz udaję najsłodsze stworzonko w tej galaktyce, żeby mnie ciotka przypadkiem nie ubiła w nerwach 🙈
Pssst, w komentarzu jeszcze więcej słodkiego kitku 🤫
Chłopaki dzisiaj wylegują się wspólnie 💛🖤
Młody dziś opanował nową zabawkę... Wczoraj też próbował, ale coś nie mógł zatrybić jak to działa 🙃 Dzisiaj bawił się tak ponad godzinę, aż myślałam, żeby mu już ją zabrać, bo się biedak zamęczy... Nie zamęczył się, poleżał ze mną minutę (dosłownie) i teraz odkrywa sprężynkę 😸
P.S. Tak, oglądam Hotel Paradise, każdy ma jakiś wstydliwy sekret 🤭
Marvel od dziś na salonach 🥳