Edit: mam równą kwotę, 420,73zł...składam tak niezbędne do życia zamówienie...dziękuję cudownym kobietom o pięknym imieniu Elżbieta (rany, to niezwykłe, jakie macie serca moje piękne dusze), Iwonie, którą zawsze już będę mieć w sercu obok Misia i Piotrowi, za słowa otuchy tym bardziej, bo byłam przekonana, że się nie uda...za mało piszę, za mało robię publicznie i ma to zawsze konsekwencje, dlatego bardzo Wam dziękuję...i Ani Tacikowskiej za karton cudów, kosmetyków, dezynfekcji, po prostu czad ( i że mogłam podelektować się widokiem pięknego, szczęśliwego psa Ani)... dziękuję ❤️ ❤️ ❤️
Dzień dobry...
Życie to prawdziwy cud...gdy na coś narzekasz, dostajesz tego więcej...
Od dawna marudziłam wszem i wobec o Zuzi...to ta sunia, która straciła oko...występuje u niej stałe nietrzymanie moczu (przerobione wszelkie leki, majtki ściąga, gruba teczka wypełniona setkami wizyt u wetów, wszystko bezskuteczne)...przy jednej suni było mi ciężko... dlatego, w ramach cudu życia, los obdarzył mnie dwoma dodatkowymi paniami z tą samą przypadłością...
Myślę, że kryzys z tym związany mam za sobą, dlatego tu jestem i piszę...ale przyznam, że lawirowałam między złością a rozpaczą przy jednoczesnym i stałym bólu kolan...
To jest nieustanne sprzątanie...owszem, mogę zamknąć je w klatkach kenelowych na podkładach, co czynię, gdy przygotowuję im jedzenie...jednak nie umiem ich tam stale trzymać, bo mam dziwny tryb myślenia pt. ,,dlaczego mam je karać za coś, co nie jest ich winą,,...i tak oto wybrałam ścieżkę, którą odważnie należy nazwać ścieżką ofiary...i nie chcę absolutnie narzekać...pragnę tylko wyjaśnić co odrywa mnie od normalnego życia z możliwością pisania na FB...
Postanowiłam jednak, że muszę znaleźć czas na pisanie, bo mam za dziękować i mam też braki i trudności...dlatego zabieram moje nietrzymające moczu panny daleko od domu, niech leżą na t
Dzień dobry...
U mnie naturalnie klasyka gatunku...czyli najpierw chorują psy, a potem odchorowuje pańcia...
nie ma szans, by leczenie, odejścia, długie godziny w klinikach, noszenie, podnoszenie i przenoszenie, godziny całe na podłodze przy kroplówkach, nie ,,odbiły,, się jakoś na człowieku...
do tego nie można przywyknąć...na to nie umiem się uodpornić...każdy z tych psów to kudłaty cud i jego życie jest dla mnie wyjątkowym darem, który wymaga uwagi, szacunku, cierpliwości...a wiosna to u mnie od zawsze czas szczególny...jakby zmęczone zimą staruszkowie ciałka poddawały się, jakby pod wpływem słonecznych promieni budziły się też nieznane schorzenia itd...czyli pracy i emocji więcej niż zwykle...
Niemniej dziś jest cudownie...dziś mam pierwszy dzień w domu...dziś mam pierwszy dzień bez migren, bolącego kręgosłupa i innych takich związanych z wiekiem ,,umilaczy,, życia...dziś też zrobię porządek w stercie papierów, podziękowań itp...
W ramach cudowności było dziś ,,spakowanie,, w auto i podróż w chwilowe zapomnienie, byle przed siebie...choćby na chwilę z dala od trosk, chorób, braku...wiosenne Italo disco Załogi...
P.s. dziękuję za 20 butelek energetycznego napoju, zostawionych przy aucie..jednak kawa mi wystarcza, a butelki pięknie brzęczące prezentuję chętnym, czyli na pewno komuś sprawiają frajdę... dziękuję 😊
Dobry wieczór...
