15/10/2020
Szanujcie swoich lekarzy weterynarii, nie obwiniajcie ich za swoje błędy i zaniedbania. Przestańcie liczyć, że będzie tanio, odmawiać diagnozy, ale żądać leczenia.
Nie kłamcie w lecznicach.
Za każdym cierpieniem zwierzęcia domowego stoi CZŁOWIEK.
Dzisiaj jest światowy dzień zdrowia psychicznego.
Szósta rano, dzwoni telefon. Dźwięk nerwowo podskakującego telefonu przerywa płacz dziecka. Prawą ręką tulisz je do piersi, lewą przykładasz do ucha i najciszej jak umiesz szepczesz: - „telefon alarmowy Przychodni Sowa, słucham?”, - „dzień dobry, chciałam zarejestrować królika na wizytę”. Tłumaczysz spokojnie, że telefon alarmowy nie służy do rejestrowania wizyt poza godzinami pracy przychodni. Odkładasz słuchawkę, do otwarcia recepcji jeszcze cztery godziny. Miotasz się starając uspokoić płacz. Poranna gonitwa, niania, leki dla zwierząt które przypadkiem znalazły się w twoim domu, wychodzisz bez śniadania. Na dziewiątą musisz być w galerii handlowej, przejrzeć nowe zwierzęta z dostawy. Wszystko poprzesuwałaś aby wcisnąć na konsultację jeszcze jednego królika, który nie je od czterech dni a teraz gonisz w ponadnormatywnym czasie. Na siedemnastą jest zarejestrowana Pani K, zawsze głośno komentuje, że nie jest przyjmowana o czasie, stresuje Cię. Aby tylko wszystkie zabiegi szły jak po maśle, aby wszyscy przeżyli i aby o 17:00 dało się przyjąć K bez opóźnień. Przekraczasz drzwi galerii. Znów zastanawiasz się po co to robisz, przecież pensja jest żadna, a klienci ciągle wypominają Ci że „pracujesz dla sieci”. Tłumaczysz sobie, że robisz to nie dla opinii klientów, ale dla tych zwierzaków. Chcesz aby w tym całym kalekim systemie miały dobrą opiekę i aby ktoś spędził nad nimi chwilę dłużej i dał im szansę. Wychodzisz biegiem, korki. Kolejny sklep i droga do przychodni. W międzyczasie kilkanaście wiadomości na messengerze czy znajdziesz czas aby przyjąć kogoś „między pacjentami”. Nie znajdę, no blaszka, nie znajdę. O nie! F. Się dusi. Muszę go przyjąć. Dobra, niech F. przyjedzie, szybko. W przychodni już czeka na Ciebie F. Stan ciężki, koniecznie trzeba zrobić USG klatki piersiowej. Tlen, golenie, inkubator. Przerywa Ci technik, w gabinecie klient awanturuje się, że jego ważący 700 gram królik nie jest zagłodzony. Musisz iść, jesteś właścicielem. Technik zostaje z F. Badasz królika Pana C. Tłumaczysz C., że jego królik nie je już od kilkunastu dni, a może tygodni. Że jest chory, że to że chodził nie oznacza, że nic mu nie było. Stan jest poważny, królik C. najprawdopodobniej umrze. Zalecasz leki i dokarmianie. C. się nie zgadza z opinią, że królik jest chudy. Ostentacyjnie wychodzi z gabinetu pozostawiając zwierzę, aby skonsultować się z żoną. Szukasz kogoś, kto może przypilnować królika C. i podać mu pilnie leki i jedzenie abyś mogła wrócić do F. Udało się, F. Jest stabilniejszy pod tlenem. Robisz USG, to tylko i aż zapalenie płuc. Zlecasz terapię. Cholera, mam już czterdzieści minut spóźnienia. Znieczulasz świnkę. Fajny prosiak, zawsze go lubiłaś. Właścicielka leczy się tutaj od lat. Chyba pamiętasz jak był takim małym warchlaczkiem jeszcze w Twojej pierwszej przychodni. Lampa, jedno zdjęcie za drugim. Widzisz zęby olbrzymie, jeden, drugi, trzeci. Dwa