Szpital Koni Służewiec

Szpital Koni Służewiec Prosimy o kontakt przez whatsapp lub mail Całodobowa pomoc w nagłych przypadkach tel. +48 607 29 11 84
(54)

Szpital Koni Służewiec prowadzi działalność na terenie Toru Wyścigowego od 1953 roku, obecnie jako spółka cywilna kierowana przez lekarzy weterynarii Adama Jana Wąsowskiego i Jana Samsela.

Szanowni Państwo,  dla koni widzenie to podstawowy zmysł postrzegania świata. Oko to delikatny, złożony narząd, a na dok...
19/11/2024

Szanowni Państwo,
dla koni widzenie to podstawowy zmysł postrzegania świata. Oko to delikatny, złożony narząd, a na dokładkę każde uszkodzenie wymaga natychmiastowej, skutecznej terapii. Choroby i urazy oczu łatwo przeczekać a wtedy może dojść nawet do utraty wzroku albo konieczności usunięcia gałki ocznej.
Najczęściej w naszej praktyce mamy do czynienia z ranami rogówki. Jest to naruszenie struktury najbardziej zewnętrznej warstwy oka, odpowiedzialnej za ochronę tęczówki i źrenicy oraz za załamywanie i skupianie promieni światła w układzie optycznym. Nieleczony uraz rogówki może prowadzić do mniej lub bardziej rozległego owrzodzenia (ubytków, penetrujących do głębszych struktur), a nawet do powstania rozmiękającego, zakażonego lub zanieczyszczonego mykologicznie wrzodu i do perforacji oka. O ile rogówka ma duże zdolności regeneracji, to w niekorzystnym scenariuszu wyjściem jest najczęściej enukleacja.
Powstanie urazu i przebieg leczenia dobrze ilustruje przypadek niedawnego pacjenta Szpitala. To 2-letni ogier, przebywający na padoku jeszcze w naczółku z frędzlami przeciw owadom. Jego koński towarzysz w głupiej zabawie zsunął mu naczółek dokładnie na obydwoje oczu. W wyniku ucisku na gałki oczne, i tarcie bezpośrednio na rogówkę, doszło do powstania licznych, mniej lub bardziej rozległych owrzodzeń rogówki. Ten rosły ogierek jest z natury żywiołowy, pewny siebie, a dodatkowo przy pourazowym stresie i bólu był zupełnie nie do obsługi w przydomowej stajni. Zwłaszcza, że leczenie polegało na podawaniu kropli, maści i osocza nawet co 2 godziny. U nas też kopał przodami, uciekał, straszył zadem - ale jakoś założyliśmy mu katetery podspojówkowe na oboje oczu. Początkowo pacjent był bardzo niewspółpracujący i po prostu niebezpieczny, ale po dobie leczenia, zmniejszeniu bólu i postępach terapii był już prawie bezproblemowy w obsłudze.
Oczy uratowane, konik jest dalej pełen temperamentu - ale już w swoim domu.
Jedno- lub obuoczna utrata wzroku jest problemem dla konia, ale bywa znakomicie kompensowana przez inne zmysły oraz znajomość terenu, planu dnia i końskich współtowarzyszy. Jeśli koń żyje bez bólu, albo z długimi okresami remisji to sytuacja taka może trwać przez lata. Jednak przy stale obecnym bólu, albo krótkich okresach remisji i braku dalszych możliwości leczenia enukleacja wydaje się być jedynym racjonalnym i etycznym wyjściem.
Tym bardziej, że dla koni w takiej sytuacji enukleacja problemem już nie jest. Dla konia jest to po prostu (i aż) koniec bólu, niepokoju, stresu, mogących także prowadzić do zaburzeń somatycznych (kolki, spadek masy ciała) i behawioralnych (apatia albo agresja). Z punktu widzenia człowieka jest inaczej: stykamy się z koniem oszpeconym, czasem budzącym (atawistyczny?) lęk przed przemocą, okaleczeniem. Patrząc na konia po usunięciu gałki ocznej ciągle konfrontujemy z nieszczęściem. Jednak to jest tylko nasza, ludzka - chciałoby się powiedzieć: optyka. Dla konia zabieg enukleacji to koniec cierpienia, znoszenia nieprzyjemnej ale daremnej terapii. Paradoksalnie enukleacja pozwala koniowi odżyć, wrócić do pełni sił i aktywności przy wykorzystaniu biologicznych mechanizmów adaptacyjnych i przy wsparciu troskliwego opiekuna.
Żeby tego wszystkiego uniknąć przy urazie/chorobie oczu trzeba działać szybko, zanim dojdzie do nieodwracalnych i nieuleczalnych spustoszeń. Oko nie wybacza.
Wydaje się jednak, że jesteśmy ciągle spóźnieni, “w tyle”, “za” końmi: my nie wymyślimy, co one wymyślą we wspólnej zabawie i jak dramatyczne mogą być tego następstwa

