Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl

  • Home
  • Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl

Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl Bo to jest tak, że życie w Polsce AD 2017 powoduje dużo emocji. Zazwyczaj niekoniecznie pozytywnych.
(1)

13/12/2017

Ja tylko chciałem powiedzieć, że jeśli wybieracie się do kina obejrzeć "Cichą noc", to gorąco polecam wyprawę, ale nie róbcie tego sami. Ten film walcuje emocjonalnie, wprasowuje człowieka w glebę i zostawia bezsilnego.

Chciałbym również serdecznie pogratulować dystrybutorowi(?), który określa ten film jako "obyczajowy, komedia". Śmiało można go postawić obok takich arcydzieł humoru, jak Wielki Błękit bądź Siódma Pieczęć.

06/12/2017
A Silver Mt. Zion - Hang on to Each Other

albo kiedy znajomi pytają cię, co u ciebie, a ty dopatrujesz się w tym podstępu, bo przecież nigdy nikogo nie interesowało, co u ciebie. nigdy nie byłeś godny tego zainteresowania i nigdy o nie nie zabiegałeś, bo przecież jesteś jedną wielką nieważnością.

i kiedy, o zgrozo, znajomi chcą opowiadać ci o swoim życiu, a ty dopatrujesz się w tym podstępu, bo przecież tak naprawdę chcą tylko ci pokazać, jak wybornie sobie radzą, żebyś czuł się jeszcze gorzej ze swoim pustym domem i pustym życiem.

i kiedy myślisz o tych nielicznych, z którymi - wydawało się - potrafisz dzielić się sobą w sposób naturalny i niewymuszony. i o tym, jak wiele cierpienia im to przyniosło.

i kiedy przypominasz sobie, że kiedyś wierzyłeś w to, że będzie lepiej, że warto walczyć o kogoś innego, i bardzo szybko zniknąłeś z podkulonym ogonem. i wiesz, że broniłeś sam siebie, ale nie wiesz tak naprawdę, przed czym.

i miesza się w tobie poczucie winy i krzywdy jednocześnie. i wiesz, że oba są tak samo prawdziwe i nieprawdziwe w tym samym czasie.

i chciałbyś, żeby ostatni rok się nie zdarzył.

chciałbyś też, żeby nie zdarzyło się ostatnie trzynaście lat.

we all got born so afraid
and still search for words to describe our pain
and cling to each others like pigeons in the rain

There's no official video so far so i just upload the song with the pic of the album. btw, this song is light on the darkness. "We all got born so afraid We ...

24/11/2017

Poranny pociąg z Olsztyna do Krakowa, wagon 6. Ona i on kłócą się, komu przynależy miejsce 123. Oboje są przekonani, że znaleźli właściwe miejsce, a jebane PKP sprzedaje podwójne miejscówki.

Ona ma miejsce 123 w wagonie 7, on ma miejsce 123 w wagonie 5.

Jesli kiedyś w końcu zbiorę się i napiszę przewodnik "kolej dla opornych", pierwszą poradą będzie "zanim zaczniesz kurwić na PKP, sprawdź bardzo dokładnie, czy sam nic nie pojebałeś".

28/10/2017

Drodzy,
jeśli kiedyś przyjdzie Wam nocować w Krakowie, BARDZO nie polecam obiektu o nazwie Shishkin Art Hostel. Spryciarze wstawiają łóżka w pokoju wieloosobowym jako pokoje prywatne do samodzielnej dyspozycji i gdy się zjawiasz w recepcji, to okazuje się, że nie mamy pańskiego pokoju i co pan nam zrobisz? Spotkało mnie to tydzień temu, ale dziś patrzę, że proceder nadal ma się dobrze - na obrazku wyniki wyszukiwania noclegu na tę samą noc - po lewej wszystkie obiekty, po prawej wyłącznie pokoje prywatne.

Tak, bardzo się wtedy wkurwiłem.

27/10/2017

Jakieś pomysły? ¯\(o_o)/¯

12/10/2017

Spierdoliłem kiedyś robotę.

