27/03/2021
Temat wiele razy poruszany, ale nadal ważny i aktualny!
👇👇👇
Miałam z tym postem się wstrzymać i wrzucić go na bloga za jakieś dwa tygodnie, ale chyba nie ma na co czekać.
Pies zmorą dzisiejszych czasów.
Od ponad roku życie wielu z nas uległo zmianie. Wybuchła pandemia. Wiele naszych zainteresowań, dotychczasowych przyzwyczajeń, musieliśmy zmienić. W tym wszystkim jednak, okazało się, że musimy ten czas zagospodarować inaczej. I to "inaczej", w całej masie przypadków ma imię PIES. A bo kiedy jak nie teraz? A bo kiedyś przecież chciałem! A bo teraz, to mam czas. A bo teraz nie mam na co wydać pieniędzy, no to czemu nie? Niestety, bardzo często, jest to decyzja podjęta pochopnie, pod wpływem emocji.
Powiem Wam, że ja jestem przerażona. Ilość psów rośnie w zastraszającym tempie. Tempie niewspółmiernym z szerzeniem wiedzy kynologicznej. Pisze o tym coraz więcej osób powiązanych ze środowiskiem, ale rozpisują się też na ten temat popularne portale internetowe. A co gorsza, ja osobiście coraz częściej trafiam na wpisy, materiały o tym, że psy zaczynają być zmorą... I niestety sama też to widzę.
"Musi się przywitać"
Zmora numer jeden, dla wielu z nas. Bo kto nie zna tego problemu "psa podbiegacza"? Chyba doświadczamy tego wszyscy. Niemniej ludzie się zmienili a pandemia, odnoszę wrażenie, zmieniła nas jeszcze bardziej. "Moje, czyli najważniejsze, resztę mam głęboko w dupie" - to przekonanie króluje coraz mocniej. I co gorsza, już nawet nie zwrócenie uwagi, a zwykła prośba o zabranie psa, spotyka się z agresją z drugiej strony.
Nie tak dawno od pewnej Pani usłyszałam, że mam jej nie pouczać. Wiecie czym było moje pouczenie? Powiedziałam kobiecie, że bezpieczniej dla jej psiaka, żeby nie podbiegał do innych się witać, bo psy są różne i kiedyś, jakiś może wyrządzić mu krzywdę. Powiedziałam to po tym, jak kobieta stojąc kilkadziesiąt metrów od nas, po prostu puściła linkę. Nie że pies jej uciekł, że się wyrwał... Ona ją puściła.
A wiecie co jest jeszcze gorsze w tej historii? Po tym, jak razem z moją kursantką i jej psiakiem, odeszłyśmy bez większego problemu, to ta Pani przez dobre 10 minut szarpała się ze swoim psem. Pies na dziesięciometrowej lince targał Panią całą siłą, Pani szarpała go w drugą stronę. Jak szarpnęła go za mocno pies padał na ziemię. Jak do niego podchodziła, wywracał się na plecy i gryzł. I tak bez końca. Chciałam podejść do kobiety, dać jej moją wizytówkę i zaproponować pomoc, ale widziałam, że tym sposobem, dostanę +10 punktów do bycia bezczelną. A ja tylko poprosiłam o zabranie psa i zasugerowałam, że witanie to nie jest dobry pomysł...
Innym razem jak pies nas niemal staranował, bo biegł na oślep żeby się przywitać, nie patrząc na to, że na jego drodze stoi człowiek, usłyszałam, że jestem idiotką. Bo i tu, uwaga, znowu poprosiłam, żeby zabrać psa.
Jest jeszcze pewna gorsza sprawa, czyli ludzie, których o to samo prosimy setny raz. I zastanawiam się ile razy jeszcze będę musiała prosić o to samo, skoro proszę niemal każdego dnia. Mam przestać prosić i mam zacząć robić awantury? Ale ja się nie chce kłócić, ja nie potrzebuję szarpać sobie nerwów. I może to jest mój problem? W wielu wypadkach odnoszę wrażenie, że ludzie wprost celowo, prowokują awanturę. Pan, który nazwał mnie idiotką, szedł z rękoma w kieszeni i nawet nie chciał zawołać psa. A pies, jak się finalnie okazało, był odwoływalny. Tak trudno było go zawołać, gdy do nas biegł?
Psy podbiegacze to jedno.