22/10/2024

Szanowni Państwo,
ocaliliśmy konia zainfekowanego wirusem Zachodniego Nilu. Pacjent jest już w domu.
Przyjechał do nas z objawami neurologicznymi - nasiloną ataksją kończyn tylnych, problemami ze wstawaniem. Wykluczyliśmy urazy mechaniczne, pobraliśmy krew i płyn mózgowo-rdzeniowy do badań. Od razu po przyjęciu wdrożyliśmy leki przeciwwirusowe, przeciwzapalne oraz płynoterapię, przy której koń nie mógł ustać a w końcu bezsilnie osunął się na ziemię i w żaden sposób nie mógł sam się podnieść. Pomogła mu asekuracja systemem lin. W ciągu pierwszych dwóch dni dał radę tak funkcjonować, ale trzeciego dnia już musieliśmy założyć mu “sling” - podwieszenie w systemie dźwigowym. Poza problemami ze wstawaniem koń był całkowicie samodzielny - jadł, pił, przemieszczał się po boksie, a nawet próbował nas podgryzać przy zabiegach. Czwartego dnia doszło jednak do załamania - nawet przy zastosowaniu systemu podwieszającego, mocnej pracy dźwigu i pomocy 4 osób ledwo udało nam się konia podnieść.
Z czasem zaczęły przychodzić laboratoryjne wyniki badań: Herpesvirus ujemny z krwi (ale to nie jest rozstrzygający wynik) i badanie serologiczne w kierunku wirusa Zachodniego Nilu - to badanie było dodatnie i rozstrzygające, albowiem zleciliśmy oznaczenie przeciwciał tylko wczesnej fazy wiremii. Po raz pierwszy mieliśmy na pokładzie konia z potwierdzoną infekcją wirusem Zachodniego Nilu.
I co teraz? - tego nie umieliśmy przewidzieć. Ze spokojem kontynuowaliśmy leczenie, zwłaszcza, że na wszelki wypadek nazajutrz po przyjeździe zaszczepiliśmy pacjenta przeciwko wirusowi Zachodniego Nilu. Czekaliśmy na odpowiedź jego organizmu, wspieraliśmy go farmakologicznie, stworzyliśmy bardzo dobre warunki bytowe.

Ósmego dnia po przyjeździe, tydzień po poekspozycyjnym zaszczepieniu i leczeniu przeciwwirusowym nasz pacjent położył się i wstał sam!

No jasne: brawa dla pacjenta, który - można powiedzieć - bardzo się cieszył z odzyskanej umiejętności, bo kładł się i wstawał jakby chciał się tym pochwalić. Brawa dla właścicieli, którzy przywieźli konia z daleka ale szybko, bo po 24 godzinach od zaobserwowania ataksji. My ze swojej strony w dużym zespole mogliśmy na bieżąco modyfikować leczenie. Ale nasuwają się dwie uwagi: to silny, młody ogier i można było liczyć na jego biologiczną odporność. Po drugie - takiego leczenia raczej nie da się prowadzić w stajni, a bardzo wąskie jest okienko czasowe w postępach choroby, kiedy jeszcze uda się konia załadować i przetransportować do warunków szpitalnych - kiedy lawinowo nie ruszą jeszcze procesy destrukcji. Wirus Zachodniego Nilu atakuje układ nerwowy - może dojść do zapalenia mózgu, zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych i bardzo ciężkich zaburzeń behawioralnych. Mieliśmy kilka zgłoszeń koni zalegających na padoku, nawet w sierpniowym upale, których stan pogarszał się błyskawicznie i były już nie do przewiezienia. Mieliśmy też 13-letniego pacjenta, przywiezionego na leżąco, którego stan pomimo intensywnej terapii medycznej w ciągu kilkunastu godzin zakończył się niemal całkowitym paraliżem. Został uśpiony. Czy to też były zakażenia wirusem Zachodniego Nilu? - trudno powiedzieć. Jest to stosunkowo nowa choroba w Polsce - dopiero zbieramy doświadczenia odnośnie jej objawów, przebiegu, możliwości leczenia i rekonwalescencji.
Teraz mamy w Szpitalu już drugiego pacjenta z wirusem Zachodniego Nilu. To starszy koń, ale w dużo lepszym stanie, z wyjściowo lepszymi wynikami badań, u którego objawy pomału się wycofywały, a wczoraj - znów ósmego dnia! - położył się pierwszy raz od wielu dni i wstał bez pomocy. I znów: tak jakby sam sobie chciał udowodnić, że może - zrobił to dwukrotnie w ciągu kilku godzin.
Jesteśmy dobrej myśli. Mamy jednak świadomość, że deficyty neurologiczne u ozdrowieńców mogą się utrzymywać jeszcze przez wiele tygodni, ale mamy nadzieję, że przed tymi pacjentami drzwi do pełnej sprawności są nadal otwarte

Szanowni Państwo,    rana - przerwanie ciągłości tkanek - bywa dużym wyzwaniem. Poza precyzyjnymi ranami chirurgicznymi,...
28/09/2024

Szanowni Państwo,
rana - przerwanie ciągłości tkanek - bywa dużym wyzwaniem. Poza precyzyjnymi ranami chirurgicznymi, powstającymi w czasie rozmaitych operacji, w Szpitalu mamy do czynienia z przypadkowymi ranami pourazowymi: szarpanymi, kłutymi, dartymi, ciętymi, miażdżonymi… Uszkodzenia skóry są wrotami zakażenia, także do głębszych struktur, w tym do zakażenia stawów, zakażenia kości, zakażenia otrzewnej i in. Konsekwencje takich zdarzeń są często dramatyczne.