Ale tak strasznie, jak tylko można moją robotę spierdolić. Idiotyczne niedopatrzenie, zła formuła w Excelu, i bam! Sajgon.

Co zrobiłem? Źle opracowałem rozkład dla autobusów zastępujących pociągi podczas siedemnastego z czterdziestu ośmiu zamknięć linii Kraków - Zakopane. Czasówka przejazdu w kierunku Krakowa była niedoszacowana o jakieś, bagatela, pół godziny.

Błędu nikt nie zauważył, póki autobusy nie wyjechały na trasę i kierowcy stwierdzili, że poniemieckie, używane Setry nie posiadają modułu teleportacji i zdążenie na planowy odjazd pociągu w kierunku Warszawy jest zadaniem niewykonalnym.

Zaczęła się spora chryja, bo bilety były sprzedane na miesiąc wprzód, a na biletach jest godzina odjazdu, więc przesunąć odjazdu wcześniej nie można, bo pasażerowie zobaczą tylko spaliny i powąchają światła stopu. Chcąc nie chcąc, przez miesiąc autobus odjeżdżał z Zakopanego zgodnie z pierwotną godziną i przyjeżdżał te pół godziny w plecy do Krakowa. Pociąg do Warszawy czekał sobie cierpliwie i jechał pół godziny opóźniony. W niedziele cała zabawa przedłużała się jeszcze o kilkanaście minut najmarniej, bo w niedziele popularna zakopianka stoi jak coś bardzo stojącego (wszystkie metafory, które mi przychodzą do głowy, są falliczne, więc się nimi nie posłużę).

Żeby było zabawniej, wspomniany pociąg posiadał w owym okresie dwie ciekawe charakterystyki: jeździł nim dziki tłum ludzi (do szesnastu najebanych po dach wagonów, w dobre dni z 1500 osób spokojnie) i przyjeżdżał do Warszawy około 23. Planowo.

Noęc mój drobny fu**up i wpisanie "0:14" zamiast "0:41" w którejś komórce Excela skutkował tym, że małe wkurwione miasteczko ludzi koczowało na dworcu w Krakowie i dojeżdżało do Warszawy bliżej północy niż godziny choć odrobinę cywilizowanej, co ma tę smutną właściwość, że o 23 jeżdżą jeszcze ostatnie tramwaje i autobusy dzienne i w wiele miejsc stolicy można dostać się w rozsądnym czasie, o północy zostają już tylko nocne i taksówki.

Krótko rzecz ujmując: spierdoliłem robotę straszliwie. Pewnie byłem przemęczony. Pewnie kazano mi to zrobić na już, w 10 minut, bo takie rzeczy w tej firmie się najczęściej tak robi. Może się nie wyspałem, bo wróciłem o 23 z dodatkowej roboty? A może po prostu ciśnienie spadło i mój organizm nie był zdolny do zachowania odpowiedniej koncentracji. Nieważne: spierdoliłem. Przyznaję się bez bicia, utrudniłem przez własny błąd życie sporej grupie ludzi.

Dzisiaj, trzy lata później, w firmie głównie się z tego śmiejemy. Nikomu w końcu poważna krzywda się nie stała, spółka pewnie wydała trochę pieniędzy (absolutne fistaszki w porównaniu z kwotami, którymi się tu na co dzień operuje) na zwroty za taksówki czy inne formy rekompensaty w postępowaniach reklamacyjnych, mnie zmyto solidnie dyrekcją głowę. Parę razy, gdy spóźniłem się do pracy, ktoś mnie zapytał, czy jechałem autobusem, któremu opracowywałem czasówkę, te klimaty, zwykły sarkastyczny klimat pracy biurowej.

Wiem więc zatem, że można być przepracowanym, niewyspanym, zmęczonym, mieć drugie zajęcie, żeby związać koniec z końcem. Zarabiałem wówczas nieco lepiej niż lekarz rezydent, ale dobrze ponad 600 zł miesięcznie pochłaniało mi leczenie, więc - chcąc nie chcąc - parę razy w tygodniu wychodziłem o 16 z jednej pracy, żeby o 16.05 wejść do drugiej pracy (dogodnie siedziby obu instytucji znajdowały się 30m od siebie), żeby tam spędzić jeszcze parę godzin, wrócić do domu i wjebać się prosto do łóżka, często nawet bez prysznica. Śniadania nie jadłem na kolację, bo śniadań w ogóle nie jadam.