Mam trzy sunie z tzw. zapadaniem tchawicy... wszystkie trzy równocześnie złapały stan zapalny...ostatni tydzień praktycznie mieszkałam w gabinetach weterynaryjnych...odgłos, który wydają sprawia, że jestem przepuszczana w każdej kolejce, bynajmniej nie w ramach troski, a ogromnego rozdrażnienia, które owe charczenie wywołuje...niezwykłe zjawisko...udziela się każdemu...a tu jeszcze razy trzy...
Noce są trudniejsze...nagrałam Zuzię, która lepiej się czuje, u której już powoli działa steryd...nie ma mowy o trzymaniu moczu, zatem podkłady, których Zuzka nie znosi i z których robi dziwne konstrukcje, ale prania mam już zwyczajnie za dużo (pralka, jak słychać w tle, chodzi bez ustanku)...
Endoskopie, tylko od marca zeszłego roku, to łaczny koszt blisko 12tys...nie jest to ani łatwe, ani tanie... najbardziej wdzięczna jestem za całkowitą cierpliwość u siebie i niezwykłą siłę walki u Zuzi, u Krysi i u babci Malwiny...i nie, nikt tu nie męczy psów...ot, choroba jak wiele innych...a my się tak łatwo nie poddajemy...
K.Z.
P.S. kompletnie nie mam opału na poniedziałek...proszę o udostępnianie, może ktoś miałby możliwość wpłacić na kilka opakowań brykietu, dziennie zużywają się dwa opakowania 10kg po 18zł...
ależ jestem zmęczona moi kochani, trudne dni, na szczęście bez mrozu i z uśmiechem na twarzy...bardzo Wam za wszystko tak bardzo dziękuję...tak bardzo, bardzo mocno...
52 1140 2004 0000 3102 8349 7495
Blik 882 101 330
Fundacja Mazowieckie Psy Kasi Załoga... dziękuję 💞
Dzień dobry...
Dziś mijają dwa wspólne tygodnie z Freyą... ta sunia z tyłu, Agatka, nawet na chwilę nie spuszcza ,,nowej,, z oczu, gotowa robić własne porządki...rodzina rozłożona chorobą, a ja miałam dziś leżeć w zgoła innym miejscu...jednym słowem planujesz życie, a życie planuje za ciebie...
W strugach deszczu na zewnątrz zauważam i wyczuwam ogromne zadowolenie, że jestem w domu, jednak każdy kto ma psy wchodząco-wychodzące wedle uznania i nie ma utwardzonego terenu, ten wie, że taki dzień jest pięknym hołdem dla błota i mokrej sierści w każdym zakątku domostwa...
Ale wracając do suni, to jedno mogę przyznać, że jej pasja do tulenia, drapania i ogólnej uwagi rozczula...znosi w jedno miejsce rzeczy, których tylko przelotnie dotknę i śpi na nich...nic nie niszczy, załatwia się na zewnątrz...toleruje wszystkie psy i cały czas jest głodna... dzięki Ilonie i Ledzie ma paszteciki gastro, bo jelita szalały...
Jednak przede mną dużo jeszcze pracy, aby dwie sunie w stadzie zaakceptowały Freyę...
Dziś też wiem, że najpóźniej od drugiego stycznia do ósmego stycznia nie mam wyjścia, muszę zostawić kudłate rodzicom, a Frei znaleźć bezpieczną bazę na te dni...wierzę, że się uda...w końcu to cudowny pies...i wiem co robię, bo znam moje stado, rodziców, sytuację...
