27/09/2024
Nie pamiętam ile razy zaczynałam pisać ten post, a chwilę później kasowałam treść. Nadal czuję, że nie mogę znaleźć słów, które oddałyby jak ważny był dla mnie Maciek i jak bardzo mi go brakuje.
Odszedł nieco ponad miesiąc temu. Nagle, zupełnie niespodziewanie. Nie przepracowałam tematu jego śmierci i nadal funkcjonuję tak, jak gdyby Maciek ciągle żył. To jest możliwe tylko dlatego, że nie było mnie przy nim gdy odchodził. Nie mogę sobie tego wybaczyć, chociaż racjonalnie przecież wiem, że niczego by to nie zmieniło.
W bezpośrednich działaniach uratowałam ponad setkę zwierząt z ferm futrzarskich. Ale to Maciek zawsze był i będzie dla mnie wyjątkowy. Do dziś pamiętam jego pełne bólu spojrzenie zza krat klatki na fermie. Wiedziałam, że trzeba go uratować i udało się. Później wielotygodniowa walka o jego zdrowie, amputacja łapy i decyzja żeby nie szukać dla niego azylu, bo zostanie u nas. Maciek wychowywał się razem z Klarą, którą adoptowałam zaledwie kilka tygodni wcześniej. Między nimi był nieco ponad miesiąc różnicy wieku. Obserwowanie ich wspólnego dorastania było wspaniałym doświadczeniem. Stąd zresztą nazwa azylu: Psubratki. Bo Klara i Maciek byli lisiopsim rodzeństwem o wyjątkowej więzi. Z czasem Maciek zmieniał się, zmieniały się też wyzwania związane z opieką nad lisem polarnym. A było ich sporo, bo lisy uratowane z ferm zazwyczaj mają wiele problemów zdrowotnych. Maćkowi dokuczał zbyt gorący klimat, bolały go zdeformowane od krat w klatce łapy.
Można powiedzieć, że Maciek stał się ambasadorem zwierząt hodowlanych na futro. Jego historia była publikowana wiele razy, żeby przypomnieć o tym, jak ogromnym złem są fermy futrzarskie. Po każdej legislacyjnej porażce (a w tym krótkim czasie było ich kilka) obecność Maćka pomagała mi wziąć się w garść i walczyć dalej. Przykro mi, że symbolicznie Maciek nie doczekał tego zakazu.
Maciek odszedł równo miesiąc przed 5. rocznicą uratowania go z fermy 💔 .