Rany są tworami trójwymiarowymi - mają długość, szerokość i głębokość - i mają też swoją dynamikę: osobnicze i zależne od okoliczności i rodzaju urazu tempo gojenia. Rany zmieniają się też w czasie, gojenie wielu warstw tkanek to skomplikowany proces. W ranach zakażonych, po antybiotykoterapii, może się też zmienić zestaw bakterii: po wyeliminowaniu szczepów pierwotnie infekujących ranę, na to “wolne miejsce przy stole” mogą wejść kolejne mikroorganizmy, oporne na antybiotyk zastosowany w pierwszym rzucie. Dlatego też wobec utrzymującej się infekcji i upośledzeniu gojenia, po raz drugi wykonujemy wymaz i przesyłamy do laboratorium na identyfikację patogenów i przygotowanie kolejnego antybiogramu.

W Szpitalu opracowaliśmy też cały zestaw technik zbliżania brzegów ran - albo przy ubytku skóry, albo jako redukcja naprężeń przy próbie zamknięcia powłok skórnych. Trzeba przyznać, że bardzo kreatywnie wykorzystujemy do tego medyczne (i nie tylko) akcesoria.
Natomiast do drenażu ran zakażonych wykorzystujemy system podciśnieniowy, dzięki któremu mamy dobre rezultaty z kontrolą upośledzonego gojenia ran pooperacyjnych u koni po ciężkich zabiegach.
A naszym największym (i najdroższym…) sojusznikiem w leczeniu ran jest hydrochirurgiczny system Versajet. Daje on znakomite efekty, znacznie przyspiesza proces gojenia. Dzięki niemu możemy nawet penetrującą do stawu, głęboką ranę bardzo dobrze oczyścić a w następnych etapach np delikatnie odświeżyć w każdym stadium gojenia. Versajet jest też wspaniałym narzędziem do kontroli i toalety przeszczepów skóry: przy ubytku skóry na znacznej powierzchni ciała ta technika doskonale się sprawdza (nasz rekord to przygotowanie i przeszczepienie 433 płatków skóry jednorazowo - był to zabieg w znieczuleniu ogólnym, angażujący 8 osób).

Ilość i zmienność czynników, mających wpływ na przebieg gojenia jest trudna do przewidzenia, dlatego w każdej chwili możemy zmienić terapię, zastosować rozwiązanie indywidualnie dobrane do danego pacjenta i to w konkretnym momencie leczenia.
A leczenie ran to w istocie wspomaganie - wspaniałych i kluczowych z punktu widzenia ewolucji - gatunkowych i osobniczych sił regeneracji.
A swoją drogą… O człowieku delikatnym mówi się, że ma cienką skórę, a ten, który mało się przejmuje zachowaniami i zdarzeniami - to tzw gruboskór. To ostatnie słowo jest raczej obelgą. W biologii natomiast jest zupełnie odwrotnie: ten, kto ma cienką skórę - na przykład nasi końscy pacjenci - radzi sobie bardzo dobrze nawet po ciężkich urazach. Ten, kto ma skórę grubą - np trąbowce (słonie) i gruboskórce (nosorożce) przy urazie naruszającym ciągłość powłok skórnych (a co gorsza tkanki podskórnej i warstw głębszych) jest praktycznie bezbronny. Na ostatnim kongresie European College of Veterinary Surgeons przedstawiono jednak przypadek leczenia nosorożca z głębokim i rozległym urazem skóry z zastosowaniem przeszczepów i koktajli tkankowych. Zatem…może wszystko przed nami? Czy to kolejny krok milowy w weterynarii? Wydaje się, że medycyna weterynaryjna pomału przekracza kolejną biologiczną barierę