Myślę sobie jednak, że mam kurewskie szczęście, że moje błędy - nawet dość poważne - mają tak nikłe konsekwencje, że mogą być tematem żartów.

Lekarz rezydent nie może popełnić błędu. Nie wyobrażam sobie, jak to jest patrzeć w lustro i wiedzieć, że się zjebało diagnozę i zafundowało pacjentowi niepotrzebne przedłużenie choroby, niewłaściwe leczenie, zbędny zabieg, cokolwiek. Wiem jednocześnie, że jeśli lekarz rezydent będzie przepracowany, niewyspany i zmęczony, będzie takich błędów popełniał więcej, niż lekarz rezydent pracujący w normie czasowej, wyspany i wypoczęty, i nie jest to raczej konstrukt myślowy, który jest nie do załapania przez przeciętnego osobnika homo sapiens sapiens z IQ lokującym się przynajmniej na poziomie między rozwielitką a meduzą.

I właśnie dlatego całym sercem popieram protest lekarzy rezydentów. Bo boję się, że któregoś dnia stanę się powodem wyrzutów sumienia lekarza rezydenta, a ta sytuacja będzie paskudną zarówno dla mnie, jak i dla niej/niego.

Skoro państwo polskie (pośrednio, ale jednak dostaję pieniądze państwowe), żeby płacić mi średnią krajową za moją, przydatną społecznie, ale w żadnym, najmniejszym stopniu, nie mającą tak krytycznego znaczenia dla społeczeństwa, jak służba zdrowia - to tym bardziej państwo polskie stać na płacenie lekarzom rezydentom dwóch średnich krajowych.

I to nie jest postawa roszczeniowa. To jest najmniejsze minimum wymagające z cienia przyzwoitości i szacunku dla tych, którzy wzięli na siebie to ryzyko i tę odpowiedzialność.

11/10/2017

A tak w ogóle, to ponieważ w trzech różnych miejscach ostatnio prowadzono mną edukację z najlepszych momentów kariery Nicka Cave'a, to poczułem się zobowiązany stworzyć playlistę z moimi ulubionymi rzeczami jego autorstwa.

Występuje ona w dwóch wersjach:
Spotyfajowej: https://open.spotify.com/user/1167025319/playlist/1zQascsj72nEm0Dw0FsvgC
Jutubowej: https://www.youtube.com/playlist?list=PLAYWNm_OqfphhWoHfj6PR90GaEbrEf4zU

W tej drugiej albumowa wersja Worm Tamer jest zastąpiona inną, ze względu na moją nieumiejętność znalezienia na yt podstawowej.

Ponieważ z góry ograniczyłem się do 30 utworów, żeby to miało jakieś ręce, nogi i dało się jako-tako przesłuchać za jednym posiedzeniem, to kilka bardzo dobrych utworów spadło z rowerka. Z najważniejszych wymienić należy Cannibal's Hymn, Loverman, Do You Love Me? (Part 2), Mermaids, There Is a Kingdom i We No Who U R. Można sobie uzupełnić we własnym zakresie.

Ponieważ ważnym elementem zjawiska pt. Nick Cave są teksty, przygotowano również książeczkę z nimi, do pobrania tu:http://1520mm.pl/prv/caveologia.pdf
Gwoli ścisłości dodać należy, że tekst do Stranger Than Kindness napisała Anita Lane, Avalanche jest coverem utworu Leonarda Cohena, a Song For Bob tekstu nie ma, co nawet można usłyszeć. Pozostałe 27 tekstów jest autorstwa Cave'a.
Gdybyście mieli mnie zapytać, które z tekstów z tej playlisty uznaję za najlepsze, to wymieniłbym (w kolejności występowania na niej): O Children, I Let Love In, Hallelujah, Loom of the Land, Higgs Boson Blues, And No More Shall We Part oraz Ain't Gonna Rain Anymore.

