Gabinet Weterynaryjny "Muminek"

Gabinet Weterynaryjny "Muminek" Rok założenia 2006.
(2)

29/04/2024

W dniach 1- 4 maja NIECZYNNE

♥️
12/05/2023

♥️

11/05/2023

W czwartek 11 maja czynne w godzinach 15-18

😅
28/03/2023

😅

Odgrzewany kotlet.
W sumie teraz, kiedy ciągnę swą dietę, dałabym się zabić żywcem za odgrzewanego kotleta. Nawet niech by był skapcaniały. O fakturze i konsystencji podeszwy z glana. Żarłabym...
Nic z tego.
Jedyna pociecha w tych mrocznych dniach mojego żywota jest taka, że rano dopięłam na tyłku czarne Mustangi, których nie dopinałam już dobrą chwilę. A wczoraj wcisnęłam moje popiersie w białą bluzeczkę w rozmiarze 40. Czyli powoli idzie ku dobremu.
Zauważyłam po Państwa komentach, że wymieniając swoje ukochane zapachy, na śmierć zapomniałam o: zapachu podkładów kolejowych, woni gnijącego, jeziornego szlamu, chałup w skansenie, drewnianych kościółków, zapachu gorącego asfaltu, kiedy na niego popada chłodny, letni deszcz, zapachu wietrzonych piwnic, jaskiń, książek... Dodałabym jeszcze gofry.
Natomiast serdecznie wkurzają mię wszystkie mocno reklamowane odświeżacze powietrza, mające zabijać wyżej wspomniane wonie. Boli mię od nich głowa.
"Rynek Zoologiczny" zapłacił za fakturę. Dziękuję wszystkim Wam za propozycje pomocy, które od otrzymałam oraz za interwencje na fanstronie "Rynku". Fajnie jest czuć, że ma się obok siebie zajebistych ludzi :D
Miłego dnia.
www.facebook.com/Milozwierz przesyła baranki :3

😊😀
28/03/2023

😊😀

Cześć.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że w marcu, jak w garncu, ale takie gwałtowne zmiany pogody zawsze są dla mnie powalające. Jeszcze przed chwilą biegałam po Ślęży z aparatem fotograficznym, w odzieniu iście wiosennym, dziś siedzę w domu, a za oknem śnieg pada poziomo. A wicher dmie tak, dach mojej chatki trzeszczy i skrzypi rozpaczliwie. Kwiaty na gałązkach drzewek owocowych w ogrodzie sąsiada drżą niespokojnie, mieszając się z płatkami śniegu właściwie w jedno. A mnie już brakuje wiosny i tyle. I chciałabym ją już, chciałabym szybko. Na to wygląda, że przyjdzie mi chyba zaczekać cierpliwie jeszcze dobrą chwilę.
Cóż, na razie po prostu wybiorę się do pracy, brnąc w śnieżycy i walcząc z wiatrem. Wam też życzę owocnych zmagań z kaprysami aury.
A ja pozdrawiam Was cieplutko, moi Drodzy.
Trzymajcie się ciepło i trzymajcie się mocno.
PS. Jeśli podoba Wam się moje rysowanie i macie ochotę postawić mi (powiedzmy, że) kawkę, możecie tutaj: https://buycoffee.to/milozwierz
Dość regularnie rysuję też na Patronite:
https://patronite.pl/milozwierz
Dobrego dnia!

