13/12/2021
Tak, że ten...
Koniec sezonu na kleszcze?
Praktycznie codziennie ktoś pyta, jak długo stosować preparaty przeciwkleszczowe. I co ja mam tym ludziom mówić? Że stale? U połowy ludzi taka informacja wywołuje reakcję “chce mnie naciąć na hajsiwo!”. Tymczasem prawda jest taka, że jeżeli nie dopierdzieli siarczystym mrozem i nie zasypie nas jak słynnego domku w Karkonoszach, to szansę na kleszcza macie bez względu na miesiąc.
Przykład sprzed 2 tygodni…
Jest listopad. Miesiąc, który się nie kojarzy zbyt kleszczowo, prawda? Kleszcze już dawno śpią, prawda? Tak od sierpnia śpią, prawda? No nie prawda. Przychodzi pies. Znaczy się nie sam przychodzi, bo z dwoma osobnikami płci męskiej. A więc przychodzą. Pies i ludzie razem z nim. Pies ma jakoś tak nie po drodze z radością. Dwa kroki i bęc. Leży. Temperatura: 105,5 st. Fahrenheita znaczy się, bo Celcjusza 41. Błony śluzowe koloru dorodnej cytryny. Podobnie białka oczu. Chociaż teraz to już bardziej żółtka niż białka. I położył się ten pies w gabinecie. I posikał się. Moczem koloru głębokiego brązu…
W wywiadzie pojawiła się jeszcze jedna istotna rzecz. Pies nie był nosz. Znaczy się nie był hanysem. Przyjechał z krainy podziemnej pomarańczy. Jeżeli mam psa z takim zestawem objawów, który podróżował, zawsze wykluczam babeszjozę. Bo ja nie mam pojęcia, gdzie to cholerstwo można złapać, a gdzie nie. Tym bardziej, że ten rok mógłbym nazwać “Rokiem chorób łapanych turystycznie”. Jak przez lata miałem dwie babeszjozy, w tym roku kumulacja. I tym razem nos mnie nie zawiódł. Babesia canis jak malowana.
Czy zwierzę było zabezpieczone? Nie bo przecież po sezonie jest. Najwyraźniej kleszcze o tym nie wiedzą. Mówił im ktoś? Ja w zeszłym roku wyciągnąłem swojemu prywatnemu
psu kleszcza 24.12, między karpiem, a wigilijną whiskey. W grudniu. Sezon się nie kończy moi drodzy. Ma niewielkie przerwy ale zagrożenie jest stałe.
A czy pies z historii mógł złapać Babesię latem lub wiosną? Nie mógł. W przypadku Babesi canis od zarażenia do pojawienia się objawów mija od jednego do czterech tygodni. Inaczej sprawa ma się np. z boreliami. W tym przypadku dawno zapominamy o kleszczu, a objawy mogą pojawić się po miesiącach.
Poza osobami wierzącymi w koniec sezonu kleszczowego istnieje grupa ludzi, którzy nie zabezpieczają bez względu na to czy sezon w pełni czy też nie. “Nie chcieliśmy go truć” -> babesia. “Te leki i tak nie działają” -> anaplasma. “A co jeśli ten preparat rozwali mu wątrobę?!” -> kombo: babesia + anaplasma + erlichia. Dodajmy do tego miłośników sposobów alternatywnych. “Skąd te kleszcze?! Przecież dostaje czystek”. “Nie będziemy robić testu na choroby odkleszczowe. Ona nosi bursztyn”.
Powiem tak. Wasze zwierzęta, wasze wybory. Weźcie jednak pod uwagę, że mogą one kosztować zwierzę zdrowie lub życie. I tak, nie ma preparatu w 100% skutecznego. I tak, po zastosowaniu jakiegokolwiek z nich mogą wystąpić objawy niepożądane. Tak, jak po iburpomie, który niczym cukierki łyka połowa naszych rodaków. Na rynku są dziesiątki prepratów działających przeciwko pasożytom zewnętrznym. Każdy znajdzie taki, któremu zaufa. Ja nie będę agitował za żadnym z nich. Mimo, że mam swoich faworytów ;)
Podsumowując. Sezon na kleszcze się nie kończy. Choroby odkleszczowe zagrażają cały rok. Trzeba zabezpieczać zwierzęta. Kropa
P.S.
Choroby odkleszczowe nie są problemem jedynie psów! Kleszcze są wektorami m.in. Mycoplasmy haemofelis, która jest odpowiedzialna za zakaźną anemię kotów.