19/08/2024
Słów kilka o codzienności.
(czytasz na własne ryzyko)
Ile to już razy postawione było przed nami pytanie o opłacalność. W czasach permanentnego materializmu, jednorazowych opakowań, plastikowych ciał i o zgrozo chwilowej miłości - wielu ludzi puka się w głowę widząc to czym chcemy się parać.
Hodowla to robota na cały etat, albo nawet dwa! W dodatku ciągłe uwiązanie i ta nieustanna produkcja obornika. Dramat...
Współczesny człowiek pragnie żyć wygodnie. Po przyjściu z pracy w korpo lub innej instytucji z ugruntowaną pozycją na rynku, chce zamknąć się w kilkudziesięciometrowym mieszkaniu lub wcisnąć przycisk pilota automatycznej bramy, która sprawi, że jego jedenasto arowe podwórko z nienagannym trawnikiem da mu wytchnienie od trudów codziennego dnia.
Usiądzie w fotelu lub na tarasie, włączy tv, do szklanki z rudą wrzuci kilka kostek lodu, i co?
I odpoczywa, by rano iść do pracy.
Ta wirówka nonsensu trwa, ludzie gonią za sławą, majątkiem i pieprzonym pieniądzem. Odkładają życie na później, na jutro, przyszły miesiąc, na za rok. Po to, by odłożyć kilka stów na kupkę, którą przejedzą w dwa tygodnie w hotelu all inclusive w ciepłych krajach.
Okej, ktoś powie - halo halo, ale mnie to pasuje, chcę tak żyć!
Odpowiem: żyj tak, by nie robić nikomu krzywdy, nie chodzi o krzywdę fizyczną, lecz mentalną - by Twoje dzieci nie twierdziły, że mleko jest z kartonu, lub że trzeba się do nich zwracać jak do słońca...
Pokaż, uświadom, naucz, opowiedz o tym jak żyć blisko natury. Daj wybór i nie otaczaj ich snobizmem.
Dla nas tą naturą, tym sensem jest życie z końmi. Nie - z koni. Koniarze doskonale wiedzą, że by zarobić na koniach miliony to uprzednio trzeba wydać miliardy.
Nie mówmy o opłacalności, bo jej nie ma, nie czarujmy. Jeśli nie prowadzimy szkółki, lub jeśli nie sprzedajemy koni na rzeź, albo nie przyjmujemy ich na zajazdkę czy też nie prowadzimy zwykłego końskiego handlu to wyżyć się z tego raczej nie da.
- To po co to robisz?
- To proste - by nie zwariować. By się nie szufladkować. By kontynuować tradycję hodowli wielu pokoleń wspaniałych ludzi, którzy w swojej pracy widzieli nadrzędny cel, byli uosobieniem tak mocno zatraconej dziś polskości. By mieć na coś wpływ.
- A na co Ty możesz mieć wpływ wywalając kolejne masy gnoju?
- Mam wpływ na to jakie konie powołuje na ten świat. Jestem przekonany, że będą to wyjątkowe, stabilne, bezpieczne i oddane wierzchowce, które wielu osobom dadzą radość z życia i posiadania polskiego konia arabskiego. Te konie mają coś jeszcze - krystalicznie polskie rodowody, tak potrzebne w ochronie puli genowej tych wyjątkowych koni.
Janów Podlaski "naprawia markę" świetnie, zapomnieli tylko, że oferują konie jakie już każdy na świecie Szejk czy inny Celebryta ma u siebie. Bo kilka lat temu kupił sobie czysto polską klacz i połączył ze swoim ogierem. Po czym dochował się czempionów. W hodowli państwowej zatracono wyjątkowość i to elitarne podejście do polskiego araba. Pogłowie klaczy państwowych zostało bezpardonowo przekrzyżowane z obcymi ogierami, bo przecież to co nie nasze jest lepsze i na domiar złego rzecz dziać się zaczęła jeszcze przed dobrą zmianą, która to podwieszonej na gałęzi za szyję hodowli przewróciła z uśmiechem stołek.
Po co więc dziś, wspomniany Szejk czy inny Celebryta ma kupić klacz, w której żyłach płynie 3/4 nie polskiej krwi i w dodatku zapłacić za nią kosmiczne sumy? Przecież On w swojej stajni ma na pęczki takich kobył.
Odbudowa marki powinna zacząć się od zmiany programu hodowli i inwentaryzacji pogłowia koni w kierunku wyłącznie czysto polskich rodowódów, ale o tym ani słowa.
Ochrona cennych rodów męskich i rodzin żeńskich, hodowla w czystości krwi, promowanie polskiego konia arabskiego, pamięć o wielkich hodowcach to nasza codzienność i niekoniecznie opłacalna misja o której przeczytałeś/łaś kilka słów.
Dzięki, że dotrwaliście do końca.
Na zdjęciu :
Mu-Habar (Ghazallah - Muftachara /Ace of Bask)
Tekilla (Sacramento - Toska/Mocny)
Fot. MSobczyk