😀
13/09/2022

😀

Cześć.
I tak to właśnie było, z kwadransowej przechadzki porannej zrobiło się godzinne bieganie. Na szczęście ogród pod Chatką mamy ogrodzony i pojmałam żartownisia, a następnie odniosłam do domu na (nie)zasłużone śniadanie.
Miałam ostatnio, wiecie, kilka przemyśleń. Po pierwsze, że życie to komedia. Jak wiecie, najlepiej śpi się wtedy, kiedy trzeba wstawać. Szczególnie o siódmej rano, kiedy pod Chatkę ma podjechać umówiony kontener na odpady budowlane (proszę Panią, będę najpóźniej w pół do ósmej rano). No to wstajesz, wywlekasz swoje zwłoki spod ciepłej kołdry na zimny świat, brniesz przez mokrą, lodowatą trawę na poranne siku do Chatki, ubierasz się w chłodne, przesiąknięte wiatrem ubranie i czekasz, ziewając. Ponieważ sen otulił cię ramionami zaledwie cztery godziny wcześniej, bo była niezła imprezka, nie masz nawet siły nastawiać wody na herbatkę. Trwasz w cichej agonii na ogrodowej ławce, uprawiając półdziałającym mózgiem bierne medytacje. Kontener przyjeżdża o jedenastej, bo panu coś wypadło. Nie wiem, co panu wypadło, mam nadzieję, że znalazł, ale z mojego starannie zaplanowanego dnia została kupka przypominająca te kupki odpadów budowlanych, które zalegają mi na trawniku.
Plan wolnego dnia poszedł się... Poszedł daleko.
Po drugie zauważyłam, że przed przeznaczeniem się nie ucieknie, bez względu na to, jak szybko się biegnie. Jechałam sobie przed północą przez ślężański las, bo kończyłam robotę po 23:00, a jeszcze odwoziłam do domu, koleżankę z pracy. Odwoziłam aż do sąsiedniej wioski. I tak sobie jechałam przez gęsty, leśny ocean mroku. Był jak teatr, w którym główne role grały cienie, rzucane przez drzewa skąpane w księżycowym świetle. I nagle na ulicę wytoczyła się wielka, tłusta ropucha. Była jak dramatyczny aktor na pierwszym planie sceny, w blasku reflektorów. Szła, wlokąc się, noga za nogą. Zahamowałam, bo przez las w nocy zawsze jeżdżę nadzwyczajnie powoli, i postanowiłam poczekać aż ropucha przejdzie (było pusto i cicho, więc nie biegłam przenosić ropuchy na rękach, żeby jej, krówa, nie zdenerwować). Niestety, w tych lasach mnóstwo ropuch ginie na drodze. Tej się udało. Dotarła na pobocze. Sekundę później z nieba spłynęła ogromna sowa i porwała ropuchę w szpony. Dosłownie, w świetle reflektorów mojego samochodu, na moich oczach, uniosła dygoczącą biedaczkę w gęsty mrok, stając się tylko plamą falujących skrzydeł. Obydwie szybko zniknęły mi z oczu, a ja zostałam: sama za kierownicą, w teatrze cieni, oko w oko z całą prawdziwością dzikiej przyrody. Zresztą tu przyroda po prostu robi swoje, na przykład rano człowiek wychodzi z herbatką na poranną ogrodową przechadzkę i nagle obrywa w głowę dzięciołem, za którym pędzi wkrówiony krogulec. Albo inna oszalała z głodu pustułka. Obok wyzywają się kosy, rudziki obstawiają zakłady, czy dzięciołowi się uda, a na wszystkich bluzga Wiewiórka Kominowa, której krogulce widać niestraszne. Ani pustułki. Ani przemarsz wojska. Ani kosmiczna wojna atomowa, bo jest, krówa, Wiewiórką Kominową z Kominowej Mafii i basta. Świat klęczy przed nią zgięty w pokłonie i nie śmie podnosić wzroku. A za płotem stoi Bambi, przyglądając się wszystkiemu z uprzejmym zainteresowaniem. Bambi to koziołek sarny, którego Krzysiek nazwał Bambi, żeby było oryginalnie i nikt się nie domyślił, że to koziołek sarny. I tak sobie właśnie żyjemy w matni Matki Natury, w samym środku rzeki zdarzeń. Jest dobrze. Łazienka wreszcie działa, jeszcze tylko podsycha sufit pomalowany jakąś farbą jachtową, którą wyszperałam w garażu. To dobrze, mam dość mycia się w miednicy, chociaż opanowałam to już tak doskonale, że kiedy ostatnio pojechałam do Wrocławia i kąpałam się w wannie, czułam się jakoś tak, kurka, nieswojo. Tak samo, jak nieswojo czułam się mając kibel w tym samym domu, kilka kroków od łóżka. A kiedyś narzekałam, że to daleko, że mi się nie chce wstawać. Naprawdę, nie miałam powodów do narzekania. Ciężkie warunki są dla mnie jednak dobrym przyspieszaczem przemyśleń na temat wartości w życiu. Człowiek przestaje się zastanawiać nad pierdołami, przestaje się zamęczać natłokiem wszystkiego. Skupia się tylko na kilku rzeczach: żeby było mu ciepło. Żeby było ciepło. I żeby było ciepło. I żeby zjeść się coś dało. I się napić od czasu do czasu. I być szczęśliwym, bo jakoś w takich warunkach jest jakby łatwiej. Głowa jest spokojniejsza. I myśli czyste jakieś. I śpi się lżej w tej ciemności, wśród szmerów lasu.
A poza tym spoko. Wdrażam się do pracy, nie jest źle. Powoli staram się zbierać życie do kupy i ustalać w tym życiu nowy rytm i porządek. Jeszcze czasem się gubię, jeszcze plączę, ale w dalszym ciągu bawię się nieźle. Czego i Wam, moi Drodzy, życzę.
Trzymajcie się ciepło i trzymajcie się mocno!
PS.: I nie życzcie sobie usług trenerów personalnych w ogrodzie o szóstej w nocy ;)