07/09/2024

Szanowni Państwo,

zapewne wszyscy czytaliśmy o koniach zasłużonych dla hodowli, dla sportu, a nawet dla historii. Natomiast nie są szerzej znane konie, które odegrały znaczącą rolę w medycynie weterynaryjnej. Na naszym Szpitalnym podwórku takim koniem jest 22 letnia dzisiaj klacz, należąca od zawsze do dwójki naszych pracowników.
Już jako roczniaczka miewała nawet po kilka kolek rocznie. Udawało się je zachowawczo leczyć w stajni, no ale sytuacja długofalowo zapowiadała się… beznadziejnie. Na dokładkę klacz jest obdarzona niełatwym charakterem: nie jest to koń agresywny czy niebezpieczny, ale to typ złośnicy, wiecznie niezadowolonej, której nic się nigdy nie podoba, i zawsze “jest na nie”. Leczenie takiego konia nie jest ani łatwe ani przyjemne.
Do dzisiaj jej ulubionym zajęciem na padoku jest przeszukiwanie piachu, więc w trybie ostrym 12 lat temu trafiła na stół operacyjny z powodu masywnego zatkania jelit. Śródoperacyjnie trzeba było ewakuować kilogramy piachu z przewodu pokarmowego.
Po rekonwalescencji po tej operacji kolki znów zaczęły się powtarzać. Co gorsza, matka tej klaczy też często kolkowała - padła w tragicznych okolicznościach, w ciągu kilku godzin, prawdopodobnie z powodu spontanicznego pęknięcia jelita ślepego. Świadomość obciążenia genetycznego była bardzo silną inspiracją do poszukiwań dróg pomocy takiemu koniowi.
Kilkanaście lat temu ta klacz była też jednym z niewielu wtedy koni w Polsce, u którego wykonano gastroskopię (wynik ujemny), a kiedy kilkakrotnie w przebiegu kolki zdiagnozowano u niej nawrotowe przemieszczenie okrężnicy dużej z uwięźnięciem w przestrzeni śledzionowo-nerkowej, to (po szkoleniach, odbytych w latach 2007-2010) zdecydowaliśmy o zabiegu laparoskopowego zamknięcia (ablacji) tej przestrzeni. Była to jedna z pierwszych operacji tego typu w Polsce. Drugim pacjentem - z tych samych przyczyn - był rodzony brat tej klaczy. Trzecim - wybitny koń-skoczek, który wcześniej przebył 3 laparotomie (dwie u nas i jedną w Niemczech) - a chirurgiczne zamknięcie przestrzeni śledzionowo-nerkowej umożliwiło mu kontynuację sportowej kariery.
Problem koszmarnie częstych kolek zniknął. Ale charakterek został. W czasie rui już w ogóle nie dało się na tej klaczy jeździć. Klacz niestety nie reagowała dobrze na stosowanie leków, mających zredukować objawy. Podjęliśmy zatem decyzję o laparoskopowym usunięciu jajników - okołorujowe problemy behawioralne rozwiązałyby się raz na zawsze.
I to się powiodło. Z totalnej awanturnicy nie zrobiła się “misia’; ale jest radykalna, trwała poprawa. A przy okazji laparoskopowego usuwania jajnika można było kamerą obejrzeć miejsce zamkniętej przestrzeni śledzionowo-nerkowej. To unikalne zdjęcia, już opublikowane przez nas w fachowej prasie.

Zachęceni dobrymi wynikami, techniki laparoskopowe i laparotomię na koniu stojącym z dostępu w dole słabiznowym rozwijaliśmy w rozmaitych schorzeniach: przy usuwaniu guzów jajników - nawet krwawiących czy rozpadających się, przy redukcji skrętu ciężarnej macicy. To nie był pomysł: “ot, zróbmy coś”, “nauczmy się”. To była chęć pomocy koniowi, u którego splot dysfunkcji jelit i zaburzeń behawioralnych był nie do rozplątania.

Klacz jest w świetnej formie - to już 12 lat po laparotomii a potem dwóch laparoskopiach. Od czasu do czasu jest dawczynią krwi na osocze, które podajemy ciężko chorym koniom podczas intensywnej terapii medycznej. Bardzo wcześnie zaczęły się też u niej problemy z uzębieniem; zasadniczo żeby zrobić porządek w jamie ustnej trzeba by już te pieńki połamanych zębów pousuwać. Ale pozbawienie konia kilku przedtrzonowców i trzonowców to ryzyko połykania przezeń niepogryzionych “kęsów” pokarmowych, znów ryzyko kolek, zatkania przełyku i ewentualnego wychudzenia. Kolejny raz chęć znalezienia jakiejś metody, nawet niestandardowych rozwiązań żeby jak najdłużej utrzymać te połamane zębiska w paszczy, doprowadziła nas do rozwijania stomatologicznych technik plombowania, plastyki-tymczasowych koron zębowych, opracowywania diastem.

