21/01/2025
...okazało się, że zmiany temperatury wyprzedzają zmiany stężenia CO2 o dziewięć miesięcy!
Czyli wygląda to tak, jakby skutek wyprzedzał przyczynę. A więc jest to absolutne zaprzeczenie tego, co się powszechnie uważa:
"...praca z 2013 r. Norwegów, mianowicie prof. Olego Humluma i jego współpracowników, którzy (...) skorzystali z baz danych i wyników pomiarów, które są prowadzone na całym świecie przez różnego rodzaju systemy pomiarowe, łącznie z satelitarnymi, i wykonali wykres zmian temperatury na Ziemi i zmian stężenia dwutlenku węgla w atmosferze od roku 1980 do 2012, więc przez 32 lata.
Czym się różniło ich podejście od dotychczas stosowanych zestawień? Otóż dotychczas, mówiąc o klimacie oraz związku temperatury i CO2, wykresy były robione na skali czasu w milionach lat, tysiącach lat, setkach lat.
Oni natomiast robili to w skali miesięcy, czyli co miesiąc. I okazało się, że zmiany temperatury wyprzedzają zmiany stężenia CO2 o dziewięć miesięcy. Czyli wygląda to tak, jakby skutek wyprzedzał przyczynę. A więc jest to absolutne zaprzeczenie tego, co się powszechnie uważa..."
******
Fragment artykułu (cały: link w komentarzu) "Cała konstrukcja Zielonego Ładu jest fałszywa. Ekspert wyjaśnia":
******
Z dr. inż. Tomaszem Wójcikiem z Politechniki Wrocławskiej, emerytowanym chemikiem rozmawia Tomasz Cukiernik
"... Każdy fizyk wie, że jeżeli buduje się jakąś hipotezę, jakąś teorię, to trzeba znaleźć eksperyment, dowód doświadczalny, który tę tezę potwierdza. Jeżeli takiego eksperymentu nie ma, to teza jest dalej tezą. Ale jeżeli eksperyment jest i potwierdza tezę, to już to jest pewne. Jeżeli natomiast eksperyment nie potwierdza tezy, to choćby była najpiękniejsza, i tak jest fałszywa. I co się okazuje? Że na przestrzeni ostatnich 120 lat wykonano dwa eksperymenty – takie przynajmniej w literaturze są odnotowane – które odnoszą się dokładnie do tego problemu. Mianowicie w 1900 r. szwedzki fizyk Knut Ångström na podstawie przeprowadzonego eksperymentu stwierdził, że występuje tzw. zjawisko nasycenia. W atmosferze ziemskiej jest pochłaniana jakaś część tego promieniowania, a reszta spokojnie dalej przechodzi. Czyli krótko mówiąc, dokładanie dalszych stężeń dwutlenku węgla nie powoduje zatrzymywania tego promieniowania. To było dość rewolucyjne stwierdzenie jak na owe czasy, ale przez ponad 100 lat nie wykonano kontrpomiarów, które by wykazały, że jest ono błędne. Nikt tego jakoś nie powtórzył i dopiero w roku 2020 ukazała się praca trzech badaczy z Wojskowej Akademii Technicznej, którzy dokonali pomiaru absorpcji promieniowania podczerwonego w dwutlenku węgla.
Jak to zrobili?
Bardzo prosto. Przygotowali rurę z powietrzem, do którego dodawano dwutlenku węgla tyle, ile znajduje się w takiej hipotetycznej rurze, np. jak sobie narysujemy kółko na powierzchni ziemi i weźmiemy od ziemi do nieba taką rurę, to w niej jest jakaś ilość dwutlenku węgla. Obliczyli, jaka jest ilość tego dwutlenku węgla, bo te wszystkie dane są znane, i odpowiednio do tej rury pomiarowej dostarczali dwutlenek węgla. Wynik tych pomiarów pokazuje, że rzeczywiście zjawisko nasycenia występuje. I tak jak pokazał Knut Ångström, absorpcja promieniowania termicznego w dwutlenku węgla nie może przekroczyć określonej wartości.
Czyli ile ona wynosi?
Ångström podał 16 proc., im wyszło ok. 15 proc. Nasycenie następuje już ok. 200 ppm (jednostek na milion). Obecnie w atmosferze jest ponad 413 ppm.
Chodzi o to, że jeśli dwutlenku węgla jest więcej niż 200 ppm, to przestaje on mieć wpływ na ocieplenie, a jeśli poniżej 200, to ma wpływ. Tak?
