02/01/2025
Wychodzenie z trybu przetrwania to czasem robienie całkowicie nic (niczego?).
Przed świętami zniknęłam z netu całkowicie. Jednym w powodów były małe wielkie katastrofy, które wydarzyły się w ciągu ostatnich 3 tygodni i o których przeczytacie w newsletterze. Prawdziwy powód jest jednak inny.
Dotarłam do ściany, do muru i… sobie pod nim siedzę. Nie zamierzam go przebijać, przeskakiwać, obchodzić, czy w jakikolwiek inny sposób się z nim „rozprawić”. Siedzę i wychodzę z trybu przetrwania.
Jak wiecie znaczna część zeszłego, 2024 roku była u mnie pod znakiem choroby nowotworowej Amidali, diagnozowania, mojego cichego cierpienia, szukania rozwiązań, opieki paliatywnej i w tym wszystkim wciąż byłam w trybie przetrwania. Bo musiałam pracować, zajmować się pozostałymi zwierzętami, moim domem, mną samą, musiałam robić wszystko by nie zwariować i nie poddać się. A do tego bardzo chciałam realizować moje wielkie marzenia i plany zawodowe, które nadal mam. Nie dałam rady.
Dlaczego? Bo tak naprawdę w trybie przetrwania jestem od 2015 roku (a być może nawet dłużej), 10 lat, od śmierci mojej mamy… Mam za sobą olbrzymie sukcesy takie jak 4 lata terapii i wychodzenie z ciężkiej depresji, odkrywanie siebie na nowo jako osoby wysoko wrażliwej, rezygnowanie i wychodzenie z traumatycznych relacji, przeżywanie niejednej żałoby, podjęcie walki o swoje zdrowie fizyczne, poznanie wspaniałych klientów, poprawę życia niejednemu strachliwemu psu. I pod sam koniec, gdy naprawdę wszystko się waliło i nic nie szło tak, jak sobie to zaplanowałam, gdy zrobiłam krok wstecz pytając samą siebie „ok, co tu się wydarza, bo to ma jakiś cel, zawsze ma, tylko jaki?” dostrzegłam, że wciąż walczę, by przeżyć…
Jestem wdzięczna za to, czego zupełnie nie psiarsko nauczył mnie miniony rok i mam nadzieję, że wybaczycie mi tę ciszę, która być może jeszcze chwilę potrwa, zmianę planów, które mogą chwilę poczekać, wzięcie dłużej oddechu, bo… siedzę pod murem i wychodzę z trybu przetrwania. 🩷💜💙
P.S. W komentarzu info dla klientów. 😉