Smacznego.

A playlist featuring Nick Cave & The Bad Seeds and Grinderman

08/10/2017

Skoro Bolandczycy już awansowali na mundial, warto teraz przerzucić się z kibicowaniem gdzie indziej, tak aby mieć ciekawych rywali. Osobiście proponuję skupić się na grupie D eliminacji w strefie afrykańskiej, gdzie szanse na awans mają wszystkie drużyny (na mundial awansuje zwycięzca czterodrużynowej grupy), a do rozegrania pozostały trzy mecze, w tym dwa spotkania Senegalu z RPA (to konsekwencja anulowania spotkania z listopada 2016, w którym doszło rzekomo do jakichś manipulacji sędziowskich). Najfajniejszą drużyną, która może wyjść z tej grupy, są zajmujące obecnie trzecie miejsce Wyspy Zielonego Przylądka, które mają przed sobą zadanie łatwe, proste i przyjemne, wymagające spełnienia zaledwie paru trywialnych kryteriów.

Sytuacja w grupie wygląda w skrócie tak (drużyna / liczba spotkań / punkty):

Senegal / 4 / 8
Burkina Faso / 5 / 6
Wyspy Zielonego Przylądka / 5 / 6
RPA / 4 / 4

Otóż, aby nasze Wyspy zagrały w Rosji, muszą przede wszystkim wygrać 6 listopada na wyjeździe z Burkina Faso, bo to jest dla nich jedyna szansa, aby przeskoczyć Senegal. Załóżmy, że tak się dzieje, wtedy tabela prezentuje się następująco:

Wyspy Zielonego Przylądka / 6 / 9
Senegal / 4 / 8
Burkina Faso / 6 / 6
RPA / 4 / 4

I niniejszym zaczyna się jazda, albowiem pozostały do rozegrania dwa mecze Senegal - RPA, w których Senegal nie może zdobyć więcej niż 1 punkt, a RPA więcej niż 5 punktów. Jedyną kombinacją wyników, która spełnia te dwa warunki jednocześnie, jest jedna wygrana RPA i jeden remis. Wtedy mamy sytuację następującą:

Wyspy Zielonego Przylądka / 6 / 9
Senegal / 6 / 9
RPA / 6 / 8
Burkina Faso / 6 / 6

I niniejszym zaczyna się jazda bez trzymanki. W eliminacjach MŚ podstawowym kryterium rozstrzygania przy jednakowej liczbie punktów jest różnica bramkowa. Tę Wyspy mają obecnie znacząco gorszą od Senegalu (odpowiednio -4 i +4). Remisowy mecz Senegalu z RPA nie zmieni w tej zabawie nic, więc zostają do uwzględnienia dwa spotkania, z których jedno poprawi bilans bramkowy Wysp o X bramek, drugie pogorszy bilans bramkowy Senegalu o Y bramek. Jeśli X+Y będzie mniejsze od 8, awansuje Senegal. Jeśli X+Y będzie większe od 8, awansują Wyspy. Jeśli zaś X+Y=8, to wtedy obie drużyny będą miały jednakową różnicę bramkową, i decydować będzie kolejne kryterium, którym jest liczba strzelonych bramek.

I niniejszym zaczyna się totalnie hardcorowa jazda bez trzymanki, gdyż, oczywiście, Wyspy strzeliły mniej bramek od Senegalu - 4 gole, podczas gdy Senegal - 6. W przypadku jednakowej liczby strzelonych bramek awansuje Senegal, bo wygrał oba bezpośrednie mecze z Wyspami. Tutaj już ponownie znaczenie ma remisowy mecz Senegal-RPA, bo w przypadku remisu bramkowego Wyspy zyskują kolejną bramkę do dogonienia. Rozpisanie wszystkich kombinacji tych trzech zmiennych jest już poza moje siły, wybaczcie.

Mam nadzieję, że nigdzie się nie jebłę, jakby jednak, proszę o korektę.

