23/07/2024
ŚMIERĆ PUPILA
Ludzie pytają mnie jak znoszę śmierć moich zwierząt. Wiedzą, że przyjmuję pod swój dach bardzo stare lub chore psy i koty, więc siłą rzeczy śmierć często u nas gości. Kiedyś trochę złościło mnie to pytanie, ale ponieważ spotykam się z nim z tą samą częstotliwością, co z ostatecznością, przyzwyczaiłam się. Przecież to oczywiste, że każdy kto się urodził, musi umrzeć i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Poza tym każdy, nawet pies i kot, muszą kiedyś odpocząć. Moim zadaniem jest uratowanie ostatnich chwil – lat, miesięcy, dni życia tych istot, które straciły już nadzieję. Jak do tej pory udaje mi się. Umierają we własnym domu, kochane i otulone troską. Nie są już schroniskowym numerem, który zwalnia miejsce w klatce. Przechodzą na „lepszą stronę” odprowadzane przez miłość. Czy można marzyć o lepszym końcu?
Zawsze gdy odchodzi stary pies lub kot, czuję jego pogodzenie się z losem i wiem, że trafi do lepszego świata.
Śmierć w kwiecie wieku spowodowana czy to chorobą, czy wypadkiem zabiera nie tylko istotę, przed którą mogło być wiele radosnych chwil, ale nadzieję tym, którzy chcieli z nią przeżyć te chwile. Na szczęście ani psy, ani koty nie robią dalekosiężnych planów. Żyją tu i teraz. Nie znaczy to wcale, że nie zależy im na życiu. Mają jak my bardzo silny instynkt samozachowawczy. Jest jednak między nami zasadnicza różnica. My boimy się śmierci, a one chcą zachować życie. Jestem prawie pewna, że nie myślą o śmierci. Nie wyobrażają jej sobie jako kościotrupa z kosą. Jednak gdy czują, że zbliża się zbyt wcześnie, biorą nogi za pas.
Gdy umiera pies trzeba być przy nim do ostatniej chwili. Szeptać do ucha najmilsze słowa, trzymać za łapę i odprowadzić tam, gdzie i my kiedyś trafimy. A co potem? Potem trzeba jak najszybciej zabrać ze schroniska następnego psa, a jeszcze lepiej dwa. Że kiedyś umrą? Tak umrą, a my będziemy mogli być z nimi do końca. Szczęśliwie żyją krócej niż my. W innym przypadku pozostałyby bezradne jak osierocone dzieci.
Myślę, że gdy umiera pies, Pan Bóg wzywa go do niebiańskiej psiarni. Pierwsze tłoczą się przy bramie te, którym było najbardziej spieszno. Uciekły z ziemskiego piekła łańcuchów, upału, zimna, pragnienia, głodu, życia pod pejczem. Najpierw biegną do świętego Piotra. Ten czeka już z notesem. Spisuje imiona rąk, które biły, głodziły i wyrzucały z samochodów. Głaszcze potargane psie czupryny i mówi: „Niech każdy z was prosi, o co chce, a dostanie wszystko”. Psy milkną na chwilę. Najodważniejszy zaczyna: „Najpierw chcę darowania win mojemu oprawcy, wykreśl jego imię z notesu”. Potem inne, jeden przez drugiego proszą o to samo. Dlaczego? Bo one, inaczej niż my, nie są mściwe. Święty Piotr, choć niechętnie, ale wykreśla. Musi. Obiecał. Pan Bóg zna psie serca. Wie, o co będą prosić i wie, że Piotr dotrzyma słowa. Siada więc cichutko pod bramą i zapamiętuje. Nie potrzebuje notesu. Mimo bardzo szacownego wieku ma doskonałą pamięć. Psy wybaczają, on nie zamierza.
Ufam, że tak jest, bo inaczej Bóg, nie mógłby być Bogiem. Po tamtej stronie psom nie brakuje niczego. Młodnieją, zdrowieją i szaleją po niebiańskim bezkresie. Jedne czekają na swoich bliskich, inne czasem zaglądają na Ziemię.
___________________________________
Fragment książki Doroty Sumińskiej "Rok pod psem" (jako jeszcze jeden głos w dyskusji o tym, że zwierzęta RODZĄ SIĘ i UMIERAJĄ)