Można śmiało uznać, że wielu pacjentów Szpitala żyje/ma się dobrze dzięki laparoskopowym, hematologicznym i stomatologicznym procedurom, w których rozwijaniu znaczne zasługi ma ten jeden koń.
A niełatwy charakter? A może czasem są jakieś korzyści z końskiej nieustępliwości i niezadowolenia z zaistniałej sytuacji? Odwaga i obrona własnego komfortu?

video: 22-letnia “Jędzulka” w akcji

Szanowni Państwo,  dla wielu koni zmorą ostatnich lat jest zapiaszczenie przewodu pokarmowego. Konie pobierają piach wra...
12/08/2024

Szanowni Państwo,

dla wielu koni zmorą ostatnich lat jest zapiaszczenie przewodu pokarmowego. Konie pobierają piach wraz z zanieczyszczoną paszą, ze skąpych pastwisk/padoków, zjadając trawę wyrwaną z korzeniami, a także poprzez wygrzebywanie korzonków czy kłączy - zwłaszcza zimą lub wczesną wiosną.
Wraz ze zmianami klimatu skończyły się śnieżne, mroźne zimy i deszczowe lata. Mamy suszę i niespotykaną wcześniej podaż piachu i pyłu przenoszonego wraz z wiatrem, obecnego w sianie, słomie, zbożu. W wielu rejonach Polski o dobre, bogate pastwisko jest już bardzo trudno.

Z powodu zapiaszczenia coraz więcej koni ma nawrotowe bóle morzyskowe. Piach czy nawet żwir albo podjadany czy wylizywany przez konia ił, znajdujemy w różnych odcinkach przewodu pokarmowego: odpłukujemy z żołądka, uwidaczniamy w jelitach na zdjęciach rtg czy badaniach usg, śródoperacyjnie ewakuujemy metodą syfonowania czy poprzez enterotomię, wyodrębniamy z prostnicy i z kału. Kiedyś nie był to problem poważnie brany pod uwagę: kiedy podczas laparotomii kilkanaście lat temu właściciel został poinformowany, że przyczyną masywnego zatkania jelit był czop z piachu i treści pokarmowej to był bardzo nieufny i podejrzliwy. Podczas zabiegu siedział na ławeczce przed Szpitalem, pod oknami sali operacyjnej. Z tego dnia (a raczej nocy) w pamięci zachowaliśmy stek niecenzuralnych wyrazów, którymi nasz ówczesny pracownik bogato inkrustował opis całej tej sytuacji: że zamiast… smacznie spać to …w środku… nocy wywozi …z sali operacyjnej …taczki piachu, z jelit…jakiegoś konia. Dla właściciela był to najlepszy, przekonujący dowód na to, co się stało. Sam zobaczył te kilogramy piachu.

Przypominamy, że pewien poziom zapiaszczenia - zarobaczenia również! - można uznać za stan fizjologiczny, z którym konie radzą sobie, spożywając (w naturze) paszę objętościową ad libitum. Kiedy jednak przekroczony zostanie indywidualny, osobniczy poziom kompensacji, to mamy do czynienia nawet z chroniczną postacią bóli morzyskowych. Piach, drobne ziarna skalne, jest ciężki. Nie dość, że jego obecność upośledza perystaltykę jelit, to doprowadza także do bolesnych przemieszczeń obciążonych nim jelit, a zwłaszcza okrężnicy dużej (najczęściej dobrzusznego i dogrzbietowego pokładu). Uciskając na ściany przewodu pokarmowego piach anemizuje ścianę jelitową - nie tylko “raniąc” śluzówkę - także żołądka! - ale doprowadzając do zaburzenia pracy naczyń krwionośnych ściany jelitowej. Dalsze konsekwencje, w przypadku skrajnego zapiaszczenia, mogą być dramatyczne: od zatkań do wtórnych zgazowań, przesznurowań, zapętleń a nawet perforacji przewodu pokarmowego. I zgonu.
Zapiaszczenia jelit u koni chyba nie da się trwale wyeliminować. Można jednak je ograniczać ustalając i eliminując źródło zapiaszczenia oraz - poprzez stały dostęp do dobrej jakości paszy objętościowej zapewnić ciągły pasaż treści - skuteczne samooczyszczanie z niepożądanych złogów. Na ubogie pastwisko, piaszczysty padok można dorzucać koniom siano lub koszoną trawę, ale nie zawsze to odciąga konie od poszukiwania czegoś smaczniejszego pod ziemią.

Tym większe znaczenie ma okresowa kontrola zapiaszczenia - najprostszy, bezkosztowy “test” jest bardzo miarodajny. Trzeba to robić często, albowiem masy zbitego piachu mogą się najpierw kumulować w jednej części przewodu pokarmowego a potem dopiero zostać uruchomione i przechodzić przez konia w dużych ilościach. Terapie odpiaszczające są ogólnie dostępne, niedrogie i dają bardzo dobre efekty.
Zapiaszczenie jelit to nieszczęście i zagrożenie dla konia. Przez cały rok konie mają kontakt z piachem. Nie ma mrozu, śniegu, deszczu. W lecie jest gorąco. Ciepło i sucho nawet w zimie. Ocieplenie klimatu jest z pewnością źródłem wielu wyzwań i nie wszystkie - jako lekarze i opiekunowie koni - jeszcze rozpoznaliśmy