(a Burkina Faso ma zadanie tylko trochę prostsze, bo też musi wygrać swój mecz i liczyć na kombinację wygranej RPA i remisu, ale ma lepszy bilans i więcej bramek od Wysp, więc przegonienie Senegalu będzie trochę prostsze)

03/10/2017

Lato. Było, nie ma.

26/09/2017

Noęc jest tak, że jeśli służba zdrowia w Polsce ogólnie cierpi na dramatyczne niedofinansowanie, to polska psychiatria po prostu nie istnieje.

Wczoraj moja psychiatra zmieniła mi czwarty raz w tym roku leki ze względu na, hm, ograniczoną skuteczność obecnie stosowanych. Dowiedziałem się również, że w krajach zachodnich normą przy zaburzeniach depresyjnych jest badanie poziomu neuroprzekaźników we krwi, co pomaga dobrać chociażby właściwy kierunek leczenia. W Polsce takie badania, oczywiście, są płatne.

W ramach bonusu okazało się, że lek, który mi przepisano (oczywiście zapomnijcie o refundacji!), nie należy do popularnych i jego odnalezienie w polskich, urynkowionych, aptekach jest cokolwiek trudne, bo nie tylko brakuje go w punktach sprzedaży, ale także w hurtowniach. Jest zamiennik, ale oczywiście - droższy o 50%. W piątej kolejnej aptece udało mi się dowiedzieć, że lek jest jeszcze na stanie innej filii, i można go nawet zarezerwować.

Zreasumujmy koszty tej całej zabawy:

1. Prywatna wizyta u lekarza psychiatry: 150 PLN.
2. Podstawowe badanie neuroprzekaźników: 400 PLN. Badanie kompleksowe kosztuje czterocyfrowo.
3. Miesięczna kuracja nowym lekiem: 160 PLN. Zamiennik: 245 PLN.
4. Miesięczna kuracja lekiem wspomagającym: 60 PLN.

Razem, bagatela, osiem stówek do wypierdolenia, bez najmniejszej gwarancji powodzenia, bo dobór leków antydepresyjnych to niestety, w dużej mierze, hit and miss. To jest 55% pensji minimalnej i 34% mediany wynagrodzeń.

Gdybyście wybierali się zaś na psychoterapię, to koszt tej zabawy zaczyna się od 500 PLN miesięcznie. Oczywiście, NFZ refunduje, ale: kolejki są półroczne, trzeba co tydzień zwalniać się z pracy, bo godziny są BARDZO DOGODNE, a w pracówkach państwowych zazwyczaj ciężko o terapeutę na rozsądnym poziomie.

(co nie jest, rzecz jasna, regułą, bo niżej podpisanemu krzywdę zrobił i terapeuta prywatny, ale statystyka wskazuje na wyższą skuteczność terapii prywatnej)

Minister Sienkiewicz miał pełną rację: to państwo istnieje tylko teoretycznie. To jest jebana wydmuszka, która nie radzi sobie z podstawowym zadaniem organizmu państwowego: zapewnieniem bezpieczeństwa

Rant off.

01/09/2017

W międzyczasie okazuje się, że Pan Prezes Chłosta stuka w dno od spodu. Panie Prezesie (niestety, nie mogę Pana oznaczyć w tym wpisie), straszliwie mnie Pan Prezes wkurwia, i z ogromną przyjemnością spotkam się z Panem Prezesem w sądzie - choć, jesli mam być szczery, wolałbym, aby Pan Prezes poświęcił więcej czasu na poprawę sytuacji zarządzanego przez siebie zakładu pracy i uregulowanie swoich zobowiązań, a mniej - na puszeniu się na fejsbuku. To ostatnie to moja kompetencja. Przekazuję wyrazy braku szacunku.

Wiemy, że się nie odważycie. 😉

Jarosław Chłosta, prezes huty szkła w Zawierciu, a zarazem radny miejski, od wielu miesięcy nie wypłaca swoim pracownikom regularnych wynagrodzeń. Części z nich próbował zamiast pieniędzy wcisnąć wyprodukowane w hucie szkło!

