13/04/2024
Pilnujcie swoich psów 😢
Zrobiłem diagram. Pewnie trzeba go powiększyć, bo wyszło sporo okienek, ale to i tak wersja uproszczona. Pokazuje on jakimi ścieżkami toczą się postępowania w przedmiocie "odbieranych" ludziom zwierząt. Może narysowanie tego, zamiast kolejnego opisu, da komuś do myślenia.
Nuda straszna, wiem. Nikogo nie obchodzą przepisy. Ale skoro średnio 2-3 razy w tygodniu muszę to ludziom tłumaczyć, bo jakieś panie przyszły do ich krewnego i kazały oddać Pusię lub Burka, to poniższe powinno trochę rozjaśnić sytuację.
Poza tym żadna "głosem adwokatki", czy inna "prowadzę szkolenia dla aktywistów", nie przyzna, że to jest błędne koło w którym łatwiej skazać niewinną osobę, niż doprowadzić do odzyskania niesłusznie "odebranego" komuś zwierzęcia. Na pohybel.
---
Po fizycznym zabraniu komuś psa, organizacja która go zabiera, ma obowiązek zgłosić sprawę do Urzędu Gminy/Miasta aby ten przeprowadził postępowanie administracyjne. Powinna też zgłosić sprawę Policji/Prokuraturze, która oceni czy doszło do znęcania nad zwierzęciem.
Od tego momentu całość dzieje się dwutorowo.
Sprawę wyjaśnia Urząd, ale czego by nie zdecydował, to zwierzę nie jest zwracane właścicielowi. Od decyzji Urzędu, jaka by nie była, można odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Ale jego decyzja również nie powoduje, że pies (czy tam kot) wraca do swojego domu. Dalej jeszcze jest Wojewódzki Sąd Administracyjny, ale i jego decyzja niczego nie zmienia.
W hipotetycznej sytuacji, że zwierzę odebrano osobie, której nie można zarzucić absolutnie nic, choćby cała ścieżka administracyjna świadczyła na korzyść właściciela psa, to żadna z tych decyzji nie wymusza na organizacji "odbierającej" zwierzę jego zwrotu. Ale i tak właściciel zwierzęcia musi brać w niej udział, bo kiedy decyzje zapadną na jego niekorzyść może zostać obciążony "kosztami tymczasowego utrzymania zwierzęcia".
Równolegle sprawę bada Policja i Prokuratura. Tyle, że bada ją pod kątem znęcania nad zwierzętami. czyli przede wszystkim wysłuchuje wskazanych przez Organizację świadków, analizuje otrzymane od Organizacji dowody, w porywach powołuje biegłego sądowego, który oceni dokumenty przesłane przez Organizację.
W hipotetycznej sytuacji, gdy zwierzę odebrano osobie, której nie można zarzucić absolutnie nic, a co za tym idzie nie będzie można postawić jej zarzutów, właściciel zwierzęcia nie zostanie nawet poinformowany. że sprawę umorzono.
Paradoksalnie lepiej (technicznie lepiej, bo to nic dobrego) jest otrzymać status "podejrzanego", bo wtedy jest się stroną w postępowaniu, ma się wgląd w akta, można reagować poprzez składanie swoich wniosków.
Po ewentualnym oczyszczeniu się z zarzutów właściciel zwierzęcia może zawiadomić o przywłaszczeniu jego zwierząt. Bo nie o kradzieży. Kradzież byłaby nielegalnym wejściem w posiadanie czegoś, a tutaj całość dzieje się w oparciu o przepisy Ustawy o ochronie zwierząt.
Wtedy ma szansę 1:100 (albo i mniej), że osoba, która mu zwierzę "odebrała" zostanie skazana za przywłaszczenie. Tylko to jest bardzo trudne w kraju, gdzie kradzież zwierząt jest praktycznie legalna. Ciężko będzie mu udowodnić, że ktoś działał w złej wierze, albo że powiększył swój prywatny majątek poprzez zabranie Pusi albo Burka.
