03/08/2022
Przeczytaj do końca.
Przyszedł dziś pies, jakich w ostatnich latach przychodzi coraz więcej. Przyjechał, można powiedzieć „na sygnale”. Już na progu właściciele dają znać, że potrzebna jest szybka pomoc, bo „pies się męczy.” Pies leży na boku, nie rusza się. Krótki wywiad wygląda mniej więcej tak:
– Co się stało?
– Nie chodzi i nie je.
– Od kiedy?
– Jakiś czas.
– Od kiedy nie je?
– Od tygodnia.
– Od kiedy nie chodzi?
– Od miesiąca.
– Był gdzieś leczony?
– Nie.
– Otrzymuje jakieś leki?
– Nie.
Powód takiego stanu zdrowia jest oczywisty i rósł od co najmniej kilku miesięcy. Powodu nie da się już usunąć. Zwierzę rzeczywiście wyraźnie cierpi, a jego cierpienia nie można w żaden sposób złagodzić. Jedynym wyjściem jest eutanazja.
Przyczyn takiej zwłoki nie znamy. Pewnie praca, dzieci, problemy osobiste, może zdrowotne, a może seriale, a może trzeba było zrobić paznokcie…
Przy eutanazji obecne jest dziecko w wieku szkolnym. Ten obrazek zdarza się już regularnie. Dzieci w dzisiejszych czasach mogą być obecne przy eutanazji. Zajęte smartfonem i tak niczego nie zauważą. Procedura farmakologicznego uśmiercenia zwierzęcia przebiega dość szybko i sprawnie. Jedyny problem stanowi konieczność wykupienia kodu, czy czegoś w tym rodzaju do kolejnego etapu gry na dziecięcym smartfonie. Młody gracz co chwilę napotyka poważne problemy w wirtualnym świecie, serce wymęczonego pacjenta powoli przestaje bić, na ekranie pojawia się uciążliwa reklama, ostatnie tchnienia pies wydaje przy dźwiękach opracowanych na potrzeby gry gdzieś na drugim końcu świata.
Czy powinno się publikować takie opowieści? Opiekunowie zwierzęcia wyglądają po wszystkim na osoby z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Upewnili się, że pies nie zacznie jeść i chodzić. Czekali długo. Po miesiącu zalegania i tygodniu głodzenia mieli pewność, że należy interweniować. Dziecko nie musiało doświadczyć traumy, gdyż smartfon pomógł przejść przez całą procedurę gładko. A może istnieją inne okoliczności, które sprawiły, że zwierzę musiało swoje odczekać w kolejce do zgonu, nie mogąc liczyć na ŻADNĄ pomoc?
Nie ma miejsca na morał. Może tylko mała porada: zadbajmy o to, aby nasze zwierzęta umierały, a nie zdychały.
15 lat psiego niewinnego życia zakończone w ten sposób.
To nie są źli ludzie. Takie osoby wydają się po prostu nie mieć świadomości, że zwierzę cierpi tak jak człowiek, że istnieją leki przeciwbólowe, że fetor rozkładających się tkanek powinien zmuszać do działania, że pewne rzeczy nie mogą poczekać, że można zrobić coś więcej dla psa, niż tylko go uśpić w lecznicy zamiast zabić siekierą.
Takich sytuacji jest wiele. Śmierdzące kulki, oblepione cuchnącą sierścią, mady, zęby oblane kamieniem wypadające przy próbie badania, ropa w uszach obecna od lat, skrajne wychudzenie, guz wielkości połowy psa. I kiedy nie da się już nic zrobić za co w lecznicy należałoby przecież zapłacić, przynosi się taką chudą kupkę skóry, kości i sierści w sosie z wydalin i wydzielin z żądaniem eutanazji. Czasami też z poczuciem wstydu. Ale zwykle z ustami pełnymi słów żalu, wyznań miłości, zapewnień, próśb, żeby tylko się nie męczył, „troski” czy aby na pewno nie będzie bolało… Pytanie o cenę usługi poprzedza wszystkie pozostałe wątpliwości i kwestie dotyczące umierającej kupki zwierzęcego ciała, które mogłoby być członkiem rodziny, ale trafiło pod zły adres.