08/06/2022
https://www.facebook.com/259990911272841/posts/975360743069184/
Mam bardzo smutne i złe wieści. Niestety Cher nie ma już z nami. Po szeregu badań, kompleksowej interpretacji wyników, prześledzeniu jej historii, rozwoju (a raczej jego braku) w ciągu ostatnich trzech tygodni u mnie, a także konsultacji z kilkoma lekarzami weterynarii, została podjęta decyzja o eutanazji.
Siedziałam w tym małym gabinecie i wyłam, patrząc jak życie pomału ulatuje z trzykrotnie (!!!) za małego ciałka Cher. Zawsze zostaję przy eutanazji do samego końca, chcę być ze zwierzęciem w jego ostatnich chwilach. Już jestem w domu, siedzę na kanapie z laptopem, z kojca słyszę mlaskanie szczeniaków znad misek. Ktoś wyrzucił je w lesie i trafiły dziś do mnie. Nadal mnie nieprzyjemnie ściska. Mam za sobą naprawdę wiele rozstań, ale najbardziej bolesne dla mnie są te, kiedy nie jestem w stanie zrobić już nic więcej, bo choćbym się starała, choćbym poświęciła cały swój czas i wydała każde pieniądze, nie mogę naprawić wszystkich błędów, które popełniliśmy, udomawiając kota, a potem porzucając go, żeby radził sobie sam. Bo wiecie co? Ja dziś płakałam nad Cher. Być może płaczecie także Wy, bo wiem, że macie serca we właściwym miejscu i los zwierząt nie jest Wam obojętny. A wiecie, kto nie będzie płakać? Kto będzie spać spokojnie snem niezmąconym choćby krztyną wyrzutów sumienia?
Ludzie, którzy puszczają swoje koty samopas.
Ludzie, którzy nie kastrują swoich kotów.
Ludzie, którzy nie kastrują aborcyjnie swoich kotek.
Ludzie, którzy wynoszą kocięta do lasu.
Ludzie, którzy dopuszczają do rozrodu.
Ludzie, którzy pomimo przedstawienia im faktów naukowych i dowodów będących owocem wielu, wielu lat badań, nadal twierdzą, że miejsce kota jest “na wolności”, a trzymanie go w kontrolowanych warunkach jest “nienaturalne”.
Jeśli jakimś cudem czyta to przedstawiciel którejś z powyższych grup: proszę, oto owoc Waszych poglądów i działań. Cher, która w wieku około ośmiu tygodni ważyła nieco ponad 300 gramów, czyli tyle, co dwuipółtygodniowe kocię, a to, co z radością wzięłam za przyrost wagi, było po prostu treścią pokarmową w jelitach, która po jakimś czasie znowu opuściła organizm Cher, nie zostawiając po sobie ani śladu wartości odżywczych. Cher nie dało się wyleczyć. Jej matka dobrze wiedziała, co robi, porzucając ją. Ja nie wiedziałam, czemu to zrobiła, musiałam domniemać, że mogła to zrobić, bo sama nie miała co jeść albo czuła się zagrożona, ale teraz już wiem dobrze, co było powodem.
Takich kociąt, jak Cher, jest w Polsce co roku TYSIĄCE. Dlatego, że widok bezdomnego kota, walczącego o przetrwanie stał się dla nas tak samo naturalny i wtopiony w krajobraz, jak słupy z ogłoszeniami, butelki po piwie na chodnikach i ulotki z gołymi babami włożone za wycieraczki. Niby taki trochę niefajny, ale z drugiej strony – no tak już po prostu jest, co nie? Już nawet nie wzdychasz, po prostu omijasz odruchowo wzrokiem i idziesz dalej.
Nie żałuję ani sekundy, którą poświęciłam na próby uratowania Cher. Nauczyłam się już jednak, gdzie kończy się zdrowy rozsądek, racjonalne myślenie i prawdziwa pomoc, a gdzie zaczyna się działanie na niekorzyść zwierzęcia, kierowanie się emocjami i zabawa w “ratowanie”, które z prawdziwym ratowaniem nie ma już nic wspólnego. Dlatego pożegnałam Cher.
Zapewniam Was, że na co dzień czerpię ogromną radość, przyjemność i satysfakcję, z tego, co robię, i nieustannie będę się tym dzielić, próbując Was zachęcać do udzielenia tymczasowego schronienia, adopcji, do wolontariatu, czy po prostu doedukowania się. Tym razem chciałam jednak, żebyście wiedzieli, jak to jest. Pobądźcie trochę ze mną w tym smutku i żalu, podajcie niniejszy tekst do przeczytania dalej, a jutro widzimy się na zapoznaniu szczeniaków.
Ściskam Was bardzo i otwarcie proszę o Wasze uściski, bo najtrudniejsze w ratownictwie zwierząt jest to, że z jednej strony musisz mieć miękkie i pojemne serce, by chcieć być na tej życiowej misji, a z drugiej musisz mierzyć się z tym, z czym ja mierzyłam się na przykład dziś: analizą, wykresami, wynikami, konsultacjami, badaniami, decyzjami, i wreszcie, ze śmiercią. Wy wszyscy, cała ta społeczność, zebrana wokół mojej – z dumą mogę już to mówić – fundacji, dajecie mi mnóstwo siły i ładujecie moje baterie swoim wsparciem i dobrym słowem. Dziękuję.
Magda