❤
07/02/2022

Cześć!
Komu Czesia, komu, bo Cześ szuka domu!!!
https://www.facebook.com/pregowaneiskrzydlate/posts/292843356211317
Waszych kotów też trzeba słuchać wzrokiem? U mojego bez paczenia słuchanie nie przejdzie :D
A co u mnie? Pracuję i pracuję. Chcę wypełznąć z finansowego dołka jak najszybciej (bo jestem w cholerę pod kreską), więc biorę największą możliwą ilość godzin, średnio po 11 dziennie. Daję radę. Kompletuję zamówienia internetowe, więc nie wiem, kim jestem. Kompletmistrzem? Nie wiem, chyba coś w tym stylu ;)
Przez pierwsze dni tej nader ciekawej pracy trochę bolały mnie stopy, teraz już nic mnie nie boli, a do butów kupiłam wkładki amortyzujące.
Mam sporo ciekawych przygód, bo częściowo kompletuję owe zamówienia na magazynie, a w większości na hali dużego sklepu. To chyba najmniej stresująca praca, jaką w życiu wykonywałam, tylko naprawdę trzeba się nachodzić i namachać skanerem. Spoko, na szybkie wygrzebanie się z dołka: jak znalazł. No i, jeżeli się przyłożę, ucieknę od składek ZUS. To kolejna dobra wiadomość, bo to tak, jakbym zarobiła tysiaka więcej :D
Ekipę w pracy mam spoko, wszyscy są pomocni do tego stopnia, że nauczyłam się wszystkiego w jeden dzień. Zresztą: wielkiej filozofii tam nie ma. Tak więc: żyję, ogarniam i próbuję poukładać sobie plany dni od nowa. Mam nadzieję, że szybko się ogarnę i będę pisać dla Was więcej, bo na razie przez ten tydzień dałam radę ogarniać tylko posty na Patronite. No i swoje życie: jako tako. Wczoraj, w kulminacyjnym punkcie weekendu (kiedy o 21 wróciłam do domu z roboty) w akwarium mojego suma afrykańskiego, który został u mnie w domu jako spuścizna po sklepie zoologicznym, zepsuł się filtr. Noc spędziliśmy więc z Krzyśkiem na naprawianiu go (zamiast na relaksującej bibie w strugach zimnego piwa). Na szczęście się udało, inaczej sum cienko by śpiewał. A bardzo lubię tę rybę. Jest prastara i wielka, poza tym obiecałam jego poprzedniej właścicielce, że rybol ów będzie miał u mnie dożywotni wikt i nie wiem, jak to nazwać: otlenowanie? Bo u tamtej Pani dzielił akwarium z drugim, większym sumem i tamten sum potwornie tego mojego kaleczył. No to wzięłam biedaka do siebie, bo kiedy zobaczyłam przyniesione w plastikowym wiadrze biedne, półżywe, poszarpane do żywego mięsa ciałko, ścisnęło mnie w piersi z żalu. I sum został u mnie na stałe. No i wczoraj zepsuł mu się filtr. Fajny weekend, nie powiem.
A poza tym wszystko u nas dobrze.
Miłego wieczoru, moi Drodzy!
Trzymajcie się ciepło i trzymajcie się mocno :D
PS. Dziś byłam na chwilę w Górkach Suchych. Pizgało złem, niedźwiedzie polarne latały poziomo, śnieżyca mieszała się z deszczycą, zmokłam do gaci, ale i tak było fajnie. A we Wrocławiu siedem na plusie. A ja tam walczyłam o życie. I gdzie tu sprawiedliwość?!

25/01/2022

Przypominamy o obowiązku a w naszym powiecie zaleceniu szczepienia kotów przeciwko wściekliźnie (niewychodzących również)

31/12/2021

Cześć!
Szczęśliwego Nowego Roku Wam życzę. Radości i frajdy z życia. Normalności, ciepła, spokoju, poczucia humoru i żebyście mieli siłę na codzienny uśmiech. I zdrowia. I otwartego umysłu i serca, w sensie, nie że operacji na otwartym sercu, czy trepanacji czaszki, tylko wiecie: tego, żebyście mieli siłę zachwycić się światem. Nawet, gdyby bujało. Nie dajcie się wywalić z łajby.
A co u mnie?
Powiem Wam szczerze, że nie świętuję. Nie mam nastroju. Miałam jechać w Góry Suche, poszukać muflonów, ale odpuściłam. Jakoś przeczekam ten dzień, potem wypiję parę piw, gadając z Krzyśkiem o wszystkim i o niczym. Na koniec zwinę się pod kołdrą, stosując hojnie okłady z kotów. Boję się nadchodzącego roku. Bardzo się boję i nie chce mi się udawać radości. Nie chce mi się malować twarzy, wciskać sadła w kieckę, pół nocy opychać się przekąskami i smętnie kicać w rytm muzyki, a potem żłopać szampana, jęcząc w duchu, że wypadałoby się pobawić. Nie chce mi się piać do księżyca, że jest zajebiście, bo nie jest. Pierwszy raz od dawna czuję gorzką niechęć myśląc o przyszłości, bo nadchodzący rok może być psotny i bardzo niedobry. Wybaczcie, że mi się ulewa, że Wam smęcę, ale smęcę, bo być może ktoś, kto czuje podobnie, przestanie być w tym osamotniony. Jeśli ktokolwiek z Was tak się czuje, to spokojnie... ja też. Wspieram więc ciepłą myślą. Nienamacalnym uściskiem. I jestem.
Trzymajcie się ciepło. Trzymajcie się mocno, jak i ja się trzymam, i jak już pisałam, nie dajcie się wyrzucić z łajby. Nawet gdyby bujało ;)
PS. Bo nie napisałam sprawy ważnej: o komiks poprosiła mnie wczoraj drogą mailową Paulina, serdecznie pozdrawiam! I z całych sił trzymam kciuki za kicię Pauliny, żeby jakoś przetrwała to nocne zamieszanie!