A paczka, którą dostałam, wow, aż brak słów...i już wiem na szczęście komu podziękować...prezent z Wrocławia, w którym nota bene nigdy nie byłam, ale przecież wszystko jeszcze przede mną... dziękuję Joannie Blum z całego serca, bo mnogość kosmetyków i zapachów powala...zabawne, bo czekolada postanowiła zrobić psikusa i otuliła wszystko wewnątrz przesyłki pięknym czekoladowym pyłem...nieziemskie zjawisko...zapach, który się unosił nad tymi rzeczami i ja pochylona wdychająca to wszystko, był jak scena z filmu ,,Czekolada,, ...mówię Wam, magia!!!
Bardzo, ale to bardzo dziękuję za ten kobiecy, pachnący, bog
Dzień dobry...
Niby zwykły dziś spacer, ale dla mnie najważniejszy w życiu... cudownie było poukładać sobie wszystko w głowie i zrozumieć wiele spraw...
Od kilku dni szukam miejsca na dwa tygodnie dla suni ze schroniska...miejsca od jutra, od środy do ósmego stycznia...bolała mnie głowa i już wiem, że nie przestanie, jeśli najbliższe dwa tygodnie nie poświęcę na co innego, niż życie tu z psami...w tym czasie z moim stadkiem miała zostać moja mama, ale po pierwsze jest pod covidowym butem, po drugie nie sprosta sytuacji, gdy nowy pies nie jest w pełni zaakceptowany przez stado, a pod moją nieobecność stado lubi przejmować władzę...po prostu wiem, jak to się skończy...
Dzwoniłam i pytałam o miejsce dla suni wszędzie... odpowiedź dała mi tylko jedna osoba, oczywiście odmowną...ale za samą odpowiedź jestem niezmiernie wdzięczna... reszta postanowiła otoczyć moją prośbę zimnym milczeniem...czy to boli? Nie, to przeraziło, bo wiem, że gdy mnie zabraknie, a może to się stać w każdej chwili, to 21 psów zostanie kompletnie samych...czy poczułam żal? Przeogromny...ale minął, bo dziś na spacerze zrozumiałam jedno...
Też odmawiałam pomocy...moje nadęte ego powtarzało, że prośbę o przyjęcie psa na jakiś czas może do mnie skierować ktoś, kto też ma dwadzieścia kilka psów i wie ile to pracy i sprzątania itd...nie dostrzegałam, że ten ktoś z jednym pieskiem wygodnie żyjący może naprawdę mieć problem i szuka u mnie ratunku...dlatego skoro coś robiłam, to jak mogę mieć żal, że i ja zostałam bez pomocy...i teraz wiem, że trudno, co ma być, to będzie...muszę zostać i dać radę... wszystkim tym, którzy zareagowali milczeniem życzę z głębi serca ZDROWIA...i bardzo Wam dziękuję za piękną lekcję o mnie samej...co komu, tak i tobie...zrozumienie tego dało mi dziś siłę i spokój, a na dodatek odebrałam od kuriera pachnącą czekoladą paczkę (więcej w kolejnym poście) i już w
Dzień dobry...
Teraz tak ogólnie, z moim najwyższym wyrazem wdzięczności...
Z domu, gdy już pewnie trafią do mnie cudowne leki na migrenę, poświęcę temu więcej czasu...jeszcze tak nie miałam, by trzymało niemal codziennie i było oporne na czas...ale postanowiłam nie narzekać, tylko skupiać myśli na tym co dobre...dlatego koniec o tym co fizyczne u mnie...bo to znika w obliczu obfitości Waszych serc...prawda jest taka, że tak ogólnie to jestem szczęśliwa...a to dzięki moim kobietom, Ludziom ze skrzydłami...
Ewa...Marzenna...Joanna...Elunia K....Elunia G., tu ujęłam tak ogólnie Waszą dobroć...tu pokazuję tylko wycinek tego, co od Was otrzymałam...
Kochane moje...jesteście dla pewnej babki w małej wioseczce Aniołami Stróżami...moja wdzięczność nie znajduje słów... bardzo Wam dziękuję za pomoc i wsparcie przy mojej bezwarunkowej miłości do psów... dziękuję Wam...
.