ropnie zagałkowe? To niemożliwe. Dzwonisz do właścicielki. Rozmawiacie długo, możliwości terapii są ograniczone. Stan jest poważny, staw skroniowo żuchwowy się zwichnął. Patrzysz na zegarek, wskazówka ucieka coraz bardziej, trzeba decydować. Wybudzać czy usypiać. Chciała bym by żył, czy da radę? Czy można usunąć obie gałki oczne? Można. Czy cierpienie jest tego warte, ma już 5 lat, a to skinny. Myśli krążą w twojej głowie. Właścicielka płacze, płaczesz razem z nią. Sytuacja staje się nie do zniesienia. Zapada decyzja. Ty jesteś tym, który odbiera życie. Już do końca dnia będzie Cię prześladował ten stan, stan człowieka który podejmuje decyzje o czyimś życiu lub śmierci. O czyimś cierpieniu związanym z wykonywaniem zabiegu lub o decyzji o tym, że błękitny zastrzyk zamienia bijące jeszcze serce w kamień. Nie da się przejść z tym do porządku dziennego, jeśli masz w sobie choć kroplę zaangażowania. Messenger, czterdzieści wiadomości od nieznajomej kobiety odnośnie królika który ciągnie nogi za sobą, ale ona mieszka w Australii i nie przyjedzie. Czy możesz jej pomóc? Odpisujesz po jednym zdaniu na kilkunastu-zdaniowe informacje. Jak mam jej wytłumaczyć, że nie umiem wyleczyć australijskiego królika bez badania. Czy zrozumie, czy uzna że ją olewam odpisując po słowie? Czy pójdzie z nim do innej przychodni? A jeśli odmówię jej rozmowy i ten królik nie otrzyma pomocy. Czy znam jakieś kliniki w Australii? Pal licho tą kobietę, ale za tą kobietą stoi królik, który cierpi. To nie jest moja odpowiedzialność, ale moje myśli, co się z nim będzie działo. Kolejny pacjent już śpi. Koszmarne zaniedbanie, a może zbieg okoliczności, to królik M., ropień trzonu macicy, zrost z moczowodami. Do stu szczygłów, nie dam rady tego odpreparować. Dobra, nie dam rady uśpić tego królika. Dam radę to odpreparować. Muszę dać radę to odpreparować. Prosisz recepcję, aby poinformowali właściciela, że to będzie ciężki zabieg. Działasz, systematycznie, planowo, milimetr po milimetrze. Oddzielasz moczowód, jeden a potem drugi. Odpreparowujesz kość kulszową, mija kolejna godzina. Udało się, ropień jest już na stole. Podnosisz wdzięczny wzrok. Udało się. Jest wspaniale. Ratunku, Boże, jest 18:30! K. Cię zabije! Obrazi się, znowu. Panika, królika trzeba jeszcze zaszyć. Aby przeżył, aby tylko kurka rurka przeżył, aby się wybudził, aby jego wątroba zniosła narkozę. Messenger, zapomniałaś odpisać tym wszystkim ludziom czy ich przyjmiesz. Przyjmę, o której? Nie wiem. Jeszcze tylko wizyty K. S. i W. oraz ten zabieg, który miał się odbyć po zabiegu M. a między wizytą K., ale ratując królika M. nie udało się go wykonać. Królik C. umarł w inkubatorze chwilę po podaniu leków, musisz do niego zadzwonić. Przyjmujesz K. W międzyczasie wychodzisz z gabinetu, bo dzwoni M., informujesz, że jej królik się wybudza. Tłumaczysz, że zabieg trwał pięć godzin, że był ciężki. M. jest wdzięczna dopóki nie usłyszy, że rachunek za zabieg wzrósł w związku z wydłużeniem się jego czasu. Tłumaczysz, że znieczulenie gazowe jest uzależnione od długości zabiegu, że zużyliśmy więcej nici. Wszystkiego nie da się przewidzieć, nie wiemy jak bardzo złożone będą to zabiegi. Informujesz, że nie było czasu na