W środę wraz z pracownicami i pracownikami zakładu oraz związkowcami z Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych zorganizowaliśmy protest w tej sprawie. Pan prezes w odpowiedzi... zagroził mediom, internautom i nam pozwami za rozpowszechnianie informacji o zaległych wynagrodzeniach.

"Ten protest będzie mieć fatalny wpływ zarówno na wizerunek huty, jak i całego miasta. Klienci już teraz dzwonią i nie chcą współpracować z zakładem, który nie płaci swoim pracownikom" – prezes Chłosta żali się mediom.

Panie prezesie! Fatalny wpływ na wizerunek ma fakt, że nie płaci pan pracownikom za ich ciężką pracę!



www.partiarazem.pl

[Grafika: W tle znajduje się zdjęcie huty szkła w Zawierciu. Na pierwszym planie inne zdjęcie: prezes Jarosław Chłosta przemawia do mikrofonu. W lewym górnym rogu na jaśniejszym tle zrzut ekranu z konta Jarosława Chłosty na Facebooku. W wiadomości z 30 sierpnia, godziny 23.50, prezes Chłosta pisze: "Wobec kłamliwych ( nie zgodnych z prawdą) informacji i komentarzy dotyczących mojej osoby, nazwiska i mojej rodziny, złożyłem doniesienie do prokuratury w temacie publikacji medialnych. Jednocześnie składam wnioski do sądu w stosunku do każdej osoby, która publikuje (udostępnia) te materiały w każdej formie: prasowej, elektronicznej i na platformie internetowej. Od każdej osoby będę domagał się zadośćuczynienia .Zgodnie z treścią art. 212 § 1 Kodeksu Karnego" (pisownia oryginalna). Poniżej tekst: "Prezes Jarosław Chłosta nie chce, by ktokolwiek dowiedział się, że nie wypłacał pracownikom huty szkła w Zawierciu regularnych wynagrodzeń, a zakład doprowadził do ruiny. / Pod żadnym pozorem nie udostępniaj tego wpisu!".]

17/08/2017

Noęc byłem na urlopie. Stosunkowo udany, choć pod koniec zaatakowało depregówno i więcej czasu przeleżano z książką niż robiono cokolwiek wakacyjnego, ale i tak było fajnie. Mocne 3,5 w skali studenckiej, o której myślę coraz częściej, bo przecież sesja poprawkowa gonna kick my ass.

Noęc wróciłem również z urlopu, parę dni wolnych do powrotu do pracy pozostało, leniuchuję i wygrzebuję się z aktualnego dołka, a tu BUM! out of the blue Ktoś stwierdził, że "musimy zerwać całkowicie kontakt" i postanowienie natychmiastowo wdrożył w życie, wypierdalając mnie ze znajomych na wszystkich możliwych portalach społecznościowych, informując mnie o tym dość zdawkowym mailem.

Jakkolwiek bym pewnych przesłanek stojących za decyzją nie przyjmował do wiadomości (acz daleko mi do akceptacji samego trybu postępowania), tak nie da się ukryć, że Ktoś był dla mnie ważny. Raz, bo poświęciłem mu sporo energii życiowej przez ostatnie miesiące, bo autentycznie zależało mi na jego dobrostanie, i mam szczere wrażenie, że udało mi się choć trochę Ktosia wesprzeć, i dostawanie kopa w dupę w ramach podziękowań nie do końca jest tym, czego oczekiwałem. Dwa, bo Ktoś był dla mnie kimś, do kogo mogłem się odezwać zawsze i wyjawić swoje humory i problemy życiowe, z gwarancją wsparcia i zrozumienia. Takiego podstawowego, instynktownego zrozumienia, o które kurewsko trudno, gdy cierpisz na zaburzenia lękowe, bo to wszystko, o czym mówisz ludziom, jest dla nich jakąś kurewską abstrakcją. Poczułem się zatem leciusieńko wyruchany i zdradzony.