Tak. Absorpcja rośnie, aż dochodzi do tego momentu nasycenia, gdzie już później nic się nie zmienia. Można to porównać do sytuacji, w której przykrywamy się jakąś pierzynką i do pewnego momentu ta pierzynka nas chroni, ciepło to zatrzymuje, a później dokładanie kolejnych pierzyn już nic nie zmienia. Jest to jednak eksperyment, któremu można by zarzucić, że nie odzwierciedla rzeczywistej sytuacji w atmosferze. Bo w atmosferze mamy zmieniające się ciśnienie i temperaturę: im wyżej, tym ciśnienie i temperatura niższa. Więc te warunki fizyczne dla absorpcji zmieniają się wraz z wysokością. A ci naukowcy z WAT przeprowadzili eksperyment przy powierzchni ziemi, w rurce, więc można zrobić pewien zarzut, że nie odpowiada to rzeczywistym warunkom ziemskim. Dlatego wykonali bardzo ciekawy kolejny eksperyment. Mianowicie wyszli z założenia, zresztą słusznego, że skoro promieniowanie przechodzi od Ziemi w kosmos, to jak przychodzi z kosmosu do Ziemi, powinno podlegać tym samym zasadom, tym samym działaniom.
I co wymyślili?
Wybrali bardzo pogodną noc przy pełni Księżyca, w czystej atmosferze. Wiadomo, że oświetlona Słońcem strona Księżyca ma temperaturę 110℃. Czyli na pewno wysyła promieniowanie podczerwone w kierunku Ziemi. Więc postanowili to promieniowanie zmierzyć, skoro przechodzi przez atmosferę ziemską. Ale jak zmierzyć? Wartość bezwzględną można zmierzyć, ale to jeszcze nic nie mówi. Wobec tego zrobili dwie kuwety: jedną wypełnioną powietrzem, a drugą wypełnioną tylko dwutlenkiem węgla. Najpierw mierzyli promieniowanie przechodzące przez atmosferę i przez tę kuwetę z powietrzem, a później kuwetę z powietrzem zamienili na kuwetę z dwutlenkiem węgla. Okazuje się, że różnice są na poziomie błędu pomiarowego.
To oznacza, że kuweta, która cała jest wypełniona dwutlenkiem węgla, nie zmieniła pochłaniania tego promieniowania w stosunku do tego, co pochłania atmosfera kuwety z samym powietrzem. To jest namacalny dowód na to, że dokładanie dwutlenku węgla nic nie zmieniło. Naukowcy na tym się nie zatrzymali. Zrobili kolejne pomiary. Mianowicie wiadomo, jakie są warunki na poszczególnych wysokościach, jakie jest ciśnienie, jaka jest temperatura. Wobec tego podzielili atmosferę ziemską na osiem warstw. Obliczyli osobno, ile tego dwutlenku węgla jest w każdej warstwie, i dokonali pomiarów absorpcji w każdej takiej warstwie. Oczywiście do tego dostosowali zgodnie z prawami fizyki odpowiednie korekty uwzględniające zmianę temperatury i ciśnienia. Zsumowali to. Wyszło jeszcze bardziej precyzyjnie.
Czyli jaki wniosek?
Wniosek jest taki, że ile byśmy spalili węgla, ile byśmy spalili gazu, ile byśmy spalili benzyny, ilość dwutlenku węgla, która się dostanie do atmosfery, na temperaturę nie ma żadnego wpływu. Te badania nie dotyczą tego, czy temperatura na Ziemi się zmienia czy nie. To jest badanie fizyczne, które mówi, że temperatura powietrza, atmosfery nie ulegnie zmianie z powodu zwiększonej ilości dwutlenku węgla. Z jakiego powodu się temperatura na Ziemi podnosi, to jest inne zagadnienie. Oczywiście są różnego rodzaju wyjaśnienia: z powodu działania Słońca, trajektorii Ziemi wokół Słońca, ruchu, nachylenia, albedo [parametr określający zdolność odbijania światła przez daną powierzchnię – przyp. T.C.], które się zmienia na Ziemi. Są różne czynniki, które powodują, że temperatura się zmienia, ale nie jest to dwutlenek węgla. W rezultacie oznacza to, że cała konstrukcja Zielonego Ładu oparta na zeroemisyjności CO2 jest fałszywa. Wszystkie koszty, które generuje powstrzymywanie emisji CO2, są zupełnie nieuzasadnione.
Czyli zmarnotrawione?
Nie zmarnotrawione. To jest szkodliwe, to działa wbrew gospodarce, wbrew potrzebom ludzkim. To jest po prostu irracjonalne. Wymyślono coś, czego nie przeanalizowano, bo myślę, że nie wszędzie była zła wola – pewnie gdzieś była niewiedza. Nie zbadano tego, podjęto decyzję i teraz nikt nie chce się z tego wycofać.
Dwutlenek węgla to wygodny pretekst do wprowadzania Zielonego Ładu, całego tego zamordyzmu, no bo ta polityka jest jednym wielkim zamordyzmem, na dodatek wbrew podstawowym zasadom ekonomii. A ludzie w to łatwo uwierzyli.