Niemniej, nawet po wyroku skazującym dla aktywisty, właściciel wciąż nie odzyskuje swojego zwierzęcia. Bo minęło już tyle czasu, że pies, czy kot, przyzwyczaił się do nowego miejsca i byłoby krzywdzącym dla niego znów zmieniać mu otoczenie. Opcjonalnie mógł zdechnąć w jakimś "przytulisku", uciec wolontariuszce podczas spaceru, wypaść z transportu lub zwyczajnie rozmyć się w powietrzu.
Pułapek i niuansów jest oczywiście więcej, ale celowo je pomijam, żeby nie wyszła z tego epopeja.
---
Na osobny rozdział zasługują z kolei bzdury, które będąc aktywistą można wrzucić do kotła postępowań karnych i administracyjnych. Można, całkowicie bezkarnie, wykreować największą głupotę, a w/w będą musieli ją analizować. I na ten przykład:
W Skoczowie aktywistki zmyśliły, że dziadek poił psa alkoholem. Skąd wzięły taki pomysł- zapyta ktoś dociekliwy. Ano wyjęły go ze swych aktywistycznych odwłoków. Na jednym ze zdjęć, które właściciel przedstawił na dowód przebywania psa w domu, a nie w kojcu, stała butelka z piwem. Aktywistki przeprowadziły "eksperyment", w wyniku którego pies odsuwał się od kufla z piwem. Połączyły kropki i wyszedł im pies pojony alkoholem. Logiczne? Nawet bardzo. Za moment minie pół roku postępowań karno-administracyjnych w tej sprawie.
W Warszawie aktywiści zabrali facetowi młodego psa w typie charta. Tego małego charta takiego. Bo ponoć był za chudy. Abstrahując od tego, że młode psy potrafią być chude, a takie charto-podobne to już całkiem, facet był z tym psem u weterynarza 3 dni przed jego "odebraniem"- nie stwierdzono niczego niepokojącego. Posiada też zdjęcia z dnia jego "odebrania", bo akurat pojechali na spacer nad jakąś rzekę. Za moment minie 8 miesięcy różnych postępowań na temat tego psa. Są trochę wstrzymane, bo główny aktywista "odbierający" psa przebywa w więzieniu.
No i w Pile toczy się sprawa sądowa o znęcanie nad psem, którego leczenia miała zaniechać właścicielka. Bo suczka rasy Papillon była chora na Zespół Cushinga. Problem w tym, że po "odebraniu" psa został on przez aktywistów przewieziony do renomowanej kliniki weterynaryjnej w Poznaniu. I tam żadnego Cushinga nie wykryto. Dokumentację psa badało dwóch biegłych sądowych lekarzy weterynarii- też niczego nie zauważyli. No ale... właścicielka psa powinna wiedzieć lepiej. A skoro nie wiedziała, to zaniechanie leczenia, czyli znęcanie. Sprawa toczy się już, niech sprawdzę, 5 lat.
I jeszcze kilka bym wymienił, ale do brzegu.
Papier wszystko przyjmie. W te postępowania są wrzucane największe bzdury, byle tylko całość wydłużyć. Bo po roku czy dwóch część ludzi nawet nie upomni się o swojego psa, a nawet jeśli to zrobi, to żaden prokurator nie wyda nakazu przeszukania celem odzyskiwania go, żaden sąd nie zgodzi się na kolejną zmianę miejsca pobytu psa, i tak dalej.
Koniec końców zwierzę raz "odebrane", praktycznie nigdy nie wraca do swojego domu, choć oczywiście zdarzają się wyjątki od reguły (patrz. komentarz).
---
Diagram zostawiam bez praw autorskich. Może przyda się w sytuacji "mój mecenas już się tym zajmuje, jutro odzyska psa". Gdyby ktoś chciał dorzucić się do opisywania tych tematów niekoniecznie z punktu widzenia domorosłych "inspektorów ds. zwierząt", to można o tutaj:
https://buycoffee.to/czarnalistapro
A w następnym odcinku zrobimy sobie monitoring najfajniejszych aktywistów z Dolnego Śląska. Tych co to "tysiące interwencji" każdego roku przeprowadzają. Można zgadywać ile ich faktycznie było w ostatnich 5 latach, nie będę spoilerował...