No więc mam dzisiaj, jakby to ująć, zły dzień. Holy mother of all bad days nawet. Co u Was, robaczki?

22/06/2017

Nie dajcie sobie wmówić, że depresja to jest duża rzecz. Że depresja to coś wielkiego, nagłego, wyróżniającego się spośród rzeczywistości.

Depresja to nie wychodzenie z dziewiątego piętra oknem. Depresja to nie wizyty w placówkach zdrowia publicznego i pobyty w szpitalach. Depresja to nie codzienne łykanie leków, które mają ci pomóc wyjść z domu i funkcjonować wśród ludzi.

Depresja to codzienność. Depresja to ten moment, gdy wspólnie z kolegą z pracy rozwiązujecie analityczny problem i musisz go wielokrotnie prosić, żeby zwolnił, bo nie nadążasz za jego tokiem myślowym; bo twój mózg postanowił zrobić sobie przerwę i odmawia współpracy, choć przecież doskonale wiesz, że potrafi ten problem rozwiązać. Depresja to ta chwila, gdy wychodzisz ostatni z pracy, wsiadasz do pociągu do domu i powstrzymujesz łzy, bo naprzeciwko ciebie siedzi normalna para, dwoje atrakcyjnych, SZCZĘŚLIWYCH, ludzi. Depresja to ukradkowe ocieranie oczu, gdy z tego pociągu widzisz kilkuletnią dziewczynkę bawiącą się z psem. Depresja to ten moment, gdy od miesiąca na środku twojego salonu stoi rower, w którym wystarczy dopompować koło, aby pojechać na fajną wycieczkę. Bo wiesz, wiesz z niezachwianą pewnością, której nigdy nie masz w innych sprawach, że nie zasługujesz na nic fajnego. Depresja jest wtedy, gdy codziennie wchodzisz w lepką plamę po rozlanym piwie, ale nie umyjesz podłogi, bo przecież tak naprawdę nie ma takiej potrzeby.

Depresja to ty.

Depresja jest wtedy, gdy próbujesz napisać krótki tekst o tym, jak się czujesz, ale znowu brakuje ci słów. Znowu jesteś beznadziejny. Znowu to, co robisz, jest totalnym gównem.

Depresja jest również wtedy, gdy napiszesz już ten tekst, i po kwadransie chcesz go skasować, bo wstydzisz się własnych emocji.

18/05/2017
Soundgarden- Like Su***de w/ lyrics (HD)

Nie żyje Chris Cornell. Wokalista i gitarzysta Soundgarden, Temple of the Dog, Audioslave, autor pięciu solowych albumów, kilku utworów do filmów, etc. etc.

Nie byłoby to tematem do postu na Zazwyczaj Wkurwionym, bo swoje osobiste wspominki z tego, jak z kumplem na przełomie podstawówki i liceum katowaliśmy Superunknown do zarżnięcia taśmy (ja) bądź płyty (on), mógłbym wrzucić na tablicę prywatną. Ale tak się składa, że wszystkie informacje zdają się potwierdzać, że Cornell popełnił samobójstwo.

Drogą skojarzeń myśl me pobiegły ku Aaronowi Lennonowi, piłkarzowi Evertonu, którego hospitalizacja ze względu na "zaburzenia związane ze stresem", jak głosi oświadczenie klubu. W dużym skrócie, wielokrotnego reprezentanta Anglii policja brytyjska ściągnęła z pobocza autostrady, uznając, że jego stan psychiczny jest wysoce niestabilny i uzasadnia skierowanie na przymusowe leczenie psychiatryczne.

Przy tej okazji media przypomniały, że sześć lat temu w swoim domu powiesił się Gary Speed, były znamienity walijski piłkarz, grający w wielu czołowych angielskich klubach, przed śmiercią pełniący funkcję selekcjonera reprezentacji Walii.

Po co o tym wszystkim piszę? Po to, aby pokazać Wam, że problemy psychiczne nie wybierają. Można być wybitnym piłkarzem, zgarniać setki tysięcy funtów miesięcznie, i cierpieć jak każdy z nas. Można być genialnym muzykiem, kochającym mężem, ojcem trójki dzieci i działaczem społecznym - jak Cornell - i czuć się zupełnie wypalonym i niepotrzebnym światu.