30/12/2021

*** 31.12 - NIECZYNNE
Szczęśliwego Nowego Roku!
🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

🤷‍♀️🙂
24/11/2021

🤷‍♀️🙂

Cześć!
Zapraszam na jaśniepańskie stoisko z książeczkami i kalendarzami: https://www.rm.com.pl/search.php?text=jaśniepan
Kalendarze można też nabyć na Allegro:
https://allegro.pl/oferta/kotokalendarz-kota-jasniepana-ksiazkowy-11331443042
https://allegro.pl/oferta/kotokalendarz-kota-jasniepana-2022-scienny-11413119522
Pod koniec LISTOPADA 🍂🍁🍂🍁🍂🍁🍂🍁 pojawią się zamykające serię kalendarze biurkowe!
A swojego kota zawsze można spróbować przeprosić. Przeważnie wygląda to tak, jak na obrazku.
Dziś próbowałam ogarnąć pierwsze przygotowania do Świąt, czyli prezenty świąteczne. Zawsze się w owych gubię, dlatego w tym roku postanowiłam zacząć nieco wcześniej, niż zwykle. Znalazłam regał ze szklanymi kulami świątecznymi. Wiecie, takimi z wodą i figurką w środku, co jak się potrząśnie, to tak jakby wewnątrz padał śnieg. Chwilę bawiłam się tymi kulami, potrząsając i wpatrując się w małe wszechświaty wypełnione wirującymi śnieżycami. Zaraz za mną przybiegł starszy Pan, który też zaczął się bawić. A potem jeszcze dwie nastolatki. A potem zauważyłam, że mnóstwo osób podchodzi poruszać tymi kulami, żeby wewnątrz każdej padał śnieg. Chyba każdemu dobrze się kojarzą. Mnie też. Na regale ze świeczkami (bo niedługo rocznica śmierci Krzyśka taty), jakaś Pani z przejęciem mówiła, że świeczek w tym markecie nie wolno kupować, bo od takich właśnie to zajęła się Renia. Współczułam Reni z całego serca. Poszłam dalej, popychając koszyczek. Oglądałam lampiony. Obok jakaś pani przerzucała małe, plastikowe Szopki. Zapytała, która jest ładna. Powiedziałam, że żadna, że lepiej, żeby kupiła szklaną kulę, w której pada śnieg, bo te kula wszystkim się podobają i że kiedy będę wracała przez regał z tymi kulami to też pewnie jeszcze się nimi pobawię. Pani spojrzała na mnie dziwnie. Nie wiem, czy w efekcie kupiła kulę, ale ja chciałam dobrze. Za nic w świecie nie chciałabym dostać w prezencie małej, chińskiej Szopki, w której Jezusek wyglądał jak Gremlin obdarty ze skóry i zalany wrzątkiem. To za mocne nawet jak dla mnie, miłośniczki horrorów. A ja kupiłam przede wszystkim torby na prezenty, jakieś bileciki, drobiazgi świąteczne. Takie rzeczy, o które potem jest ciężko. Chciałam kupić Krzyśkowi czajnik, taki na kuchenkę, bo krzyśkowy ją zaczyna cieknąć. Wybrałam jeden, na regale przeceniony na 60 zeta. Dobrze, że potem sprawdziłam paragon, bo na paragonie, po cichutku, kosztował już 120 zeta. Z żalem oddałam go w punkcie obsługi klienta. Potem sprawdziłam w necie i takie czajniki oczywiście standardowo kosztują 60 zeta bez czarnopiątkowego kuszenia, które wcale nie okazało się kuszeniem. W całym tym szale zakupowym uważajcie więc na ceny.
A poza tym wszystko wporzo.
Miłego popołudnia, Kochani 🙂
Miłozwierz przesyła baranki :3
Nasz Patronite: https://patronite.pl/milozwierz - zbieramy na pożywki artystyczne, jak zwykle 😃 😃 😃