rozmowy w trakcie zabiegu. Królik był znieczulony! Zabieg i tak trwał prawie pięć godzin. Wracasz do K. Przepraszałaś już kilkukrotnie za zaistniałą sytuację. Robienie roboty dobrze, to nie jest praca na czas. Medycyny nie da się zaplanować. Kto tak myśli i potrafi to zaplanować musi mieć nerwicę natręctw na punkcie zegarka i nie stać nad stołem operacyjnym. Prosisz recepcję o dopisanie do listy nocnych wizyt dwóch królików, które czują się gorzej a nie było już dla nich miejsca. Recepcjonistka przychodzi do Ciebie przekazać, że K. powiedziała przy kasie, że już więcej tutaj nie przyjdzie. Dzwonisz do F. właścicielki zwierzaka, który wciąż czeka na zabieg. Informujesz, że odbędzie się on w nocy z piątku na sobotę z powodu przesunięć. Odczuwasz zdenerwowanie właścicielki, rozumiesz jej żal. Myślała, że już po zabiegu. Ten stres wciąż z nią pozostaje. Już po 20:00, a ty nic nie zjadłaś. Nie wyjdziesz z pracy. Chwila w socjalu, jedząc krokiety z tacki uświadamiasz sobie, że nie spotkasz się z mamą jak obiecałaś. Znowu zawaliłaś. Rodzina regularnie nie może na tobie polegać. 80'te urodziny prababci? Wyszłaś, bo miałaś alarm. Ślub przyjaciela męża? Wyszłaś. Urodziny taty. Nawet nie dotarłaś. Myśli krążą wokół tego, że ludzie mają jakieś hobby, są wstanie wyjść z pracy i można na nich polegać. Może tym razem mąż przestanie się złościć. Jak kończysz żuć jedzenie recepcjonistka informuje, że właśnie znalazła na króliczym forum topic, gdzie F. żali się, że królik nie został jeszcze zoperowany. Kilka osób podpisuje się pod spodem, że oni też mieli takie sytuacje. Po trzech podpisach, nie chce już Ci się iść do nikogo. Zmuszasz się i po kolei mozolnie przyjmujesz kolejnych pacjentów, którzy nie mogą czekać. Udało się, znieczulasz królika F., dobrze śpi, jest stabilny zabieg przebiega szybko i bez powikłań. Godzina 23:00, szybko dzwonisz do F., że wszystko przebiegło sprawnie. Musisz zostać jeszcze z pacjentem zanim się nie wybudzi. Jutro sobota, od rana będzie bardzo dużo pacjentów, nie można było przełożyć zabiegu. Uzupełniasz, dokumentację, odpisujesz na emaile, potwierdzasz zamówienia, ubierasz buty wyjściowe. Dzwoni telefon alarmowy, przenikliwie świdruje w kieszeni. To szczur, nie je od kilku dni. Przewrócił się na bok. Prosisz właściciela o szybki przyjazd. Niestety jest ze Świecia. Będzie tu za godzinę. Przez tą godzinę powtarzasz sobie w myślach: „dlaczego do stu kurantów, dzwoni w piątek w nocy skoro ten szczur nie je od kilku dni!, dlaczego???”. Przenosisz królika F. Z inkubatora do klatki. Dzwoni techniczka. C. właśnie wystawił nam opinię w internecie i na pocztę przyszło powiadomienie: „Mordercy, zabili mi zdrowego królika, nie polecam 1*”. Przez chwilę zastanawiasz się czy samobójstwo nie było by lepszym rozwiązaniem. Już nikogo nie oszukasz, nikogo nie zabijesz, nie będziesz robić problemu tym ludziom. Znikniesz i razem z Tobą ta beznadziejna obsługa. Wchodzi właściciel ze szczurem. Odchylasz jego głowę i widzisz to co na zdjęciu - szczura przebitego na wylot własnym zębem. Masz ochotę płakać. Jest prawie pierwsza w nocy. Jutro zaczynasz pracę o dziewiątej rano. Dzisiaj miałaś się spotkać z mamą. Twojego dziecka nie widziałaś od rana.
