23/05/2023
Opowiem Wam moją historię. To też historia wielu suczek z fabryk szczeniąt. Jestem "dziewczyną pracującą" - jest to robota 24h/dobę, dzień w dzień, rok w rok. Nigdy nie słyszałam o prawie pracy, opiece medycznej, miłości. Czasem dostaje trochę wody, innym razem coś do jedzenia. Szefostwo mówi, że moja praca jest bardzo potrzebna bo produkuje taniutkie szczeniaki z dowozem do domu lub na najbliższy parking.
Jak przez mgłę pamiętam, że kiedyś nosiłam inne imię. Miałam też wtedy miękkie legowisko, jedzenie, głaskanie i spacery. Nagle się to wszystko skończyło. Pamiętam słowo "alergia", a może to było "brak czasu" czy "nowa praca"? Przyjechał wtedy po mnie jakiś pan i mnie zabrał. Wsadzili mnie do stodoły razem wieloma innymi suczkami i psami. Powiedziały mi, że od dziś jestem "dziewczyną pracującą" - nie wiedziałam co to znaczy. Domyśliłam się jednak, że praca musi być strasznie ciężka bo wszystkie były chude i smutne.
Początki nie były złe. Dostawałam czasem coś do jedzenia i picia. Było mi tylko zawsze zimno bo ogolili mnie na zero, nie miałam już swoich włosów. Było mi też przykro bo nikt mnie nie głaskał. Pewnego dnia przyprowadzili samca i powiedzieli potem "udało się, jest w ciąży". Stało się coś niesamowitego - urodziłam dzieci. Byłam strasznie dumna, opiekowałam się nimi tak jak najlepiej potrafiłam. W ciemnej, zimnej stodole dałam im całe swoje serce i miłość.
Któregoś dnia przyszedł jakiś Pan bo chciał zobaczyć moje szczenięta. Naturalnie pozwoliłam - była taka dumna. Usłyszałam tylko "mają 6 tygodni? super, to zabieram" i nagle wszystkie dzieci zniknęły. Leżałam i płakałam na głos nad moją stratą, nie mogłam zrozumieć co się stało. Przyszedł tylko jakiś pan w wielkich butach i mocno mnie kopnął. Z bólu zapomniałam dlaczego byłam smutna.
Za kilka miesięcy znowu zaszłam w ciążę - 8 szczeniaczków. Znów byłam szczęśliwa i miałam dla kogo żyć. Postanowiłam, że tym razem nikomu nie oddam moich dzieci. Będę je bronić. Dziewczyny mówiły, że to nie jest dobry pomysł, że one też próbowały. Niestety miałam mało pokarmu i moje dzieci piszczały z głodu. Jeden szczeniaczek nie przeżył. Do dziś nie mogę się z tym pogodzić. Któregoś dnia zobaczyłam pana - zaczęłam warczeć, pokazywałam zęby. To była sekunda jak z całej siły uderzył mnie kijem. Zanim oprzytomniałam moich dzieci już nie było 🙁 Ta historia miała miejsce już 6 razy. Teraz staram się nie płakać kiedy za nimi tęsknię, nie warczę już na tego pana, nie chce żeby znów mnie bił. Mam nadzieję, że moje dzieci są w miejscu gdzie jest ciepło, gdzie mają co jeść i pić.
Ostatnio zniknęły gdzieś moje 2 koleżanki - przyszedł pan i powiedział, że klatki 59 i 60 trzeba "opróżnić". Widziałam tylko, że przyszedł jakiś pan ze strzykawką. Na szczęście nie piszczały, więc nic je nie bolało. Ciekawe gdzie są... Doszły za to dwie nowe dziewczyny. Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić mojego cierpienia gdy zorientowałam się, że to moje córeczki. Widziałam jak pan je kopie, słyszałam ich płacz i nie mogłam im pomóc!!! Dniami i nocami szczekałam, że mają je wypuścić, zdarłam sobie pazury bo próbowałam je uwolnić. Nie udało mi się... Jestem taka słaba, tak rzadko dostaję jeść i pić. Ostatnio usłyszałam, że "s**a 61 musi dostać w łeb". Nie wiem co to znaczy, ale cieszę się, że coś dostanę...
Tą historię opowiadam w imieniu wszystkich "dziewczyn pracujących", które już nie mogą o tym opowiedzieć. Na szczęście już nie cierpią, biegają za tęczowym mostem. Gdy czytacie tą historię to zapewne ja również.
NIE KUPUJ OD PSEUDOHODOWCÓW!
--------------------
Prosimy 🙏 🙏🙏 dołącz do akcji "NIE KRZYWDŹ". Zamów symboliczną naklejkę ⬇️
http://printedanimal.pl/produkt/nie-krzywdz/
NIEWIELKI KOSZT A DOBRO ZAWSZE WRACA❗