😂🥰
19/10/2021

😂🥰

Cześć!
Po pierwsze: gorąco zapraszam na jaśniepański kramik: https://www.rm.com.pl/search.php?text=jaśniepan
Po drugie: jak tu fajnie sobie kiedyś rozmawialiśmy (niejednokrotnie, z tego, co pamiętam), kot poprzez wyłudzanie pokarmu bardzo często zabiega po prostu o naszą uwagę, bo się nudzi. I dlatego później nie zjada tego, co wysępił. Bo głównie chodzi mu o rozrywkę, a nie żarcie. Mój kot ma tak z przysmakami. Prosi o nie dla zabawy. Żebym wstała z fotela i razem z nim podeszła do regału. Tam zawsze chwilę się bawimy. Potem wygrzebuję przysmak z szafki (ileż w tym zabawy), a Chucky często przysmakiem gardzi. Ale uwielbia buszować w szafce i w ogóle, ceni sobie cały ten przysmakowy obrządek, więc powtarza go wieczorem zawsze kilka razy. Lósia natomiast przy pierwszym obrządku zjada swój przysmak (chyba z przyzwoitości), a potem przestaje reagować. To poniżej jej godności, żeby z powodu jedzenia zniżać się do kontaktu z człowiekiem.
A u nas raczej dobrze. Powoli, ale do przodu. Wracamy ostrożnie do prac remontowych przy Chatce. Wyrzynarka Lisi Ogon sprawdza się wyśmienicie. Krzysiek mówił, że nigdy nie miał takiej fajnej pilarki, więc zakup się udał. Kiedy wracaliśmy do Wrocka, zapomniałam zabrać z Chatki worek z odpadami do kompostowania, więc dziś miałam co robić, bo myszowie rozwlekli wszystko po całej Chatce i, w nagrodę, jako dodatek, nasłali mi na ścierki zamknięte w podobno szczelnej szufladzie. Nie była widać dość szczelna, albo myszowie posiedli nowe zdolności i przenikają przez drewno. Ktoś napoczął też gąbeczkę do mycia naczyń, zadając kłam twierdzeniu, jakoby gąbeczki te były niejadalne. Tak naprawdę z tymi myszami to jest wieczny wyścig zbrojeń: one atakują, a ja się niemrawo bronię. Staram się przewidywać kolejne natarcia, ale na potężną mysią wyobraźnię ciągle jestem zbyt mała :D
Miłego wieczoru, drodzy Państwo :)
Miłozwierz przesyła baranki :3
Nasz Patronite: https://patronite.pl/milozwierz - zbieramy na pożywki artystyczne, jak zwykle 😃 😃 😃

🥰 muszę przyznać, że nieraz trzeba się porządnie nagimnastykować, żeby im dogodzić. Ale cóż... jesteśmy tylko obsługą
19/10/2021

🥰 muszę przyznać, że nieraz trzeba się porządnie nagimnastykować, żeby im dogodzić. Ale cóż... jesteśmy tylko obsługą

Cześć!
Po pierwsze: gorąco zapraszam na jaśniepański kramik: https://www.rm.com.pl/search.php?text=jaśniepan
Po drugie: ogromnie dziękuję wszystkim Wam, którym nie zdążyłam podziękować osobiście, za wyrazy ogromnego wsparcia po tym, co przeżyłam, próbując uratować rannego kotka. Mocno odczułam to zdarzenie, ale myślę, że powoli kończę odchorowywać i jestem gotowa do dalszego działania, gdyby, losie uchowaj, zaszła taka potrzeba.
Tak, mój kot zdecydowanie lubi, kiedy podane ma pod nogi. Zawsze tego żąda. To bowiem nieprawdopodobnie naganne i karygodne, żeby to kot podchodził do miski, a nie miska do kota.
A co u nas? W sobotę wieczorem Krzyśkowi wylazło zakażenie na udzie. Idealny moment, bo dziś miał mieć usuwane szwy. Niewielkie to zakażenie, póki co, ale Krzysiek bierze antybiotyk, więc przez najbliższy tydzień zwalniamy z pracą. Spoko, co się odwlecze, to nie uciecze i tym razem to ja podgonię z komiksową robotą i może wreszcie zacznę cokolwiek ogarniać. Bo na razie nie ogarniam zupełnie.
Jutro powinien przyjść awaryjny koci transporter, który zamówiłam i który ma w aucie pełnić rolę przenośnego ambulansu, gdybym trafiła na kolejną umierającą na drodze biedę. Nie chcę nigdy więcej żadnej istocie sprawiać cierpienia niesieniem w kurtce i ściskaniem w samochodzie. Już mam informację, że paczka jest w drodze.
Na jutro jestem umówiona z lekarką pierwszego kontaktu w sprawie profilaktycznych szczepień na wściekliznę i tężec. Chcę się dowiedzieć, czy mogę zrobić takie szczepienia na NFZ. Tego kotka niosłam przez kurtkę, był półprzytomny, ale gdyby trafił mi się bardziej rześki pacjent i przypadkiem mnie dziabnął, chcę być zabezpieczona. A prywatne szczepienia przeciwko wściekliźnie kosztują kupę forsy. Umówiłam się więc w mojej przychodni na rozmowę, co mogę dla siebie zrobić w kwestii własnego bezpieczeństwa. Zobaczymy, co z tego wyniknie, sama jestem ogromnie ciekawa.
Stała się bardzo fajna rzecz. Pisałam Wam, że w akcji ratunkowej straciłam moją ukochaną, starą kurtkę trekkingową? Weszłam na stronę producenta, tak z ciekawości i wiecie, co się okazało? Że zostało jeszcze dosłownie kilka ostatnich sztuk tego modelu. W idealnie moim rozmiarze. Przecenionych na stówkę z czterech stówek. Aż zapiałam z radości. W pewien sposób odzyskam więc moją kurtkę!
Na obiad robiłam dziś białą kaszę gryczaną z warzywami. Pół kubka kaszy ugotowałam w kubku wody, z dodatkiem odrobiny masła, soli i chili. Osobno, na patelni, też na odrobinie masła przesmażyłam cebulę, posiekanego ogórka kiszonego, pół papryki czerwonej, pół żółtej (bo taka kombinacja została mi po jakiejś sałatce) i kiedy trochę to wszystko zmiękło, zalałam przecierem pomidorowym i dość obficie popieprzyłam. Zaprawiłam odrobiną mąki ziemniaczanej, żeby zsosiało (nie był to przesadnie konieczny zabieg, ale taką miałam fantazję). Kiedy kasza ugotowała się w pulpę, wrzuciłam warzywa do kaszy i wymieszałam, przyprawiając natką pietruszki. Dodałam tez sporo suszonego czosnku. Na talerzu posypałam startym Grana Padano. Spoko to było, dlatego wrzucam opis, gdyby ktoś z Was nie miał pomysłu na obiad. Wyszło zaś tyle, że spokojnie starczy mi jeszcze na jutro!
A poza tym: powoli ale do przodu.
Zaczęłam wreszcie oglądać "Kasztanowego Ludzika", ale na razie nic więcej o nim nie napiszę, bo nie skończyłam nawet pierwszego odcinka.
Miłego popołudnia, drodzy Państwo!
Miłozwierz przesyła baranki :3
Nasz Patronite: https://patronite.pl/milozwierz - zbieramy na pożywki artystyczne, jak zwykle :D