Dzisiaj jest dzień zdrowia psychicznego. Czy wiesz, że lekarze weterynarii znajdują się na PIERWSZYM MIEJSCU ZAWODÓW, którzy targają się skutecznie na swoje życie? Czy wiesz, że lekarz weterynarii pracuje w swoim zawodzie tylko średnio 11 lat? Czy wiesz, że lekarze weterynarii odchodzą z zawodu z powodu niskich zarobków, obciążenia psychicznego i przekładania odpowiedzialności za stan zdrowia zwierząt na lekarzy. Lekarze weterynarii mają ograniczone możliwości leczenia przez ograniczoną diagnostykę. Diagnostykę ogranicza sprzęt albo możliwości finansowe właścicieli. Stres związany z oskarżeniami o zabijanie pacjentów, niezrozumienie ze strony właścicieli, śmierć pacjentów, konieczność wykonywania eutanazji to wszystko powoduje wypalenie zawodowe i odchodzenie z zawodu lub targanie się na swoje życie. Niewiarygodne? Rzeczpospolita pisze:
„Już od ponad 30 lat odsetek weterynarzy, którzy giną śmiercią samobójczą, jest dużo wyższy niż w przypadku reszty populacji. Najbardziej zagrożone są weterynarze-kobiety.” https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/181229858-Kobiety-weterynarze-najczesciej-popelniaja-samobojstwo.html
Niewiarygodne? A jednak: „TO WŁAŚNIE LEKARZE WETERYNARII SĄ GRUPĄ ZAWODOWĄ, WŚRÓD KTÓREJ WYSTĘPUJE WYSOKI WSPÓŁCZYNNIK SAMOBÓJSTW. ZNACZNIE WYŻSZY NIŻ W JAKIMKOLWIEK INNYM ZAWODZIE. WEDŁUG BADAŃ CZTERY DO OŚMIU RAZY SĄ BARDZIEJ NARAŻENI NA TARGNIĘCIE NA SWOJE ŻYCIE
” https://vetnolimits.com/2018/10/13/jak-umieraja-lekarze-weterynarii/
Najnowsze badania wskazują, że samobójstw jest coraz więcej: „Niektóre zawody są szczególnie związane z większym ryzykiem samobójstwa. Dotyczy to lekarzy, personelu wojskowego i policjantów. Jedną z grup zawodowych, wśród których występuje szczególnie wysoki współczynnik samobójstw, są lekarze weterynarii, co może wiele osób dziwić. Wydaje się, że zawód lekarza weterynarii jest zawodem przyjemnym, w rzeczywistości jednak narażony jest na bardzo dużo obciążeń psychicznych związanych ze stresem, lękiem i odpowiedzialnością. Poprzeczka tej odpowiedzialności jest często postawiona zbyt wysoko. Współczynnik samobójstw jest znacznie wyższy wśród lekarzy weterynarii niż w jakimkolwiek innym zawodzie. W Polsce mamy do czynienia z ogromną liczbą depresji wśród lekarzy i lekarzy weterynarii oraz uzależnień – od alkoholu, od leków. To skutkuje niestety samobójstwami. Polscy lekarze i lekarze weterynarii najczęściej odbierają sobie życie poprzez powieszenie lub zatrucie lekami, do których mają ułatwiony dostęp.” https://magwet.pl/34211,syndrom-samobojczy-wsrod-lekarzy-weterynarii-mit-czy-rzeczywistosc
„Praktycznie każdy z nas zna kogoś z branży, kogo już między nami nie ma. Z jednej strony mówi się o tym, że powinniśmy oddzielić uczucia, być chłodni i profesjonalni, z drugiej współodczuwać z właścicielem, okazać mu empatię. To jest to, czego on oczekuje w tej chwili od lekarza weterynarii. Ważne, jak my sobie potem radzimy z tym natłokiem emocji, czy mamy jakieś techniki naprawcze dla stresu, dla napięcia, które są w tej pracy. Słyszała pani o takim pojęciu „zmęczenie współczuciem”?”
https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1129244,natalia-strokowska-lekarz-weterynarii-w-ten-zawod-wpisana-jest-smierc.html
Ponad ⅔ lekarzy weterynarii ma poczucie jałowości swojej pracy. Jesteśmy zawodem zaufania publicznego i nasza praca polega na ciągłym wspieraniu ludzi (właścicieli zwierząt) – często w dramatycznych momentach jakimi jest eutanazja zwierzęcia, długie leczenie, terapia paliatywna. Przy nie zaspokojeniu swoich potrzeb fizjologicznych, które są umiejscowione najniżej w piramidzie Maslowa, nie możemy w żaden sposób wspiąć się wyżej. W naszej pracy na porządku dziennym musimy wstrzymywać naturalne odruchy, nie jemy regularnie, nie korzystamy z łazienki przez długie godziny, staramy się spełniać coraz wyższe oczekiwania właścicieli.
https://weterynarianews.pl/weterynaria-outside-of-the-box/
Nie bądź obojętny, pomóż i daj sobie pomóc. Jeśli jesteś lekarzem weterynarii nie bój się prosić o profesjonalną pomoc. Jeśli jesteś pacjentem – nie bój się rozmawiać ze swoim lekarzem o wątpliwościach na temat leczenia. Prewencja samobójstwa zaczyna się od zwracania uwagi na sygnały ostrzegawcze. Nie wolno ich ignorować, czy bagatelizować. Nigdy nie wiemy kto popełni samobójstwo, a kto go nie popełni. Dlatego: Nie zamiataj tematu pod dywan, otwarta rozmowa może uratować życie!
Skróty literkowe C. K. M. i inne będące symbolami pacjentów zostały zmyślone.
Zdjęcia szczura udostępniła przychodnia EDEN: https://www.facebook.com/eden.chabry.opole