22/07/2024

Szanowni Państwo,

z hipertermią złośliwą u koni zetknęliśmy się po raz pierwszy w naszej praktyce kilka lat temu. Było to powikłanie poanestetyczne - reakcja konia na leki, stosowane w narkozie wziewnej. Po prostej, planowej operacji w boksie wybudzeniowym koń się po prostu zagotował - doszło do wzrostu temperatury wewnętrznej do ponad 41 stopni. Zastosowaliśmy odpowiednie leki a przede wszystkim prysznice z zimnej wody z węża i szczęśliwie po kilkudziesięciu minutach koń się całkowicie ustabilizował. Później mieliśmy drugi, podobny, ale dużo lżejszy poanestetyczny przypadek a niedawno, w nocy przyjęliśmy konia, zgłoszonego do Szpitala z podejrzeniem zatrucia.
Po wyładunku ten koń zawalił się w progu Szpitala. Błyskawicznie zmierzona temperatura to przynajmniej 41,7 stopni, czyli próg denaturacji białek - temperatura bezpośrednio zagrażająca życiu pacjenta. Poza natychmiastowym zastosowaniem zimnych pryszniców dr Gabriella Niklińska w brawurowej akcji założyła port dożylny (długi wenflon) i podawała zimne płyny infuzyjne. Kiedy koń wstał to w rekordowym czasie udało się jeszcze go zacewnikować, zbadać rektalnie, założyć sondę, przepłukać żołądek i dożołądkowo podać zimną wodę. Koń został przeprowadzony do klimatyzowanego, miękkiego boksu, po czym znowu się osunął na ziemię. Cały czas był prysznicowany i pod kroplówką - nawet na leżąco. Po ponad trzech godzinach takich działań temperatura po chwilowych spadkach wreszcie przestała rosnąć. Do rana jeszcze kilka razy koń na chwilę wstawał i bezsilnie pokładał się na ziemi.
W kolejnych dniach, kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, pacjent był bardzo słaby, z drżeniami mięśniowymi, dużo leżał. Dostawał płyny, leki i preparaty, mające zmniejszyć rozmiar fizjologicznych i metabolicznych uszkodzeń, wywołanych tak wysoką temperaturą wewnętrzną, a także mające przeciwdziałać kolejnym, odległym skutkom przebytego epizodu hipertermii.
Kiedy po dwóch tygodniach koń miał wyjechać do domu to… zdołał dotrzeć w transporcie jedynie do bramy Toru Wyścigów Konnych. Znów miał atak hipertermii, ale szczęśliwie nie tak potężny jak poprzednio. Został zatem w Szpitalu na dalsze leczenie i badania.
Po kolejnych dwóch tygodniach, kiedy pacjent już bardzo dobrze chodził, nawet kłusem (!) zorganizowaliśmy mu “próbny transport” - przejażdżkę koniowozem dookoła Służewca. Tym razem obyło się bez sensacji.

Przyczyny, czynnik spustowy wystąpienia hipertermii złośliwej u koni nie jest do końca poznany. U ludzi, psów i rasy Qarter Horse jest to mutacja genetyczna, silnie dziedziczona - można zrobić laboratoryjne testy z krwi w tym kierunku. Ale nasz pacjent to koń innej rasy a testy były ujemne. Łańcuch metaboliczny, prowadzący do wystąpienia (zabójczej) temperatury wewnętrznej nawet do 43 stopni, to nagła podaż jonów wapnia, wpływająca na pracę mięśni prążkowanych. U naszego pacjenta potwierdziliśmy natomiast syndrom PSSM, który w kaskadzie reakcji doprowadził do znacznego uszkodzenia mięśni szkieletowych u tego konia.

Pomimo, że nadal nie umiemy odpowiedzieć na pytanie: co spowodowało hipertermię złośliwą u naszego pacjenta, czy jest to reakcja jedynie stresozależna, czy też induktorem mogła być jakaś substancja chemiczna to opisany przypadek i inne, które także wyleczyliśmy, jest przede wszystkim zwróceniem uwagi na to, jak niewiele jeszcze wiemy o zależnościach między osobniczymi predyspozycjami genetycznymi, neurotransmiterami a czynnikami środowiskowymi. Wiemy natomiast, jak niewiele czasu - i kresek na termometrze - dzieli takich pacjentów od zapaści krążeniowo- oddechowej. I zgonu.

Dzisiaj bladym świtem, specjalnie przygotowanym koniowozem, nasz pacjent po niespełna trzygodzinnej podróży bez szwanku dotarł do domu. Piękny dzień!