Ja na razie nie odnoszę się do tzw. aspektu politycznego, tylko mi chodzi o aspekt naukowy, ponieważ jest cisza ze strony, niestety, świata nauki. Ten świat nauki nie protestuje, kiedy rozpowszechnia się fałszywe hipotezy. A przecież świat nauki dysponuje narzędziami, żeby to obalić, żeby pokazać, że tak nie jest. Co więcej, znalazłem w literaturze wypowiedzi ludzi, którzy mają tytuły dłuższe niż nazwiska i którzy piszą po prostu brednie – rzeczy, których powinni się wstydzić.
Badania, które pan opisał, przeprowadziło trzech naukowcówz WAT: dr inż. Jan Kubicki, dr hab. inż. Krzysztof Kopczyński, profesor WAT, i dr hab. inż. Jarosław Młyńczak, profesor WAT?
Tak. To są, w tych zagadnieniach, bardzo wysokiej klasy specjaliści. Ich prace zostały opublikowane w anglojęzycznych recenzowanych czasopismach, np. Jan Kubicki, Krzysztof Kopczyński, Jarosław Młyńczak, „Climatic consequences of the process of saturation of radiation absorption in gases”, „Applications in Engineering Science” 2024, nr 17.
Dlaczego nie wypowiadają się na ten temat w mediach?
To nie jest przedmiotem mojego zainteresowania. Mnie interesuje efekt naukowy. Czym innym są różne polityczne gry, które się odbywają nie na stronach czasopism naukowych, tylko gdzieś w gabinetach. Natomiast dla mnie najważniejsze jest to, co się mierzy, to, co się publikuje, gdzie można dyskutować na płaszczyźnie naukowej. Jeżeli jakiś fizyk wykona podobny eksperyment i wykaże, że panowie z WAT się mylą, że źle wykonali pomiar, to trzeba będzie to uznać. Ale nikt tego nie robi. Na razie to ich pomiary są najbardziej miarodajne. Są logicznie spójne, są opublikowane. To nie jest tak, że nie wiadomo, jakie są wyniki. Zostały opublikowane. Każdy może skonstruować swoją aparaturę, sprawdzić te wyniki i powiedzieć: „Mylicie się” albo: „Tak, macie rację”. I na tym poziomie powinna się odbywać debata naukowa, a nie na poziomie politycznym. Debata naukowa nie może się mieszać z debatą polityczną. Kto i do czego chce wykorzystać wyniki badań, to jest inna sprawa. W sensie nauki mnie rozgrywki polityczne nie interesują, mnie interesuje wynik eksperymentu: czy zgadza się z teorią czy nie.
W takim razie skąd się to wszystko wzięło? Dlaczego w ogóle ogłoszono, że dwutlenek węgla powoduje globalne ocieplenie?
Myślę, że wzięło się to z pewnego niezrozumienia. Sprawą tą zajmowali się głównie klimatolodzy. Wykresy zmian temperatury i stężenia dwutlenku węgla w atmosferze rysowali na osi czasu wiele milionów, tysięcy lat. I tam ta korelacja jest bardzo wyraźna. Ale to jest uśrednienie na przestrzeni wielu lat. Jako że w widmie dwutlenku węgla jest to pasmo absorpcyjne w zakresie podczerwieni, to dla nich był – tak ja próbuję to zrozumieć – oczywisty dowód, że ta zależność między dwutlenkiem węgla a temperaturą istnieje. Tylko że pomylili kierunek, bo nie zbadali zjawiska dokładnie. Dopiero wspomniani Norwegowie zrobili dokładne badanie, gdzie uśrednili temperatury na poziomie miesięcy i wykazali, że przesunięcie stężenia CO2 i temperatury jest takie, że to temperatura powoduje zmiany CO2, a nie odwrotnie.
Czy nie widzi pan złych intencji tych klimatologów czy też działań lobbystów, żeby w ten sposób to głosić?
Rozdzielę działania naukowców od działań lobbystów. Ja próbuję zrozumieć tych, którzy próbowali naukowo badać te zależności. Natomiast lobbyści robią z tych wyników to, co uważają za stosowne. Politycy próbują z tego robić swoje narzędzie działania i to jest zupełnie odrębne zagadnienie. Jeżeli świat nauki powie, że nie wolno mówić, iż emisja CO2 w wyniku spalania paliw kopalnych powoduje ocieplenie, to niech politycy z tego wyciągną wnioski, ale wara politykom od twierdzenia, że to CO2 powoduje wzrost temperatury. Oni się na tym nie znają i niech nie gadają głupot.
Ale cały czas gadają te głupoty i ludzie w to wierzą.
Rozmawiamy właśnie po to, żeby pokazać opinii publicznej, że rzeczywistość fizyczna jest inna. Że teza, iż CO2 ogrzewa atmosferę, jest mitem. Mitem, którego bardzo chętnie używają politycy do swoich celów, i opinia publiczna powinna być tego świadoma.