🙂
28/09/2021

🙂

Cześć.
Przypominam o Kropeczce, która szuka domu: https://www.facebook.com/pregowaneiskrzydlate/posts/219650356863951
Oraz zapraszam na jaśniepański kramik: https://www.rm.com.pl/search.php?text=jaśniepan
Dziś komiks o tym, jak mój kot spędza czas i jednocześnie o tym, jak ja chciałabym spędzić chociaż jeden dzień. Czasem, kiedy otwieram oczy i uświadamiam sobie ile rzeczy powinnam zaraz zrobić, robi mi się tak jakby słabiej. Oczywiście, wstaję i robię, ale ponarzekać czasem można. W sumie czemu by nie? Chociaż wiem, że dużo osób ma jeszcze więcej do zrobienia, że mój natłok zajęć to amatorszczyzna, ale to tak sobie jojczę, żeby nie wyjść z wprawy.
A co u mnie? Bez sensacji. Wczoraj miałam dzień załatwiania spraw firmowych, a także pojechaliśmy po ostatnią porcję bloczków z gazobetonu. Znaczy, mam nadzieję, że ostatnią. Kiedy obliczaliśmy ile sztuk będzie potrzebnych do wzmocnienia tych ścian, wyszło nam, że około 36. W rzeczywistości okazało się, że potrzebujemy 394810548983475 bloczków i w sumie to szkoda, że nie zamówiliśmy całej palety z transportem. No ale teraz to już się nie opłaca, jesteśmy skazani na taszczenie bloczków skodą kombi, która zadziwiająco trzyma w tym wszystkim fason. Mam jednak nadzieję, że to już koniec niespodzianek i dziwnych odkryć i niezgłębionych tajemnic w naszej małej Chatce. Na przykład zanim Krzysiek zrobił porządną instalację w łazience, światło dawało się zaświecić odkręcając kran z przepływowym ogrzewaczem wody. Jeśli chciało się łagodne pulsowanie przyćmionego blasku, należało przesunąć wajchę na zimną wodę, jeśli pełne, jasne światło, należało odkręcić gorącą. Im woda była gorętsza, tym światło mocniejsze. Do końca nie odkręcałam, żeby przypadkiem wszystko nie wybuchło. Oczami wyobraźni widziałam moment, kiedy popycham wajchę do końca, a w tym momencie ziemia zmienia się w wielką kulę światłości, falę uderzeniową i rozprasza się w kosmosie. A potem znika i zostaje to, co Pan Kononowicz chciał, żeby zostało. Czyli nie za wiele.
A opowiadałam Wam o tym, jak to pierwszy raz w życiu widziałam na własne oczy sterowiec? Chyba pisałam o tym tylko w komentach na prywatnym koncie, ale Wam opowiem. No to jedziemy sobie z Krzysiem przez AOW (Autostradową Obwodnicę Wrocławia). Słoneczko, ciepło, wiaterek owiewa naszą skodę kombi. I nagle podnoszę wzrok, a tam na niebie wielki, biały placek. Pierwsza myśl, zupełnie obojętna: uf, cudownie, nareszcie przylecieli. Mówię to Krzyśkowi, pokazując placek z lekka drżącą dłonią. A Krzysiek mówi: Madziu, muszę Cię rozczarować, ale to tylko sterowiec. I rzeczywiście, to był sterowiec, podobno jeden z największych na świecie. NT Zeppelin. Wałęsał się nad Wrocławiem. Nie miałam czym go sfotografować, ale był ładny. Duży. Chociaż sterowce kojarzą mi się zupełnie fatalnie: ze spadaniem i płonącymi żywcem ludźmi, lecącymi na ziemię jak kawałki palącego się papieru. To takie pierwsze obrazy, kiedy myślę o zeppelinach. Widocznie mam jakąś fobię z dzieciństwa. Tak, zdecydowanie, lękam się sterowców.
A z innej beczki: wiecie, co jest dobrym dodatkiem do dań wszelakich? Smażona kapusta. Trzeba bestię drobno poszatkować, a potem wrzucić na gorącą oliwę, dodać małą puszkę przecieru pomidorowego, sól, pieprz, wiadomo: trochę chili, a po drodze podlać wszystko jasnym sosem sojowym. I smażyć do miękkości. Dobre to jest. Jadłam z kopytkami, bo zostało mi w domu trochę kopytek i trochę kapusty i było to w dechę.
Serial „Nocna Msza” jest świetny. Znaczy, zakończenie trochę przygniotło mnie filozoficznie, ale poza tym: to serial bardzo w moim stylu. I bardzo skłaniający do refleksji. Bardzo dobry jest też południowokoreański „Squid Game”. Kurczę, trafiłam na dwa seriale, jeden po drugim, które naprawdę mi się podobały, chociaż były zupełnie inne. I ostatnia rzecz: film „Lighthouse”. Spróbuję jeszcze raz, ale nie potrafię dostrzec w tym obrazie arcydzieła. Nie wiem, może gust mi się spłycił, może zgłupiałam od nadmiaru filmowych doznań, może przestałam dostrzegać w obrazach subtelne niuanse geniuszu, ale ten film po prostu mnie znudził. Tak, obejrzę go raz jeszcze, oczywiście, dam mu jeszcze nie jedną, ale dwie, trzy szanse, spróbuję znaleźć w nim to, czego nie znalazłam wcześniej, ale powiem szczerze, że bez entuzjazmu. A czytałam tyle zachwyconych recenzji, że nie wiem, aż czuję, jakby to ze mną było coś nie tak. Ale ostatnimi czasy czuję się tak prawie cały czas, więc może to naturalna kolej rzeczy.
A poza tym to jakoś leci.
Miłego wieczoru, Kochani.
Miłozwierz przesyła baranki :3
Nasz Patronite: https://patronite.pl/milozwierz - zbieramy na pożywki artystyczne, jak zwykle 😃 😃 😃

