29/12/2024
Ten rok poczynił ogromne straty. Straciłam pięcioro podopiecznych, których nadal opłakuję.
Pierwszą stratą był Dżiguś. Ten mały, czarny piesek o pięknej, acz skomplikowanej osobowości, był moim przyjacielem w schronisku przez cztery lata. Nie byliśmy już blisko, gdy odchodził. Może to dlatego pamiętam same dobre rzeczy 🖤
Kolejną stratą, najbardziej mi bolesną, z którą nie pogodzę się nigdy, jest Wandzia. Jej nagłe, bezsensowne zaginięcie, potem desperackie poszukiwania, bezsilność, lęk i tląca się nadzieja - to jest coś, co rozrywa mi serce na kawałki każdego dnia 💔
Trzecia strata to ktoś, kogo już nie widuję, bo opiekunka nie była gotowa pracować nad psem i przede wszystkim nad sobą. To była moja decyzja, co nie zmienia faktu, że rozstanie zabolało. Tęsknię za tym pyszczem i martwię się o jego los 😔
Dwie kolejne straty - tak niedawne, że wciąż jeszcze czuję pod dłonią szorstki dotyk ich sierści - to Lusia i Amadeusz. Dwa wyjątkowe stworzenia, które przegrały walkę z chorobą nerek. Walkę nierówną, nieuczciwą, pełną cierpienia - zarówno dla nich samych, jak i dla opiekunów, którym odejście ich ukochanych istot wyrwało dziurę w duszy. To było dwoje wspaniałych seniorów, małych ciałem, lecz wielkich duchem 🥺
Mój udział w tych małych życiach był raczej niewielki, ale dla mnie bardzo znaczący. Nie wiem, jak to się dzieje, że każdy mój podopieczny, staje się od razu kimś bardzo mi bliskim. Wrasta w moje serce kłaczkiem, wczepia się pazurkiem. I gdy te małe światełka gasną, jakaś moja część odchodzi wraz z nimi. Mówią, że czas leczy rany, ale ja się z tym nie zgadzam. Są takie pustki, których nie da się wypełnić. Pozostaje nadzieja, że kiedyś się spotkamy 🌈