20/12/2024
Ahh, najwidoczniej magia świąt potrafi udzielać się w bardzo różny sposób. Oczywiście wiele przypadków, które stoją u podstaw tego, czym chce się podzielić, najrozsądniej byłoby w pierwszej kolejności zgłosić w odpowiednie miejsca, chcąc upomnieć się o swoje prawa. Pytanie jednak, czy naprawdę tak to musi wyglądać. Nie wspominając już o tym, że dobrze znana i zmierzona pieniędzmi niska szkodliwość czynu, tak skutecznie rozwiązuje i tłumaczy wiele spraw. Rzecz w tym, że życie to nie tylko pieniądze. Jakkolwiek nie byłyby one ważne, nie przeliczam na nie ani wartości swojej, ani żadnego człowieka, którego w życiu i pracy spotykam. Tak czy inaczej, opowiedzieć o tym dla dobra ogólnej świadomości, na pewno nie zaszkodzi.
Jedną z najgorszych rzeczy jaką można robić, przychodząc do człowieka po określoną pomoc i korzystając z jego chęci, dobrej woli i pewnego podstawowego zaufania do człowieka, a ostatecznie chociażby zwykłego wykonywania pracy, jest próba manipulacji, grania na emocjach i generowanie wyrzutów sumienia (w przypadku naszego zawodu dotyczących żywej istoty i jej zdrowia lub życia), po to by osiągnąć pewną korzyść, czy coś dla siebie"ugrać". Cały czas robimy w ramach swojego zawodu wiele rzeczy bez skrupulatnego obserwowania cenników usług i rozliczania każdego ze wszystkiego. Nie można jednak w dowolnej sytuacji, posługując się zarzutem braku empatii i serca do zwierząt, oczekiwać od nas działania poniżej minimalnego poszanowania swojej własnej pracy i źródła utrzymania. Chciałbym być miliarderem z misją pomagania zwierzętom i opiekować się nimi wyłącznie z pasji i potrzeby robienia czegoś pożytecznego. Póki co jednak, jestem na poziomie ostrożnego liczenia środków, aby być w stanie wykonać opłaty na czas. Jest czymś absolutnie zrozumiałym, że przypadki i sytuacje są różne. Różne i bardzo często wyjątkowo silne, potrafią być też emocje związane ze zwierzakami, z którymi jesteśmy związani. Nie może to być jednak narzędziem do wykorzystywania ludzi, od których oczekujemy pomocy.
Niestety co jakiś czas sytuacja tego typu powtarza się. Może to być telefon z informacją, że "jeśli nie pomogę, to zostanę zniszczony". Może to być tłumaczenie nam, że odmówić nie mamy prawa, bo ciąży na nas mityczne powołanie i misja, od której uchylić się to dyshonor i pogarda względem społeczeństwa. Może to być zostawienie zwierzęcia w kartonie pod drzwiami bez żadnej informacji, z odgórnym założeniem, że muszę i jestem w stanie odpowiednio mu pomóc. Może to być nazywanie mnie naciągaczem i człowiekiem bez serca, bo ośmielam się pobrać opłatę za szczepienie kota, którego dobrowolnie adoptowano ode mnie, po tym jak na własny koszt tworzyłem mu dom tymczasowy. Może to być też sytuacja dzisiejsza, gdzie opiekun kota, życząc sobie badania i podania konkretnych (wybranych przez siebie) leków, ogłasza, że nie zapłaci za usługę, ale ja wykonać ją "muszę". W odpowiedzi na moją niezgodę na bezkrytyczne wykonanie poleceń (właściwie rozkazów), najpierw zagroził pozostawieniem kota w gabinecie, żebym sam się nim zajmował, a później po prostu zabrał wybrany przez siebie preparat z półki i opuścił lokal. Nie interesowała go również informacja, że zawarta w zabranym preparacie dla psa substancja, może poważnie zaszkodzić zdrowiu kota. Tutaj dodatkowa ciekawostka, była to druga wizyta tego opiekuna u mnie. Pierwsza polegała również na przeprowadzonym badaniu, podaniu leków i zdeklarowaniu opłaty "na kreskę". Niestety ta nie została nigdy zrealizowana, a umówiona wizyta kontrolna pominięta bez słowa i śladu informacji. Jeżeli jakąś drogą post ten dotrze i do Pana, liczę na chociaż odrobinę refleksji. Mógłbym oczywiście wykorzystać nagrania monitoringu, ale co osiągnę batalią o preparat o wartości 50 złotych. Być może pewien rodzaj satysfakcji. Tak, dla mnie to nie są małe pieniądze, dla wielu z was pewnie również. Znowu jednak, nie o nie tutaj chodzi, a o potraktowanie mnie jak g.... Wiem, że wiele osób odbiera tego typu wypowiedzi jak żalenie się i utyskiwania prosto z pierwszego świata. Mówię o tym jednak, również w imieniu wielu innych koleżanek i kolegów, którzy codziennie gdzieś w swojej pracy mierzą się z podobnymi sytuacjami.
Ja, tak samo jak wszyscy inni jestem tylko człowiekiem, w dodatku pracuję i żyję sam. Sam próbuję się utrzymać i funkcjonować. Wielu rzeczy nie jestem w stanie zrobić, często nie mogę czegoś "ogarnąć", bo zwyczajnie jest to poza moimi możliwościami. Nikt nie oczekuje rozwijania czerwonych dywanów i noszenia na rękach (co akurat w moim przypadku skończyłoby się poważnymi kontuzjami), ale kiedy potrzebujemy siebie nawzajem, to potrzebny jest też przynajmniej podstawowy wzajemny szacunek. Do czasu, do pracy, do czyjejś własności, a przede wszystkim do zdrowia i godności drugiego człowieka. Jeśli działa to tylko w jedną stronę, to nie działa w ogóle.
Całe szczęście jednak są to przypadki szczególne, a większość okazji do naszej współpracy przebiega bezproblemowo i w miłej atmosferze. Dlatego niezależnie od różnych życiowych "kwiatków", dziękuję serdecznie za zaufanie, szacunek i poświęcony czas. Tego samego życzę też każdemu, nie tylko w ten świąteczny czas, ale niezmiennie przez cały rok. Dużo zdrowia oczywiście też! Wesołych świąt :)