No jak ich nie kochać?🥰❤
19/07/2021

No jak ich nie kochać?🥰❤

Cześć.
Jakiś czas temu pisaliście mi o pewnych obserwacjach na temat kociego żebractwa o kolejny posiłek pięć minut po poprzednim posiłku. Że nie jest ono spowodowane szarpiącym kocie trzewia głodem, a jedynie próbą zwrócenia na siebie uwagi. Na to wygląda, że obserwacja ta, poczyniona przez wspomnianą panią doktor weterynarii, jest nader trafna. Mój kot może nie tyle: prosi o jedzenie, co celowo robi rzeczy, o których wie, że siermiężnie mnie wkurzą. Coś w tym jest: na takie działanie reaguję zawsze. Nikt nie jest tak pięknie reaktywny, jak człowiek zirytowany, więc Jaśniepan, klnąc i zrzędząc, biega mi po laptopie, podgryza kable, ociera się polikami o wtyki USB, zrzuca moje cienkopisy, gryzie róg kartek na których rysuję komiksy. Nie dlatego, że jest złośliwy, a dlatego, że mnie kocha i w danym momencie potrzebuje mojej uwagi. Dość niecodzienna logika, ale bardzo kocia. Kiedy żądaną ilość uwagi zaabsorbuje, daje mi spokój i wraca do swoich zajęć. Chociaż dziś mieliśmy spinę: wpakował mi się na lapka, akurat w momencie kiedy płaciłam podatki. W sensie: klikałam przelew. Ufam, że nie wysłałam swojej forsy gdzieś na Wyspy Owcze, czy inne Baleary.
W każdym razie nie wkurzajcie się na swoje koty, kiedy psocą. To wszystko z miłości i tęsknoty!
Miałam ostatnio ciekawą przygodę: poczułam kłucie w plecy. Było coraz bardziej dotkliwe, a na koszulce: nic. Kręciłam się i wierciłam, nie mogąc znaleźć przyczyny, w końcu przesuwam dłonią po skórze, a tam: wąs. Normalnie: koci wąs. Wibrys. W moich plecach. Wiecie, jakie wibrysy są nieprawdopodobnie twarde na końcach? I jakie ostre? Jak igły. I był się we mnie wbił ten wibrys (bo mam nadzieję, że nie wyrósł, nie chciałabym porosnąć wąsami, szczególnie na plecach ;) ).
Wczoraj próbowałam się lenić. Zrobić sobie jeden dzień luzu. Taki minimalistyczny urlop. Spędziłam go na ogólnym wściekaniu się, że nic nie robię. Nie wiem, czy to już pracoholizm, czy coś tuż obok, ale bardziej zmęczyło mnie to wypoczywanie, niż przeważnie męczy mnie praca. A może po prostu nie lubię zmieniać stanu skupienia. Nie wiem.
Dziś od rana: dostawy, zamówienia, znów truchcik od sprawy do sprawy. I fajnie.
Remont kontenera żółwi się jak zwykle (chociaż o żółwiach słyszałam, że tak naprawdę wcale się nie żółwią i potrafią pokazać, że w kwestii prędkości wcale nie są wcale takimi żółwiami, na jakie wyglądają). Tak to jest, kiedy sobie człowiek założy, że zrobi coś w dwa tygodnie, a po ośmiu budzi się na podłodze, z lekka zamroczony, z ręką w nocniku. Powoli tracę nadzieję na powodzenie tej samobójczej misji, a jeszcze tego lata chcieliśmy skończyć remontowanie Chatki. Chyba lotem ślizgowym przesunie się to na kolejne lato, ale zobaczymy.
Wiecie, że dzięcioły lubią czereśnie? Wpadają do nas pod chatkę, na stare drzewo na czubku którego zostało jeszcze trochę przejrzałych owoców. Bujają się na, nomen omen, gałęziach i skubią te prawie czarne czereśnie. Czasem porywają pojedyncze owoce i zabierają gdzieś w ustronne miejsce, żeby zjeść w ciszy i spokoju. Ciekawe, myślałam, że dzięcioły nie gustują w słodkościach, a tu: proszę! Przy ogrodzeniu Chatki ostatnio pobiły się dziki. Było już ciemno, mieliśmy wyjeżdżać, a tu pod płotem wrzask i awantura, jak z kolejki po promocje w biedrze. Nie wiem, o co poszło, ale po kłótni stadko się rozeszło, pochrumkując na siebie gniewnie. Pakowaliśmy się trochę z duszami na ramieniu, bo o ile dzików się nie boję, o tyle dzików wkurzonych to już jednak trochę.
A poza tym to wszystko wporzo 😃
Miłego popołudnia, Kochani.
Miłozwierz przesyła baranki :3
Nasz Patronite: https://patronite.pl/milozwierz - zbieramy na piwo i na tuńczyka, jak zwykle 😃 😃 😃

