11/03/2024
Wiosnę czuć w powietrzu, jeszcze trochę i hasło ''żółwie na wybiegi'' stanie się rzeczywistością. A sezon giełdowy w pełni. I aż żal nie przywieźć do domu jakiejś małej skorupki....Ale stara księga hodowców żółwi mówi w swoich rozdziałach – bądźcie roztropni , albowiem wiedza to podstawa!
Poznajcie Stanisława. Młody Staś całe życie swe marzył o żółwiu,więc mama spełniła to marzenie , pobiegła do zoologika i kupiła "lądowca". Roczny żółw grecki, tak stoi w citesie, urodzony w Czechach sprowadzony przez importera AB. Tyle, że mama Stasia w sklepie dostała kserokopie oryginalnego "żółtego papieru", co ma wartość zeszłorocznego wydania Gazety Polskiej. Ksero świadectwa z Czech, z fotodokumentacją, żółw niezaczipowany. Mama Stanisława zgodnie z przepisami w ciągu 14 dni zgłosiła nabytek do rejestru w odpowiednim urzędzie – co odbyło się bez komplikacji, ponieważ przedłożyła kserokopię kserokopii i wniosek z uiszczoną opłatą. Do wpisu do rejestru wystarczy. Ale niestety, w domu nadal pozostawał żółw, któremu nie można udowodnić legalnego pochodzenia ponieważ nasze ministerstwo takich „dokumentów” nie weźmie pod uwagę.
Inna sytuacja. Mama i Janek odwiedzają sklep zoologiczny. W terrarium śliczne malutkie żółwiki – greckie, jak twierdzi pani sprzedająca. Po namyśle, licznych zapytaniach i opowieściach pani o „łatwym w hodowli” gatunku, następuje decyzja o kupnie. Żółw wsadzony w transporter, mama odpowietrzona 1000zł, Jan dźwigający worek z podłożem bukowym, granulki do jedzenia, miseczkę, sztuczną roślinkę oraz żółty dokument, który jest potrzebny do rejestracji – tak powiedziała pani. Tyle, że na dokumencie jest wpisane Testudo hermanni, a w transporterze mała marginata. Pomijam sposób nabycia żółwia – bez przygotowania merytorycznego, na szybko, pod wpływem chwili ale ten żółw dorośnie do sporych rozmiarów, które pewnie nie były w planach Jasia mamy. Domyślnie, żółw bez czipa, z lewym dokumentem, bez możliwości zalegalizowania jego istnienia i najpewniej jeszcze długi czas nierozpoznanym gatunkiem.
Giełda. Stoisko z kilkoma gatunkami żółwi. Agnieszka kupuje młodego Testudo graeca, import z fermy czeskiej, zaczipowanego z wpisanym nr czipa w oryginalny cites, ważny na kilka transakcji. Sprzedawca dołącza dokument do nabywanego żółwia, Aguś zadowolona wraca do domu. Rejestruje mauretana w Starostwie i po kilku miesiącach wybiera się z żółwiem na wizytę kontrolną do weta. I jakież jest zdziwienie Agnieszki, gdy okazuje się po sprawdzeniu czytnikiem, że numer wpisany w cites nie zgadza się z z numerem czipa w żółwiu....Niby nic, póki skorupa chodzi po wybiegu u Agniesi...ale w razie potrzeby jakiegokolwiek przemieszczania się z żółwiem poza naszym krajem i przypadkowej kontroli...mamy nielegala.
Jest marzec 2024. Marcin umawia się ze znajomym kolegą na sprzedaż żółwia. Koledze żółw się znudził, ma go już jakiś czas ale to zwierzę nie dla niego. Natomiast Marcinek właśnie o takim marzył. Żółw grecki z polskiej hodowli, z eurocitesem, zarejestrowany i całkiem zadbany jak na niechcianego gada. Problem tylko w tym, że ważność dokumentu na żółwia wygasła ponad 2 lata temu, ponieważ fotodokumentacja była robiona w 2020roku i miała gwarancję do maja 2021. A poprzedni właściciel nie zadbał o jego aktualizację.
Iwonka kupuje młodego żółwia obrzeżonego od czeskiego hodowcy.Wcześniej sporo poczytała o gatunku, wie, że to zwierzę z Aneksu A, więc wymaga określonego dokumentu świadczącego o legalności pochodzenia. I sprzedawca takie świadectwo przekazuje wraz z żółwiem. Jest fotodokumentacja, a ponieważ żółw jest młodziutki i niezaczipowany, Iwona postanawia odczekać aż gad urośnie do określonego wymiaru, zaczipować go i zmienić cites na swoje nazwisko. Nie wzięła tylko pod uwagę tego, że nie spisując z hodowcą umowy kupna/przekazania żółwia, nie będzie mogła wykazać, że posiadła go w drodze legalnej. Wysyłając dokumenty do Ministerstwa trzeba podać „ścieżkę” transakcji, która udowodni, że żółw z citesu to nasz żółw.
Kuba kupuje w zoologiku małą stepóweczkę. Oprócz żółwia i mnóstwa niepotrzebnych gadżetów dostaje od sprzedawcy kserokopię świadectwa importowego, które to ma być dokumentem „na tego żółwia”. Sprzedawca nie weryfikuje kserówki swoją sygnatura, nie ma wpisanego potwierdzonego numeru kopii, nie ma imiennego wpisu przekazania żółwia nowemu właścicielowi. Kuba wychodzi ze sklepu z uzbekistańskim nielegalem i kartką makulatury.
Drodzy żółwiomaniacy....poczytajcie trochę Rozporządzenie Rady WE 338/97, a dla wodniaków dodatkowo ustawę o IGO. Być może rozjaśni wam to temat legalności podopiecznych.
Jak widzę wpisy na forach :
„ mam greka pięć lat ale mi się gdzieś cites zapodział”
„nasz jest z nami 30 lat, wtedy nie trzeba było żadnych dokumentów”
„jak ma czip to nie potrzebuje dokumentu”
„a żółwie stepowe potrzebują dokumentów?”
i najlepszy jaki czytałam..”papiery to tylko po to by zapłacić podatek w urzędzie, nikt tego nie sprawdza...” to ludzie kochani, nie muszę już żadnego kabaretu oglądać ani memów na FB...
Ale tak na serio to płacz i zgrzytanie zębów...
I jeszcze, żeby rozwiać wątpliwości – idąc z żółwiem do weterynarza nie musimy okazywać ŻADNYCH dokumentów na stwora. Weterynarz może sprawdzić na waszą prośbę czy jest czip i jego numer ale nie macie obowiązku legitymować się legalnością pochodzenia. W kartę z wizyty i tak są wpisane wasze dane osobowe, ewentualne imię zwierzaka, gatunek i wiek jeśli jest możliwy do określenia. Weterynarz, to osoba, która ma w danym momencie zająć się zdrowiem żółwia, a nie donosem do odpowiednich służb, tym bardziej, że nie ma w tym żadnego interesu.
Ad normam iuris.