Byliśmy pierwszą hodowlą tej przepięknej rasy na terenie Krakowa i Małopolski.
Rok po tragicznej śmierci mojego ukochanego psa, kiedy nie mogłam już znieść braku futrzaka postanowiłam poszukać kota „moich marzeń”. Z dłuższym włosem w kolorze szylkretowym. Nie miałam wiele ras do wyboru, po buszowaniu w Internecie moją uwagę przykuły Norwegi. Rasa pierwotna, bez zbytecznej interwencji człowieka w ich wygląd. Trudno ich nie zauważyć. Piękna trójkątna głowa z prostym profilkiem, śliczne migdałowe oczka, grzywa jak u lwa i piękny puszysty ogon. Odważny, bardzo inteligentny owiany legendą i magią - kot Wikingów.
Nie było wtedy kotek mojego ulubionego koloru. W jednej tylko hodowli znalazłam pręgowane szylkretki. Nie zastanawiałam się długo, napisałam do Elizy z hodowli Psotnik*PL i w ten oto sposób w niedługim czasie jechałam do Poznania po moją malutką puchata kuleczkę. Tak Capri zamieszkała z nami...
Potem pojawiła się Whisper, Emka, Balbina, Jamali, Izzaro i Nairka...
Takie małe wyjaśnienie skąd pochodzi nazwa mojej hodowli, a raczej, co mnie zainspirowało do takiej „mrocznej” nazwy:
Był, bo już go niestety nie ma z nami. Zginął tragicznie, został otruty i nie udało się go niestety uratować. Komuś z moich „kochanych” sąsiadów przeszkadzało, że pies czasem podczas naszej nieobecności lubił sobie powyć. Strasznie brakuje mi mojego psiego przyjaciela. Demon, tak naprawdę Łatek Wichrowy Zaprzęg Pies pięknej, pierwotnej rasy Alaskan Malamute.
Miał prawie 10 lat. Był pierwszym moim spełnionym marzeniem. Pozostawił wielką pustkę po sobie, minęło już sporo czasu, a mi na wspomnienie o nim łezka kręci się w oku. Demon był bardzo wyjątkowym psem, jedynym w swoim rodzaju. Jak na Malamuta przystało był wielkim uparciuszkiem. Uwielbiał polować na kury, gołębie i inne stworzenia ( nie pomijając kóz, krów i koni ;-) ). Kochał ciągnąć sanie, nie tolerował innych psów. Doskonale się rozumieliśmy. Potrafił wyczuwać mój nastrój. Kiedy byłam smutna, przychodził do mnie, kładł mi pysk na nogach lub ramieniu, wchodził prawie na kolanka dbając o to, żebym miała do kogo się przytulić. Kiedy tryskałam radością, on też. Gdy byłam zdenerwowana, to wtedy szanował moją potrzebę samotności i oddalał się w swoje ulubione miejsca by odespać mój zły humorek.
Kiedy urodziła się moja pierwsza córka Julia, Demon obraził się na mnie… Do tej pory był posłuszny tylko mi ( tak jak to Malamuty potrafią), a od momentu pojawienia się dziecka, pies nie reagował na moje polecenia, nie witał się ze mną, ignorował mnie całkiem, nawet ogonem nie machnął. Trwało to prawie miesiąc. Julię zaakceptował od razu, praktycznie od pierwszego wsadzenia nochala w becik dziecka. Pilnował jej, potrafił godzinami leżeć z pyszczkiem pomiędzy szczebelkami od łóżeczka… Stał się wtedy agresywny w stosunku do ludzi znajomych niemieszkających z nami, nikt z nich nie mógł wziąć jej na ręce, jeżeli mnie nie było przy tym. Julia robiła z nim, co chciała, był cierpliwy, był jej ruchomą podporą, kiedy uczyła się chodzić, jej poduszką, kiedy zmęczona wtulała się w niego by zasnąć… Kiedy miał dość jej miłości, (nie zawsze okazywanej delikatnie) warknął krótko i oddalał się. Rozumieli się bez słów. Z drugą córą Darią nie zdążył już mieć tak zażyłych kontaktów.
…………….. Powspominałam troszkę……………. Demon zawsze będzie miał specjalne miejsce w moim serduszku. Kochałam go bardzo i nigdy nie zapomnę. W hodowli Alaskanków miałam jeszcze dwie suczki: Tarę Legendę Północy i Atmę Crazy Kole-kara. Obecnie mieszkają na wsi, tam są bezpieczne i może, dlatego nie brakuje mi ich tak bardzo… Wiem jednak, że kiedyś zawita w moim domu inny pies. Nie będzie to może szybko, ale kiedyś będzie. I będzie to Malamut!
…mroczna nazwa, która w rzeczywistości jest objawem miłości… Nie mogło zbraknąć Demona na mojej stronce…