To suczka z Piastowa, do niedawna  wspolna czyli niczyja; może ktoś zechce wspomóc obecnych opiekunów. Każdy od siebie c...
28/12/2020

To suczka z Piastowa, do niedawna wspolna czyli niczyja; może ktoś zechce wspomóc obecnych opiekunów. Każdy od siebie cos daje, my również-dzieki temu udalo sie Sonię zdiagnozować wykonując najpilniejsze badania. Niestety miesieczne koszty zakupu leków nie są małe zwłaszcza gdy posiada sie kilka psów ❤

Sonia jest 15-letnią suczką, która całe życie mieszkała w budzie. Była psem wspólnym mieszkańców kamienicy, ale tak naprawdę niczyim. Rok temu kupiłam jej nową budę, bo stara nie nadawała się do używania, codziennie chodziłam karmić, bo dostawała tylko ryż. W niedzielę 6 grudni...

26/11/2020
Diana szuka domu ❤Cześć. Mam na imię Diana. Jestem  młodą suczką ( 2 lata ) i szukam dobrego domu na całe życie. Jestem ...
12/10/2020

Diana szuka domu ❤
Cześć. Mam na imię Diana. Jestem młodą suczką ( 2 lata ) i szukam dobrego domu na całe życie. Jestem psem zakładowym... czyli tak naprawdę niczyim. Pracownik zakładu w Piastowie przyniósł mnie jako mała kulkę do pracy, gdzie wszyscy mnie uwielbiali, nosili na rękach i poświęcali dużo uwagi. Ten człowiek odszedł, a mnie zostawił. Teraz jestem duża ( okolo 40 kg ), silna, smutna i bardzo samotna. Gdy urosłam, zbudowano dla mnie kojec, wstawiono budę i tam zamknięta spędzam całe dnie. Wokół mnie są pracownicy, którzy ciągle gdzieś pędzą, nikt nie ma dla mnie czasu. Jeden z nich tylko w odruchu serca wyjdzie ze mną na krótki spacer. Pracownicy dają mi jeść, czasem chwilę pogadają przez siatkę i tyle... Tęsknię za tym, aby mieć swojego, kochającego właściciela, który będzie o mnie dbał, karmił, bawił się, chodził na spacery, którego będę kochać całym psim sercem. Siedząc całymi dniami w boksie jestem bardzo sfrustrowana brakiem ruchu, brakiem kontaktu z człowiekiem, brakiem zapachów, przez które powinnam poznawać świat. Jeśli trzeba, mogę mieszkać w budzi która będzie dla mnie bezpiecznym schronieniem przed zimnem, wiatrem i deszczem. Tak bardzo potrzebuję swobody, przestrzeni do biegania i nauki przez zabawę. Jestem łagodna dla ludzi, do każdego mam zaufanie i czekam na człowieka, który uczyni mnie szczęsliwą.
**** Kontakt do cudownej, zaangażowanej w poszukiwania najlepszego domu dla Diany - Agnieszki: 501 194 428.
❤ Prosimy o udostępnianie ! Pomóżmy znaleźć Dianie dom przed zimą

Adres

Ulica Helenowska 26
Pruszków
05-800

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 12:00 - 18:00
Wtorek 12:00 - 18:00
Środa 12:00 - 18:00
Czwartek 12:00 - 18:00
Piątek 17:30 - 18:00
Sobota 10:00 - 13:00

Telefon

+48888085546

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Gabinet Weterynaryjny "Muminek" umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Kategoria

Najbliższe sklepy/usługi zoologiczne