Szanowni Państwo,Szpital dla Źrebiąt przy torze wyścigowym?? Koński Szpital Położniczy??- tak to teraz u nas wygląda., a...
28/06/2024

Szanowni Państwo,

Szpital dla Źrebiąt przy torze wyścigowym??
Koński Szpital Położniczy??
- tak to teraz u nas wygląda., a najlżejszy pacjent ważył 16 kg…!
Bieżący rok jest niezwykle trudny dla hodowców - z całej Polski mamy bardzo dużo zgłoszeń komplikacji około- i poporodowych u klaczy-matek oraz chorób u najmłodszych źrebiąt, w tym noworodków - najsłabszych członków końskiej społeczności. Przyjęliśmy już ponad 40 takich przypadków, czyli prawie x 2: matka + dziecko. Jest to mnóstwo pracy i mnóstwo wyzwań pod każdym względem. U klaczy były to poronienia, zaparcia porodowe, cesarskie cięcia, zapalenie macicy, wewnętrzny krwotok poporodowy, poporodowy skręt okrężnicy a u źrebiąt: wcześniactwo, izoerytroliza, zakażenia na tle niskiej odporności, niedrożności jelit, zapalenia płuc i opłucnej, urazy, przykurcze… Kilku z tych koni nie udało nam się uratować; jednak znakomita większość jest już w swoich macierzystych stajniach, w tym wszystkie z poniższych zdjęć, przedstawiających albo chorą mamę, albo chorego źrebaka.
W pierwszej części sezonu, od stycznia do końca marca, mieliśmy bardzo mało takich zgłoszeń. Od połowy kwietnia aż do połowy czerwca klacze i źrebięta przyjeżdżały kilka razy w tygodniu. Czy późniejszy termin wyźrebień może mieć z tym jakiś związek? Czy wcześniejsze terminy wyźrebień są jakoś bezpieczniejsze? Czy to “tylko” kwestia statystyki?
Sezon wyźrebień zasadniczo się kończy, w Szpitalu została jeszcze dwójka źrebiąt, które szykują się do wyjazdu do domów. Zawsze czekamy na wiadomości o tym, jak się źrebię rozwija.
Niektórych z małych pacjentów nie zapomnimy nigdy, bez względu na ich los będą zawsze z nami, przy nas, blisko w pamięci
(tak, tak, emocje są bardzo nieprofesjonalne)

Szanowni Państwo, wczorajsza prezentacja dr Jana Samsela na konferencji IVSA Olsztyn dotyczyła m.in związków stomatologi...
19/05/2024

Szanowni Państwo,
wczorajsza prezentacja dr Jana Samsela na konferencji IVSA Olsztyn dotyczyła m.in związków stomatologii a właściwie chirurgii stomatologicznej z interną i … uważną obserwacją pacjenta.

W praktyce Szpitala przyjmujemy wiele koni z nieswoistymi, “kolkopodobnymi” objawami, których pierwotną przyczyną okazują się być problemy z uzębieniem, złamania żuchwy, obecność ciała obcego w jamie ustnej albo pourazowe zakażenie stawu żuchwowo-skroniowego. Tego typu pacjenci przyjeżdżają w trybie ostrym - często z niedrożnością przewodu pokarmowego - i bywa, że muszą być leczeni operacyjnie. Pacjenci stomatologiczni zgłaszani są do leczenia także w trybie planowym - ale z powodu chudnięcia, nawrotowych kolek, apatii, ślinotoku, dysfagii. Proces diagnostyczny to często rozwiązywanie piętrowych zagadek, dotyczących zębów, dziąseł, języka, podniebienia i gardła (zaklinowane ciała obce), układu kostnego.
Jeśli chodzi o objawy obserwowane przez właścicieli to sytuację komplikuje fakt, że konie wychodzące na padok, także w chowie wolnowybiegowym, świetnie potrafią maskować niedomagania, chorobę. Ze względu na zależności wewnątrz stada, układ hierarchiczny, koń woli nie okazywać słabości, nie poddawać się chorobie. Łatwo wtedy przegapić, że coś niedobrego zaczyna się dziać. Po tygodniu, czy dwóch, procesy w obrębie jamy ustnej, czy nawet czaszki (urazy, zakażenia) mogą ulec znacznemu zaawansowaniu. W leczeniu takich pacjentów trzeba być przygotowanym na zwroty akcji, odkrycia chorób towarzyszących a nawet interwencję w zakresie chirurgii szczękowo-czaszkowej.
Kłopoty z pobieraniem, rozdrabnianiem i połykaniem wywołują kaskadę komplikacji, skutecznie uniemożliwiających uzyskanie przez konia pełni sił witalnych. Pytania od studentów dotyczyły też doboru instrumentarium. Dla pracy Szpitala fundamentalne znaczenie ma współpraca z utalentowanymi przyjaciółmi, do których zawsze można się zwrócić o pomoc w zakresie projektu, wykonawstwa i modyfikacji potrzebnych narzędzi. Takie więzi, wspólna pasja poznawcza, wyobraźnia już nieraz pozwoliły nam rozwiązać trudne problemy pacjentów precyzyjnie dobranymi akcesoriami i przy najmniejszej możliwej ingerencji.

na zdjęciu pacjent po usunięciu kawałka gałęzi, zaklinowanego w gardle i wbitego w nasadę języka

Szanowni Państwo,cesarskie cięcie, perforacja gałki ocznej, zatrzymanie łożyska i zapalenie macicy po poronieniu, niedro...
06/05/2024

Szanowni Państwo,
cesarskie cięcie, perforacja gałki ocznej, zatrzymanie łożyska i zapalenie macicy po poronieniu, niedrożność jelit - laparotomia, kolki zachowawcze i poraniony koń a przede wszystkim trzy źrebięta w stanie bardzo ciężkim - to pacjenci długiego majowego weekendu w Szpitalu Koni Służewiec. Najstarsze ze źrebiąt - 3 tygodniowe - trafiło od razu na stół operacyjny i po laparotomii okazało się, że jest w najlepszym stanie. Źrebię dwudniowe z izoerytrolizą - anemią hemolityczną na tle konfliktu serologicznego - jest na dobrej drodze do wyzdrowienia, natomiast jednodniowe źrebię z zapaleniem otrzewnej, mimo trwającej kilkadziesiąt godzin próby - było nie do uratowania.