I tak, jak Cornell, Lennon i Speed, tak cierpieć na depresję, zaburzenia lękowe i inne spektrum problemów psychicznych może każdy w Twoim towarzystwie. Naprawdę każdy.

Po prostu pamiętaj o tym. Spróbuj poczytać trochę więcej o psychice takich ludzi. Spróbuj nie ignorować tego, gdy ktoś bierze głęboki wdech i mówi, że ma problemy. Spróbuj nie oceniać. Tylko i aż tyle.

From Soundgardens album Superunknown this is Like Su***de. Please subscribe and suggest more songs to do.

25/04/2017

No więc nadszedł taki smutny moment, kiedy trochę zgadzam się z redaktorem Warzechą. Osobiście nie lubię zgadzać się z ludźmi, którzy są paskudnymi prawicowymi pseudodziennikarzami, ale tak się składa, że redaktora Warzechę dotknęło to, co mnie wkurwia już od pewnego czasu.

Z niewiadomych bowiem przyczyn różne marketoidy uznały, że standardy komunikacji z (potencjalnymi) klientami na fejsbuniu są nieco inne niż gdziekolwiek indziej, i na lewo i prawo swoich kontrahentów tykają imiennie. Gdy wchodzę do salonu telekomu, słyszę "dzień dobry" i "w czym możemu panu pomóc", gdy piszę z tym samym problemem na telekomowej stronie fejsbukowej - jestem już tylko zwykłym Cyrylem, i z tego tytułu jestem trochę bardziej wkurwiony niż zwykle.

Nie kumam i nie łapię narracji, w której wynika to z zastosowania zasad netykiety, w której od dawna przyjęła się rezygnacja z form grzecznościowych w dyskusjach internetowych. Netykieta została wymyślona dawno temu, w czasach, kiedy internet jako medium komunikacji służył głównie dyskusjom akademickim, i rezygnacja z klasycznych form grzecznościowych służyła uproszczeniu kontaktu w sytuacjach, gdy nie było wiadomo, jakie stanowisko w uczelnianej hierarchii zajmuje dyskutant. W tych czasach nikomu nie śniło się, że za ćwierć wieku internet będzie podstawowym medium komunikacji marketingowej, w której relacja klient - usługodawca jest jednoznacznie określona i nie zachodzi potrzeba kolokwializacji dyskursu.

Tłumaczenie netykietowe nie trzyma się też kupy, gdy spojrzymy do skrzynki mailowej. Tam nagle wracamy (zazwyczaj) do poprawnych form grzecznościowych, mimo że to jest medium, dla którego netykieta została podstawowo opracowana.

Osobiście mam wrażenie, że nagminna rezygnacja z form grzecznościowych w mediach społecznościowych służy sztucznemu skróceniu dystansu i wytworzeniu wrażenia, że pomiędzy klientem a usługodawcą istnieje bardziej zaawansowana i osobista więź, niż wynikałoby to z samej natury kontaktu. Trudniej się zezłościć na kogoś, kto jest nam bliski, z kim jesteśmy na "ty", kto traktuje nas jak przyjaciela i kumpla, niż na kogoś, kto utrzymuje poprawny dystans.

Oczywiście, skala i forma gównoburzy, którą rozpętał redaktor Warzecha, jest żenująca, i z tego tytułu pastwienie się nad nim jest w pełni uzasadnione. Szkoda jedynie, że reputacja histeryka, którą Warzecha się słusznie cieszy, przykrywa tutaj całkiem rzeczywisty, choć może nie najpoważniejszy na świecie, problem.

I to mnie dzisiaj wkurwiło.

25/04/2017

Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl

25/04/2017

Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl's cover photo

Address


Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Zazwyczaj Wkurwiony Cyryl posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Shortcuts

  • Address
  • Alerts
  • Claim ownership or report listing
  • Want your business to be the top-listed Pet Store/pet Service?

Share