Psy są zmorą w miastach, parkach, na skwerach, ale i w lasach. Już kilka razy trafiłam na artykuł zwracający uwagę na ogromny problem, z psami goniącymi dziką zwierzynę, bez żadnej kontroli. Oczywiście, za każdym razem, argument jest ten sam. Pies musi się wybiegać, a gdzie jak nie w lesie? I ok, ja sama mówię, że zmęczenie fizyczne jest turbo ważne, ale na litość wszelaką! Nie może być tak, że kosztem wybiegania się psa, obrywają inne zwierzęta. Psy są w stanie zagonić sarnę na śmierć, już nie mówiąc, że są w stanie ją upolować. I to nie są odosobnione przypadki, a przypadki, o których mówi się coraz częściej. Kary i mandaty niestety nie przynoszą skutku, poza tym leśniczy nie jest w stanie być w każdej części lasu. Mnie też kiedyś na polach leśniczy poprosił o zapięcie psów, bo sarny były w okresie rozrodu. I choć byłam na polach, na odludziu, a do lasu dość kawałek, to nie dyskutowałam, przeprosiłam, zapięłam psy na smycz. Powiedziałam, że gamonie nie latają za zwierzyną, ale dziękuję za informację. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, okazało się, że po drugiej stronie rzeczki, w lesie, jest paśnik, o którym nie wiedziałam, bo nigdy w te rejony się nie zapuszczaliśmy. Leśniczy wygłaskał moje psiaki i każdy z nas poszedł w swoją stronę, a ja zmieniłam miejsce spacerowe.
Oczywiście, że nie raz na spacerze trafimy na sarny, lisy czy zające. Nie jesteśmy w stanie uniknąć takich sytuacji. Niemniej, jeżeli mogę coś zmienić, tym bardziej, gdy ktoś mnie o to poprosi, to czemu mam tego nie robić?
Lasy to też często górskie szlaki! I serio dziwimy się, że Parki Narodowe, nie chcą nas psiarzy wpuścić? Bo ja się nie dziwę. Co więcej, mega psiolubna Słowacja czy Czechy, od pewnego czasu zastanawiają się, nad wprowadzeniem zakazów wędrowania w górach z psami.
Psy zmorą psów, zwierząt ale i ludzi.
Wróćmy z lasu do miasta, na osiedle, do pobliskiego parku. Choć psiaki mega lubię i nie mam większego problemu gdy jakiś do mnie biegnie, to wypadająca za zakrętu horda, lecących na oślep chartów, nawet dla mnie jest szczytem przegięcia pały.
Sobota popołudniu, na boisko schodzi się ekipa charciarzy. Psy oczywiście latają bez żadnej kontroli. Raz niemal wpadły pod rower, rowerzysta nieźle się poobijał. Innym razem, biegały między chłopkami, grającymi w krykieta. Jak poprosili o zabranie psów (i serio zrobili to niesamowicie grzecznie), usłyszeli, że ciapaci mają wracać do siebie i nie będą nikomu dyktować warunków (chłopaki, którzy są naprawdę mili, są Hindusami). Innym razem około 12-15 chartów, zaczęło atakować jednego z tych psiaków. Ten zaczął uciekać, cała reszta biegła za nim. Biegła na oślep, a wołanie właścicieli, jak się pewnie domyślacie, nie dało kompletnie nic. Psy wybiegły na ulice, między jadące samochody. Gnały drogą, potem chodnikiem między spacerowiczami, rowerzystami, dziećmi. Skończyło się na pewno kolizją dwóch samochodów. Na czym jeszcze, tego nie wiem, bo psy udało się zatrzymać... kilka kilometrów dalej!
I ostatnia sytuacja. Golden i kundelek jego wielkości, wbiegają między dzieci grające w piłkę. Dzieci w wieku +/- 7 do 10 lat, wpadły w panikę. Piłka w ciągu kilku sekund została przebita, rodzice wpadli między psy, próbując je łapać. Właściciele pojawili się po dłużej chwili. I co? I mieli pretensje, że ludzie przytrzymują psy, kiedy oni je wołają. To prawda! Jak już pojawili się na horyzoncie i widzieli co się dzieje, wołali. Bez skutku. Wołali, i wyobraźcie sobie, szli spacerkiem. Rozumiecie to? SPACERKIEM. Ja, jak już bym dopuściła do takiej sytuacji, to biegłabym ile sił w nogach. No ale "przecież nic się nie stało, to golden i kundelek, nie zrobią krzywdy". Naprawdę jest mi niesamowicie przykro, że psiarze zamiast budować pozytywny obraz, odwalają takie akcje. Ja wiem, że czasem ludzie oczekują od nas niemal chodzenia kanałami, ale nie jesteśmy panami wszechświata! No i ta ilość kup. Tu już ręce mi tak opadają, że nie wiem co napisać.
Szczerze boję się co będzie dalej. Bo tak naprawdę, zmorą nie są same psy, zmora to ich nieodpowiedzialni właściciele. Powoli brakuje mi pomysłu, co z tym zrobić. Edukować, jasne i to na maxa! Bo jak wiemy, zakazy to najgorsza broń. Ale co jak ktoś tej edukacji nie chce? Co jeśli edukację odbiera jak atak? Co jeżeli przeszedł już gdzieś proces „edukacji”? Edukacji niewłaściwej, ale dla niego wygodnej? Może Wy macie jakiś pomysł? Wiem, że świata nie zbawimy i z tym już dawno udało mi się pogodzić, ale jeżeli można zrobić coś więcej, to czemu nie. Bo myślę, że tak samo jak i ja, tak samo i Wy nie chcecie obudzić się za kilka lat w świecie kompletnie przepełnionych schronisk, zakazów, nakazów, awantur, sądów. Więc wspólnie zacznijmy działać. Już, teraz!