Intensywna terapia neonatologiczna to przynajmniej dwie osoby przy każdym źrebięciu, praktycznie non-stop. Nasi pozostali, “dorośli” pacjenci, na szczęście nie potrzebowali aż takiej uwagi, ale mimo to, nie byliśmy już w stanie przyjmować innych koni. Zawsze jest to bardzo trudna decyzja. I jest nam przykro.

Dzisiaj już nam się udało przeprowadzić nawet planowe zabiegi, w Szpitalnej kuchni zjeść coś - razem. I trzymać kciuki za nocną zmianę - i pacjentów z ostrego dyżuru, którzy właśnie teraz, znowu do nas przyjeżdżają

01/04/2024

Szanowni Państwo,
w odpowiedzi na liczne pytania: “jak działa przewód pokarmowy u koni i co go psuje?” chcielibyśmy przypomnieć, że jeśli w procesie ewolucji jakieś rozwiązanie się sprawdza, przynosi korzyści pojedynczemu organizmowi lub populacji, to bywa ono wielokrotnie wykorzystywane i udoskonalane. Tak też się dzieje z metamerią - budową segmentową ciała. Jest to bardzo stare rozwiązanie, przetestowane przez miliony lat w mniej lub baardzo złożonych układach funkcjonalnych. Znakomicie działające do teraz właśnie w przewodach pokarmowych (i kręgosłupach) wyższych kręgowców.
Przewód pokarmowy koni ma około 30 metrów długości, a jelita budowę metameryczną. Pasaż treści jest następstwem tzw ruchów robaczkowych. Znacznie skuteczniej bowiem jest kontrolować pracę tak długiego przewodu jako synchronizację wielu, w jakimś stopniu niezależnych elementów.
Pojedyncze segmenty jelit nie dość, że kurczą się na całej swojej powierzchni, to jeszcze dzieje się to synchronicznie i sekwencyjnie (jeden po drugim w regularnym tempie - chciałoby się powiedzieć: w kadencji…). Do pewnego stopnia każde zaburzenie co do siły takiego skurczu, powierzchni czynnej segmentu, opóźnienia lub przyspieszenia jego pracy może być skompensowane przez pracę segmentów sąsiednich - i to jest niezwykła zaleta tego rozwiązania, notabene pozwalającego na śródoperacyjną enterotomię czy resekcję jelit (powstałe blizny nie mają później znaczenia funkcjonalnego). Ale powyżej pewnej granicy kompensacji uszkodzenia jednego lub wielu segmentów, następuje kaskada niekorzystnych zdarzeń - u koni: kolka.
Pod względem mechanicznym zaburzenie pracy jelit może być spowodowane obecnością: piachu/żwiru, pasożytów, twardych części roślin, ropni i zmian nowotworowych w przewodzie pokarmowym konia. Wszystko to, a także infekcje wirusowe, bakteryjne, choroby autoimmunologiczne i wiele innych stanowi zbiór czynników, doprowadzających do uszkodzenia ściany jelitowej, naczyń krwionośnych, zakończeń nerwowych a finalnie: do zaburzenia synchronizacji pracy jelit. Makroskopowo - do przemieszczeń, przeładowań, zgazowań, zatkań, skrętów, zapętleń, wgłobień, przesznurowań i uwięźnięć jelit.

Wraz z bezkręgowcami przyrodniczo jesteśmy ewolucyjną, genetyczną ciągłością, więc zamiast oglądać końskie jelita, to na przykładzie poniższego filmiku, - a są to “robaczki” - gąsienice motyli (około 100 milionów lat na naszej planecie): trocinarki czerwicy i zmrocznika wilczomleczka - wyobraźmy sobie, co by się działo z tymi uroczymi stworzeniami, gdyby doszło do zaburzenia w koordynacji pracy choćby jednego segmentu ich ciała. Gąsienica nie mogłaby się swobodnie poruszać; zaczęłaby się wić, skręcać, przewracać, chaotycznie zmieniać położenie (a nawet grzebać!) i… trzeba by wzywać weterynarza??
skąd my to znamy…?

Adres

Ulica Puławska 266
Warsaw
02-684

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Szpital Koni Służewiec umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Firmę

Wyślij wiadomość do Szpital Koni Służewiec:

Widea

Udostępnij

Kategoria